W poszukiwaniu optymalnego modelu

wykład

Szlag mnie trafia, jak widzę, na jakim poziomie odbywa się w Polsce szkolenie kursantów. Okazuje się, że właściciele autoszkół postępują według dwóch modeli.

W moich comiesięcznych artykułach, które ukazują się w „Szkole Jazdy”, pełno jest krytycznych słów pod adresem ludzi związanych z branżą szkolenia kierowców. Nie jestem człowiekiem zawistnym, niespełnionym zawodowo, jak pewnie myślą niektórzy koledzy instruktorzy. Wręcz przeciwnie. Jestem zadowolony ze swojej sytuacji i pozycji zawodowej. Szlag mnie jednak trafia, jak widzę, na jakim poziomie odbywa się szkolenie kursantów. Okazuje się, że właściciele autoszkół postępują w dwojaki sposób.

Gratisowa szkoła

Pierwszy z nich opiera się na jak najniższej cenie kursu ? szkoła zarobi, jeśli przyciągnie jak największą liczbę kursantów. W Poznaniu cena szkolenia w takich OSK oscyluje między 800 a 900 zł. Wlicza się w nią wszystko, co kursant sobie wymarzy. Darmowe materiały szkoleniowe to już przeszłość, obecnie na topie jest zwrot pieniędzy za badania lekarskie, bezpłatny dostęp do platformy e-learningowej, przynajmniej dwie darmowe godziny jazd do wykorzystania przed egzaminem. Wyrobienie PKK również należy do obowiązków szkoły. Reasumując: 900 zł minus 350 zł za gratisy. Należy również pamiętać o kosztach paliwa, gazu, naprawach bieżących, płaceniu podatków, kosztów wynajmu sali wykładowej, placu manewrowego. Myślę, że to koszt przynajmniej 400 zł. Dla właściciela szkoły jazdy zostaje 150 zł, zakładając, że sam prowadzi zajęcia teoretyczne i praktyczne. Właściciel instruktor zarabia 2,5 zł na godzinę. Przyjmując, że taka szkoła jazdy miesięcznie szkoli bardzo dużo osób, musi mieć flotę pojazdów, zatrudniać instruktorów.

Nie tędy droga?

Drugi sposób to windowanie cen do teoretycznie niewyobrażalnej kwoty, czyli np. w Poznaniu – 1,5 tys. zł. Dla wielu jest to szok. Ale jak się przyjrzeć bliżej, to takie szkoły również dają wszystko gratisowo, nawet możliwość zdawania egzaminu na samochodzie szkoleniowym. Podsumowując: 1,5 tys. zł minus 350 zł za gratisy. Do tego dochodzi jeszcze 400 zł kosztów prowadzenia OSK i 150 zł za podstawienie auta na egzamin. Średnio licząc, takiemu właścicielowi instruktorowi za każdą godzinę pracy wychodzi średnio 10 zł.

Zastanawiam się, czy nie można pójść całkiem inną drogą. Ustalić cenę kursu na wysokim poziomie i nie dawać kursantom nic. Klient płacąc za usługę otrzymywałby profesjonalny kurs. Za dodatki ekstra musiałby po prostu dopłacić. Materiały do nauki ? 50 zł, dostęp do platformy ? 100 zł, badania lekarskie na własny koszt, podstawienie samochodu na egzamin państwowy ? 400 zł (przynajmniej godzinę przed egzaminem auto ma być podstawione, godzinę lub dwie trwa egzamin, godzinę po egzaminie WORD zwraca samochód).

Zakładając, że taki kurs kosztowałby 1,4 tys. zł, szkoła jazdy ponosi koszty wynajmu sali wykładowej oraz placu manewrowego, eksploatacyjne samochodu szkoleniowego ? właściciel ma 1 tys. zł zysku. Daje to godzinówkę na poziomie 16,5 zł.

Poczta pantoflowa

Ucząc kursantów, że mają wszystko za darmo, podane na tacy, nie możemy liczyć na jakikolwiek szacunek. Głosy, że podwyżka ceny spowoduje wyraźny spadek liczby klientów, są mocno przesadzone. Moim zdaniem, jakość szkolenia obroni się sama. Jeżeli mniej kursantów zapisze się na kurs, to można zarobić na jazdach uzupełniających. Partaczy na rynku nie brakuje, a po kilku niezdanych egzaminach kursanci zaczynają szukać profesjonalnego ośrodka szkolenia kierowców i są w stanie zapłacić każde pieniądze, żeby zakończyć egzamin z wynikiem pozytywnym. A jak każdy z nas dobrze wie, w tej branży poczta pantoflowa działa szybko i bardzo skutecznie.

