Ponad pół miliona bez prawa jazdy?

mężczyzna prowadzący samochód

Takie są szacunki policji. Każdego roku zatrzymywanych jest prawie 40 tysięcy kierujących bez uprawnień. Ilu udaje się uniknąć spotkania z drogówką? Nie wiadomo. Eksperci alarmują. – Jeśli kiboli zamyka się na 48 godzin, tak samo można dyscyplinować osoby bez prawka – komentuje Rafał Gajewski, dyrektor WORD-u w Zielonej Górze.

Ile osób śmiga po polskich drogach bez stosownych uprawnień? Nie da się tego precyzyjnie określić. Pozostają analizy, szacunki, przypuszczenia. Wszystko na podstawie policyjnych raportów, statystyk zdarzeń drogowych. Stamtąd można wyciągnąć kilka pewnych liczb, m.in. zatrzymanych bez prawa jazdy. W 2012 roku było ich 31 tysięcy. W 2013 i 2014 roku – po ok. 40 tysięcy.

– Od 18 maja 2015 do 16 maja 2016 roku policjanci ruchu drogowego ujawnili 37.866 kierujących bez uprawnień, z czego 25.249 (66,7 proc.) osób nie posiadało nigdy prawa jazdy – informuje sierżant sztabowy Michał Gaweł z Biura Komunikacji Społecznej KGP.

Komenda Główna Policji niechętnie potwierdza wypowiedzi funkcjonariuszy – także przed telewizyjnymi kamerami – że jeżdżących bez prawka jest ponad pół miliona. Może więcej.

– Ja słyszałem o 800 tysiącach. W audycji radiowej, w której uczestniczyłem razem z policjantami – wspomina Arkadiusz Kuzio z Akademii Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. – Problem jest, ale twardych danych nie ma. Policja próbowała kiedyś robić dokładne analizy dotyczące motocyklistów. Fotografowała ich, opisywała. Bez oczekiwanego efektu – przypomina Kuzio.

Wśród kierowców jednośladów co najmniej 30 proc. nie posiada stosownych uprawnień (to znów szacunki KGP). Ostatnio zliberalizowane przepisy dotyczące motocykli o pojemności 125 cm3 nieco łagodzą lub raczej zamazują tę ponurą statystykę (posiadacze prawa jazdy kategorii B mogą poruszać się pojazdem z takim silnikiem), lecz skala zjawiska nadal jest szokująca. Widać ją w statystykach wypadków. W ubiegłym roku osoby bez prawa jazdy spowodowały 1555 poważnych kraks. W 2014 roku aż 1699 (dane KGP). Wydziały ruchu drogowego komend wojewódzkich oceniają, że 70, a nawet 80 proc. jeżdżących „na dziko” nigdy nie zdało egzaminu na prawo jazdy. Pozostali to kierowcy z sądowymi zakazami (np. za jazdę w stanie nietrzeźwości, spowodowanie poważnego wypadku), tzw. punktowcy.

Zaczyna się od motoroweru

Skąd tylu „bezprawnych” na drogach? Boją się egzaminu? Nie mają pieniędzy na kurs? A może uważają, że obowiązujące normy prawne i społeczne ich nie dotyczą?

– To się zaczyna od jeżdżenia skuterem – diagnozuje Rafał Gajewski, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Zielonej Górze. – Nastolatki masowo jeżdżą motorowerami czy motocyklami bez uprawnień. Wszyscy – rodzice, szkoła, a nawet policja – przymykają na to oko. A później taki młody człowiek przesiada się z dwóch kółek do czterech i… też jeździ. Nauczył się ignorowania przepisów. Ma złe nawyki – komentuje Gajewski.

Przyznaje, że przeszkodą w uzyskiwaniu uprawnień są również koszty szkolenia i egzaminu. Dlatego zielonogórski WORD chce egzaminować motorowerzystów (kategoria AM) i motocyklistów (A, A1, A2) w kilku mniejszych miastach województwa.

Zielonogórski ośrodek ruchu drogowego stawia na edukację. Najmłodszych kierowców chce szkolić we współpracy ze szkołami, kuratorium oświaty, policją.

