Samochód w mojej pracy jest nieodzowny

Rudi Schuberth z samochodu korzysta nie tylko w działalności artystycznej, lecz również w rodzinnym biznesie. Za kierownicą stawia na komfort i bezpieczeństwo.

Maciej Piaszczyński: Wspólnie z żoną prowadzi pan obecnie na Kaszubach gospodarstwo agroturystyczne o nazwie Folwark Otnoga. Domyślam się, że przy takiej działalności samochód jest nieodzowny.

Rudi Schuberth: Samochód w moim życiu jest nieodzowny od dawna i nie tylko z powodu działalności związanej z folwarkiem. Już na długo przedtem wraz zespołem Wały Jagiellońskie przemieszczałem się po Polsce samochodem. Pierwszym z nich był mercedes, zwany blaszakiem. Nie było łatwo, bowiem samochód ten miał pakę, w której nie było okien, mieliśmy tylko wycięty otwór na przedzie, przez który widzieliśmy kabinę kierowcy. Nazywaliśmy go kino. Wzięło się to od tego, że pewnego razu zabraliśmy w trasę z domu moich rodziców dwa wygodne fotele, które ustawiliśmy w pierwszym rzędzie przed wspomnianym otworem w pace. Za nimi były poustawiane krzesła, więc atmosfera była niemal jak w kinie. Był to koniec lat 70. Potem, grając w agencji artystycznej Bart z Gdańska, jeździliśmy samochodem marki Robur, zwanym powszechnie zemsta Honeckera. Był to dla nas samochód wręcz ekskluzywny, bowiem… miał okna. Miał również system Webasto, jednak – gdy się go włączyło ? wychodziliśmy z auta prawie ugotowani. Kolejne samochody były już dużo lepsze, a w tej chwili nie musimy już wozić z sobą całego sprzętu nagłaśniającego, więc poruszamy się swoimi prywatnymi autami.

Czy bywało, że prowadził pan taki zespołowy samochód w trasie?

? Nie, to były samochody ciężarowe, więc mieliśmy przydzielonego kierowcę. Poza tym wiadomo, że zespół po występie nie zawsze jest zdolny do prowadzenia pojazdów mechanicznych.

Czy jazda własnym samochodem jest dla pana przyjemnością, czy raczej obowiązkiem?

? Posiadam kilka samochodów. Część z nich służy do obsługi prowadzonego przez nas folwarku. Są dobrze wyposażone, a do tego oklejone naszą reklamą, na której są zdjęcia moje i żony. Wzbudzają spore zainteresowanie, szczególnie kiedy ludzie widzą tego samego faceta na reklamie i za kierownicą. Lubię nimi jeździć, pomimo że są to samochody do pracy. Do działalności artystycznej natomiast mam porsche cayenne. To dla mnie bardzo dobre auto, ponieważ lubię SUV-y, które łączą w sobie komfort limuzyny i bezpieczeństwo w trakcie jazdy nawet w ciężkich warunkach. Lubię jeździć bezpiecznie, a przecież wariatów na drodze nie brakuje. Do niedawna miałem jeszcze jeden samochód, którym był zabytkowy „czapajew”, czyli gaz-67 z 1943 r. To ciekawa historia, bowiem sprzedałem go mechanikowi, który miał duży wkład w jego odrestaurowanie. Kupił go dla swojego syna, który obchodził właśnie… pierwsze urodziny. Gaz był w 98 procentach oryginalny, został wyremontowany zgodnie ze sztuką. Co ciekawe, aby pokazać, że silnik jest czysty i nie cieknie, blok został pomalowany na kolor groszkowy. Wyczytałem o tym malowaniu z czeskiej książki, gdzie były opisane metody reanimowania starego sprzętu wojskowego. No cóż, samochód został sprzedany, a z kolekcjonerskich rzeczy teraz mam już tylko wozy drabiniaste.

Jak pan ocenia umiejętności i kulturę polskich kierowców?

? Jestem przerażony. Uważam, że w Polsce nie istnieje coś takiego jak prawo, również w tej dziedzinie. Karze się za przekroczenie 40 km/h na bezpiecznym odcinku albo stawia się radary, które udają śmietniki, a nie łapie się wariatów, którzy nie stosują się do żadnych zasad zapisanych w kodeksach, nie zatrzymują się na znaku STOP, objeżdżają wysepki lewą stroną i wyprzedzają na podwójnej ciągłej. U nas takich osób się nie ściga, tylko czyha się z ukrytymi radarami na tych, których łatwo można dogonić i ukarać.

Jak pan wspomina swój kurs na prawo jazdy?

? Z tego, co pamiętam, przechodziłem jakiś kurs przyspieszony. Był to jakiś test, na którym zakreślało się poprawną odpowiedź. Odbywał się w Poznaniu. Nie był to jednak mój jedyny egzamin, bowiem zdawałem również egzamin na prawo jazdy w USA, gdzie potem dużo jeździłem samochodem. Ze Stanów zresztą przywiozłem jeden z ciekawszych samochodów, jakie miałem. Był to wrangler sahara w przedłużonej wersji. Miał wysokie koła, więc – podobnie jak wspomniany gaz ? był samochodem prawdziwie terenowym.

Jakiej muzyki najchętniej słucha pan w samochodzie?

? Po pierwsze ? dobrej. Najchętniej w samochodzie słucham utworów z gatunku smooth jazz. Jest ona łagodna, kontemplacyjna i uspokajająca, szczególnie w saksofonowym i gitarowym wykonaniu.