Towar deficytowy

Marcin Zygmunt, instruktor nauki i techniki jazdy

Młodzi, a nawet starsi, namiętnie ostatnio poszukują pokemonów, z kolei właściciele ośrodków szkolenia kierowców próbują znaleźć instruktorów nauki jazdy. Zainteresowanie kursami jest bardzo duże, ale… szkoleniowców jest na rynku jak na lekarstwo…

Przyczyn braku fachowców na rynku szkoleniowym jest kilka. Pierwsza to zmiana przepisów w 2013 roku, która dla wielu szkół okazała się katastrofalna w skutkach. Strach kursantów przed rozpoczęciem szkolenia był tak wielki, że wiele ośrodków tego nie przetrwało i zniknęło z rynku. Znam instruktorów, którym telefon milczał przez dwa, a czasami nawet cztery miesiące! Ludzie po prostu zamknęli szkoły i się przebranżowili.

Długie trzy lata

Rynek nie lubi próżni. Kiedy więc zamykali swoje szkoły jazdy lub ograniczali działalność, na ich miejsce wchodzili inni przedsiębiorcy. Przecież najlepszym momentem na rozwój jest kryzys!

Zmiana przepisów w 2013 roku wprowadziła kolejną istotną poprawkę. Żeby otworzyć ośrodek szkolenia kierowców, trzeba mieć co najmniej trzyletnią praktykę instruktorską. A młodzi stażem szkoleniowcy pobrali już dotacje unijne. I nagle okazało się, że nie spełniają wymogów ustawy… Właściciele OSK, które prowadziły kursy dla instruktorów, wyczuli, że brak trzyletniej udokumentowanej praktyki uniemożliwi ich kursantom otwarcie swoich ośrodków. Proponowali więc płatne lub bezpłatne staże dla osób, które zdadzą egzamin państwowy na instruktora nauki jazdy. Takie praktyki na krótką metę sprawiły, że szkoleniowców na rynku było coraz więcej. Ale ile osób wytrzyma stawkę za godzinę na poziomie 5 – 7 zł? Perspektywa pracy za takie pieniądze przez trzy lata bardzo szybko zniechęcała zainteresowanych. Osoby mające uprawnienia podejmowały inne, lepiej płatne i mniej odpowiedzialne zajęcia. Bo chyba nikt nie powie mi, że za takie pieniądze można przeżyć, a co dopiero odłożyć jakąś kwotę na otwarcie własnego ośrodka…

Ciężka praca, słaba płaca

Sytuację miały uratować kursy na instruktorów, finansowane ze środków urzędów pracy. Nie oszukujmy się jednak, 99 proc. osób uczestniczących w tych zajęciach nie było zainteresowanych podjęciem pracy w zawodzie instruktora. Odbywali kurs, bo urząd za niego płacił. Ba, nawet za uczestnictwo! Szkolenia dla instruktorów ratowały jedynie szkoły jazdy żyjące z unijnych lub państwowych pieniędzy.

Biznes nauki jazdy jest bardzo niepewny. To też ma wpływ na stabilność zatrudnienia. Większość szkół to jednoosobowe firmy. Ale na rynku mamy coraz więcej ośrodków, które posiadają kilka lub kilkanaście samochodów, więc potrzebują kilku lub kilkunastu, a w skrajnych przypadkach kilkudziesięciu instruktorów.

W szkołach jazdy pracuje się przez cały tydzień od rana do wieczora. Tak więc potrzeba przynajmniej dwóch lub czterech instruktorów na jedno auto. Oczywiście można przyjąć, że jeden szkoleniowiec pracuje po 14 – 16 godzin dziennie plus całe weekendy… Ale przy takim systemie pracy jakość szkolenia spada, poważnie zagrożone jest zdrowie instruktora. W tym roku wypadki, w których biorą udział pojazdy szkoleniowe, zdarzają się często. Część z nich jest zapewne spowodowana przemęczeniem instruktorów. Sam znam szkoleniowca, który ma 72 lata i w listopadzie 2015 roku wyjeździł 392 godziny przy stawce 8,5 złotego za godzinę. Pracuje tak dużo, ponieważ zmarła mu żona. Żeby nie zwariować, jeździ tyle, ilu kursantów jest w stanie umówić mu szef. Pracuje na dwa etaty.

Kolejny odpływ?

Warto także dodać, że prezydent podpisał ustawę o stawce minimalnej za godzinę. A to będzie miało negatywny wpływ na zatrudnienie, zmniejszy liczbę instruktorów na rynku. Ludzie będą pracowali na czarno albo znajdą pracę w innej branży.

Instruktor nauki jazdy jest obecnie na rynku pracy towarem deficytowym. Dobry szkoleniowiec to prawdziwy skarb. A takich trudno znaleźć. Jedyną receptą na zatrudnianie bardzo dobrych fachowców jest uczciwe wynagradzanie za ich ciężką i odpowiedzialną pracę. A to z kolei wiąże się z dobrze skalkulowaną ceną za kurs.

Marcin Zygmunt, instruktor nauki i techniki jazdy

 

3 komentarze do “Towar deficytowy”

  1. Jak pseudo biznesmeni zaczną pożądanie płaci to będą pracownicy, ale żeby dobrze płaci trzeba mieć ceny za kursy na odpowienim poziomie rzędu 2000-2200, a nie jak teraz no i oczywiście zatrudniać pracowników na umowę o pracę

  2. Pingback: kas miner

  3. Pingback: where to sell chanterelle mushrooms​

Dodaj komentarz