– Kiedyś w gimnazjach organizowane były egzaminy na kartę rowerową i ponad tysiąc uczniów uzyskiwało uprawnienia. Teraz kategorię AM zdaje kilkanaście osób rocznie – przyznaje Gajewski. – Musimy pracować na to, by dla młodych ludzi posiadanie prawka było cool, a nie obciachem – stwierdza.

Tę diagnozę potwierdza socjolog z Uniwersytetu Szczecińskiego, dr Maciej Kowalewski. Podkreśla, że problem dotyczy nie tylko młodych, ale wszystkich kandydatów na kierowców.

– Wiele osób traktuje kurs prawa jazdy jako formalną konieczność, a nie jako nabycie ważnych kompetencji. Dlatego sam egzamin i uzyskiwany dokument też jest lekceważony – stwierdza dr Kowalewski, posiadacz prawa jazdy od 1997 roku. – Jeśli cały system szkolenia byłby bardziej wartościowy, prawko też byłoby inaczej postrzegane – ocenia.

Kursy dla kandydatów na kierowców porównuje m.in. do… kursu spawacza.

– Ten drugi służy nie tylko temu, byśmy uzyskali na piśmie potwierdzenie umiejętności, ale żebyśmy rzeczywiście się czegoś nauczyli – podkreśla socjolog. – A czy kurs na prawo jazdy uczy nas radzenia sobie na drodze? Zyskujemy nowe, cenne umiejętności? – pyta dr Kowalewski.

Zauważa przy tym, że w kwestii bezpieczeństwa ruchu drogowego, kultury jazdy w Polsce powoli następują zmiany na lepsze.

– Nadal wielu kierowców ma ciężką nogę, zdarza się agresja za kierownicą, ale obserwujemy też odpowiedzialne zachowania, na przykład obywatelskie zatrzymania pijanych kierowców – opowiada dr Kowalewski. – Jeśli chodzi o jazdę bez uprawnień – kilkanaście lat temu wśród motocyklistów było to powszechne. Teraz już chyba nie.

Maciej Banaszak, wiceprezes stowarzyszenia Kierowca.pl, były poseł i motocyklista, przekonuje, że jeżdżących bez prawka rozzuchwaliły zbyt łagodne przepisy. I przyzwolenie społeczne.

– Wiadomo, jak jest w Polsce lokalnej. Albo szwagier policjant, albo komendant mieszka po sąsiedzku. Wszyscy się znają – opisuje Banaszak. – Przez lata było tak, że osoba z uprawnieniami, popełniająca wykroczenie drogowe, była narażona na cięższe sankcje, niż ta bez prawa jazdy. Absurd – ocenia Banaszak.

Nie ma prawka, nie ma punktów

Jadący autem bez prawka formalnie nie jest kierowcą. A to oznacza, że wykroczenia takiej osoby nie są rejestrowane, nie można jej ukarać punktami karnymi ani cofnąć uprawnień. Do maja 2015 roku takim „spryciarzom” groziły tylko sankcje z kodeksu wykroczeń. Mandat w wysokości maksymalnej 500 zł. Jeśli sprawa trafiła do sądu – do 5 tys. zł grzywny i trzy miesiące pozbawienia wolności.

Dlatego drogowi piraci czuli się bezkarni. W ubiegłym roku w Lublinie, po kilku wypadkach spowodowanych przez osoby bez uprawnień, rozgorzała dyskusja na ten temat. Internauci, których cytował „Kurier Lubelski”, chwalili się, że od lat jeżdżą „na dziko”. I że mandat nie odstrasza.

– A ile razy mnie drogówka zatrzyma? – pytał jeden z uczestników dyskusji. – Nie robię kursu, bo i po co? Raz na kilka lat 500 zł się zapłaci i ma się zero stresu egzaminacyjnego, zero wkuwania.

– Sam dokument o niczym nie świadczy. Jedni umieją jeździć bez prawa jazdy, inni nie umieją jeździć nawet po zdaniu egzaminu – komentował inny.