Coraz częściej słychać głosy o wprowadzeniu ceny minimalnej za kurs prawa jazdy. Osobiście jestem przeciwnikiem takiej regulacji. Może należałoby stworzyć takie mechanizmy, żeby instruktorem mógł zostać prawdziwy fachowiec. Nie ma się co dziwić, że polscy kierowcy są, jacy są. Instruktorzy tylko udają, że uczą.

W Nowym Roku życzę wszystkim prawdziwym instruktorom nauki jazdy wszystkiego najlepszego. Z kolei partaczom i ludziom, którzy psują branżę, powodują, że instruktor nauki jazdy jest traktowany jak pan nikt, życzę szybkiego zamknięcia szkoły jazdy i poszukania zawodu, w którym się odnajdą i spełnią.

 

Marcin Zygmunt,

instruktor nauki i techniki jazdy,

specjalista ds. BHP

9 komentarzy do “W poszukiwaniu optymalnego modelu”

  1. bo trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: 70% instruktorów mają dwie lewe ręce do jakiejkolwiek innej pracy. Nie mają jakichkolwiek innych kwalifikacji. Bronią się jak mogą przed pójściem do innej pracy w której pracuje się od -do, trzeba pracować szybko, wydajnie i nie ma że boli. A jako instruktor ? cieplutko, miła pogadanka z kursantem jak mu minął dzień, kawka na stacji no i pieniądze mimo wszystko nie najgorsze. Dla nich nie ma znaczenia, że robią kurs za 900 zł. Wolą oferować kurs za 900 niż pracować u innego za 1250 netto

  2. Policyjny lub wojskowy emeryt ma w wieku 40 lat conajmniej 2tys emerytury na rękę. Ponadto nie płaci ZUSu. Tacy ludzie w dużej mierze nie mają też co robić, a nie chcę siedzieć w domu. Mogą sobie założyć mini OSK i szkolić za 900 zł nawet jak wyjdą miesięcznie na plus tylko 1000 lub 2000 na czysto ze szkoleń to i tak mają na życie 3000 lub 4000 miesięcznie. Śmiejcie się, ale w całej Polsce oprócz Warszawy 4000 netto miesięcznie to jest nie mało.

    1. W pełni potwierdzam! Branża ta została opanowana przez tzw emerytów mundurowych poczynając od OSK poprzez urzędy kończąc na WORD-ach. Jakie doświadczenie za kółkiem może mieć emeryt wojskowy, milicyjny lub policyjny.
      WORD-y to instytucje stworzone po to aby byli mundurowi mieli co robić na swoich emeryturach. Po co utrzymywać wielkie WORD-owskie gmachy, wielkie place egzaminacyjne – jak taki sam egzamin można zrobić w OSK. – tak było kiedyś. Dzięki temu OSK Dbałyby o swoją infrastrukturę i jakość szkolenia. Nie opłacałoby się prowadzić OSK dla jednego kuranta miesięcznie!!
      Jedynym lekarstwem na patologie w tej branży to jest na pewno likwidacja WORD-ów

  3. Panie złoty! Nie ma to jak wiarygodne wyliczenia 🙂 materiały za 50 złoty, dostęp do platformy za 100 zł ! Kto tyle dopłaci jak sam może sobie znaleźć materiały wysokiej jakości za ok 40 zł w cenie detalicznej! Chyba, że to ma być właśnie Pana pomysł na biznes – kantować kursantów i dorabiać na materiałach po 100 zł od łebka 😀

  4. Po części się z tymi wnioskami zgadzam. Szkoły nauczyły kursanta że wszystko ma za darmo. Ja w tym roku nie będę dawał materiałów gratis. Po prostu polece kursantowi gdzie i co może sobie kupić. A zrobi jak zechcę. Myślę nawet że jak kursant sam sobie kupi książke to jest większa szansa, że ją przeczyta. A jak dostanie gratis to rzuci w kąt i przekartkuje na dwa dni przed egzaminem.

  5. Pingback: สล็อต ฝากถอน true wallet เว็บตรง 888pg

  6. Pingback: check this site out

  7. Pingback: visit

Dodaj komentarz