Od 18 maja 2015 roku obowiązują nowe, surowsze przepisy.

– Są wystarczające do realizowania zadań związanych ze zmniejszeniem omawianego zjawiska na polskich drogach – przekonuje Michał Gaweł. – Przed zmianami kierowanie bez uprawnień stanowiło wykroczenie, za które przewidziana była jedynie kara grzywny.

Wyjątkiem były sytuacje, kiedy kierowca złamał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Wtedy odpowiadał z art. 244 kodeksu karnego. I groziły mu trzy lata więzienia. Teraz za przestępstwo może odpowiedzieć również osoba, która nigdy nie posiadała prawka. Ponieważ…

– Obok kary grzywny możliwe jest orzeczenie zakazu prowadzenia pojazdów, o czym decyduje sąd – tłumaczy Gaweł.

– I jeśli taka osoba zostanie drugi raz zatrzymana, czeka ją postępowanie karne – dopowiada Arkadiusz Kuzio z Akademii BRD. – Trzeci wyjazd bez prawka prawdopodobnie oznaczał będzie więzienie.

Co ważne, do kodeksu karnego wprowadzono nowy artykuł (180 a), dotyczący prowadzenia pojazdów mechanicznych bez uprawnień. Przewidziane sankcje to grzywna, kara ograniczenia wolności albo kara pozbawienia wolności do dwóch lat.

– Najważniejsze, by wreszcie zaczął działać CEPiK (Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców, ma działać od stycznia 2017 roku – przyp. red.). Wtedy wszyscy będą ewidencjonowani, także jeżdżący bez prawka, i ten proceder zostanie ograniczony – prognozuje Kuzio.

Warto przypomnieć, że od maja ubiegłego roku piratom drogowym grożą też inne sankcje. Jeśli w terenie zabudowanym przekroczyli dopuszczalną prędkość o więcej niż 50 km/h – tracą prawo jazdy na trzy miesiące. W trybie administracyjnym. Nie w sądzie. Jeśli w tym czasie siądą za kółkiem i zatrzyma ich policja, stracą uprawnienia na pół roku. Jeśli nadal będą lekceważyć prawo, starosta wyda decyzję cofającą im uprawnienie do prowadzenia pojazdów. A to będzie oznaczało konieczność ponownego odbycia kursu i zdania egzaminu.

Kary nieuchronne i dolegliwe

Eksperci zgadzają się, że kary za wykroczenia i przestępstwa drogowe nie muszą być bardzo surowe (bezwzględne pozbawienie wolności), a grzywny – astronomiczne. Najważniejsze, żeby sankcje obejmowały wszystkich łamiących prawo. I były odczuwalne.

– Jeżeli zgadzamy się jako społeczeństwo, że system wydawania uprawnień, choć niedoskonały, służy poprawie bezpieczeństwa, to powinniśmy go respektować i stosować sankcje – stwierdza dr Kowalewski.

Zauważa, że dla posiadaczy grubych portfeli kara finansowa nie będzie problemem.

– Niektórzy wręcz traktują mandaty czy grzywny jako koszty funkcjonowania, mimo że takiego rachunku księgowa firmy rozliczyć nie może. Kara powinna być dolegliwa. Ma skłonić do refleksji. Dlatego dobrze działa ograniczenie wolności, prace społeczne – radzi socjolog.

Stosowanie podobnych środków wychowawczych zaleca dyrektor Gajewski.

– W wielu krajach europejskich często orzeka się kary wykonywania prac na rzecz społeczności. Słyszałem, że w Szwecji skazanych przymusowo wysyła się do wykonania jakichś zadań daleko od domu. Ze swoim śpiworem i jedzeniem – opowiada szef zielonogórskiego WORD-u.

– Najważniejsza jest nieuchronność kary – podkreśla Maciej Banaszak. – Jeśli tysiące osób z wyrokami nie trafia za kratki, bo… w więzieniach nie ma miejsc, to jak to działa na innych przestępców? – pyta retorycznie.

Banaszak postuluje najcięższe sankcje dla drogowych przestępców recydywistów. Na przykład jeżdżących po pijanemu. Ale również dla tych, którzy siadają za kółko, choć nigdy nie mieli prawa jazdy.

– Nawet nie wiemy, czy znają kodeks drogowy – zastanawia się Banaszak. – Tak zwani punktowcy to osoby, które straciły uprawnienia, ale można domniemywać, że przepisy znają, że umieją jeździć. Stanowią mniejsze zagrożenie.

Eksperci zwracają również uwagę, że w Polsce kierowca przyłapany przez policję na poważnym wykroczeniu lub przestępstwie często odjeżdża z miejsca zdarzenia swoim autem.

– W USA kierowca, który przekroczy dopuszczalną prędkość i kilkadziesiąt km/h, idzie do wiezienia na trzy miesiące! W Niemczech za wjazd na skrzyżowanie na żółtym lub czerwonym świetle traci się prawko na miesiąc – opowiada Kuzio.

– W Kanadzie osoba zatrzymana bez prawa jazdy od razu trafia do aresztu. Pasażer jest współodpowiedzialny za takie przestępstwo. A po auto wzywa się lawetę. Rachunek jest słony – wtóruje Gajewski. – Nie popieram państwa opresyjnego, ale z drugiej strony – to poczucie bezkarności kierowców w Polsce jest irytujące. Kary muszą być dolegliwe. Jeśli kiboli zamyka się na 48 godzin, tak samo można dyscyplinować osoby, które stanowią zagrożenie na drodze – proponuje Gajewski.

Zmasowane kontrole i… bardziej przyjazne egzaminy

Sankcje karne wobec zatrzymanych kierowców to jedno. Ale jak długo udaje się uniknąć spotkania z drogówką? Nawet kilka, kilkanaście lat. Dlatego Kuzio postuluje uszczelnienie systemu kontroli drogowych i ich pogłębienie.

– Policja niedawno chwaliła się, że podczas trzeźwych poranków sprawdziła 18 milionów kierowców. A ilu z nich nie miało dokumentów? Ilu jechało autem bez ważnego przeglądu? Bez ubezpieczenia OC? – pyta retorycznie instruktor z Akademii BRD. – Kontrole są powierzchowne. Na szybko. Żeby nie zakorkować miasta. A później słyszy się w mediach historie, że policjanci mieli w rękach poszukiwanego listami gończymi, ale go puścili, bo tylko trzeźwość sprawdzali – komentuje Kuzio.

Zmasowane kontrole, np. na trasach wlotowych do miast, byłyby uciążliwe dla wszystkich uczestników ruchu, lecz umożliwiłyby wyłapanie większej liczby jeżdżących bez uprawnień.

Banaszak z dużymi nadziejami czeka na CEPiK. I inne nowości, które pozwolą każdego kierowcę i każdy pojazd dokładnie prześwietlić.

– Powinno być tak, że wystarczy numer PESEL i naklejka na szybie auta, by policja lub inne służby mogły uzyskać niezbędne informacje. Czy dana osoba ma uprawnienia, czy była karana, czy pojazd jest ubezpieczony.

Specjaliści od BRD przyznają jednak, że pracowitość policji oraz dolegliwość kar nie będą lekarstwem na wszystkie drogowe problemy.

– Konieczne są zmiany w systemie szkolenia. Teraz uczy się zdać egzamin, a nie uczy się jeździć – stwierdza Kuzio.

Popiera wprowadzenie okresu próbnego dla początkujących kierowców i obowiązkowe doszkalanie.

– Proces szkolenia i egzaminowania powinien być bardziej przyjazny. Co nie znaczy łatwy – dodaje Gajewski.

Tomasz Maciejewski

 

Liczba zatrzymanych kierowców, którzy mieli sądowy zakaz prowadzenia pojazdów:

2015 rok – 5,8 tys.

2014 rok – 5,9 tys.

W ubiegłym roku posłowie PSL przygotowali jeszcze większego straszaka na jeżdżących bez prawka. Mandat 3 tysiące złotych, kara pozbawienia wolności. W przypadku recydywy – sądowy zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów. A nawet „przepadek pojazdu, którym kierował”. Taka nowelizacja przepisów jednak nie przeszła. Pojawiały się pytania: co w sytuacji, kiedy zatrzymany prowadził nie swoje auto? Jak udowodnić, że właściciel pojazdu wiedział o tym, że użycza auto osobie bez prawa jazdy? Czy powinien zachować się jak pracownik wypożyczalni i sprawdzić dokumenty?

 

18 komentarzy do “Ponad pół miliona bez prawa jazdy?”

  1. Czy ktos w koncu zwroci uwage na egzamin praktyczny ma kat A,chodzi o kryterium predkosci przy slalomie szybkim i omijaniu przeszkody
    .Otoz wiadomo wszystkim ,ze w kazdym pojezdzie ,takze w motocyklach,predkosciomierz zaniza predkosc faktyczna o okolo 10km/h a na egzaminie predkosc ta mierzona jest radarem ,wiele osob oblalo bo nie mieli odpiwiedniej predkosci w/g radaru….

        1. Porównuje sie tu do Niemiec czy USA gdzie systemy robienia PJ są absurdalnie łatwe i klarowne. W PL niestety zdawanie egz.to jakiś koszmar. Kamery,place manewrowe nieprzyjazni egzaminatorzy jak i cala biurokracja zniechęca do wszytstkiego. Jesli ktos przesledzi system kanadyjski czy niemiecki to stwierdzi ze tam latwiej jest na ksieźyc poleciec niz u nas PJ zdobyc.

        2. Kierowco, nie trzeba mieć radaru żeby zmierzyć prędkość 🙂 Wystarczy mieć dwa punkty pomiaru w ustalonej odległości mierzące czas przejazdu . Reszta to czysta fizyka, ale widzę że to nie twój ulubiony przedmiot w szkole 🙂

          1. Driver- prowadzac pojazd patrzysz na predkosciomierz czy liczysz sekundy ? Moze egzaminator w WORDzie mierzy czas przejazdu chronometrem a nie korzysta z radaru,ktory tylko on widzi.Zdawalnosc wzrosnie,co nie? Ale wowczas nie bedzie kasy z poprawek….fizyku za dyche….

            1. Prawda jest taka ze system musi z kursanta wydusic kazdy grosz zeby utrzymac WORD. Proszę podac przyklad drugiego panstwa UE gdzie istnieje cos takiego jak w PL…przeciez te gmachy trzeba ogrzac zaplacic ochronie sekretarce i calej świcie. Dlczego nie moze byc to transparentne w postaci urzednika starostwa w randze egzaminatora gdzie nie ma calej tej otoczki bizancjum WORDowskiego… ?

              1. a dlaczego nie spełnić wymagań egzaminacyjnych i sprawić żeby w tych gmachach panował nieprzyjemny chłodek w zimę ?:)

            2. Proszę tylko zobaczyć ile osób musi pracować aby kursant mógł otrzymać prawo jazdy a w zacofanym kraju jakim była Polska ten łańcuszek był o wiele krótszy, moja prośba do wszelkiej maści władzy JA CHCĘ ŻYĆ w zacofanej POLSCE tam było o wiele normalniej

            3. Panie As Kunta Kinte pyta czy nie zajmujesz się szkoleniem powożenia osłami jestem tym zainteresowany czuję że jesteś Asie znawcą tematu a może As to instruktor albo ekspert – szkoleniowiec. , jeżeli tak to jest, no to wio stary i wieś mnie do folwarku zwierzęcego, po drodze zastanowimy się jaka to będzie kat. p.j. i jak będzie przeprowadzany egz., czy będzie teoria

            4. Pingback: https://www.heraldnet.com/reviews/phenq-reviews-is-it-legit-update/

            5. Pingback: Best universities in Africa

            6. Pingback: b4R

            7. Pingback: payday loan

            8. Pingback: Fun Cup 2024

            9. Pingback: http://agri-esfahan.ir/LinkClick.aspx?link=https://gasdank.com/&mid=26733

Dodaj komentarz