Prawo jazdy na niby

Janusz Ujma

W ramach kolejnych reform prawo jazdy ma być na próbę

W praktyce nie będzie się to odbywało poprzez szkolenie czy doskonalenie przez rodziców czy zstępnych, ale przez profesjonalne dwa typy ośrodków szkolenia i doskonalenia kierowców, z których jedne podlegają samorządom (OSK), a drugie wojewodom (ODTJ). Tutaj nie chodzi o żadne bezpieczeństwo w ruchu drogowym, a jedynie o beztroskie rozszerzanie posadek urzędniczych. Jeśli do tego dodamy jeszcze przewidywane etaty powodowane przez wprowadzany system teleinformatyczny, to mamy pełny obraz tego, jak powracamy do czasów głębokiego komunizmu, gdzie masa urzędników miała pilnować jeden drugiego i kto miał w małej kieszeni marynarki więcej długopisów, ten był ważniejszy. Dzisiaj rozrost biurokracji jest niepojęty – tak jak stawianie falochronów na drogach specjalnych osłaniających pola kukurydzy. Nowe rozporządzenia do ustawy o kierujących pojazdami poświadczają tę radosną twórczość . Wykładowca i instruktor ma napisane w tych rozporządzeniach wszystko z wyjątkiem tego, kiedy i gdzie ma udać się na urlop. I jeśli panowie z Departamentu Transportu Drogowego postarali się o takie szczególiki mniej lub bardziej udane, to po jaką cholerę wprowadzili obowiązkowe warsztaty i to co roku? Chyba tylko dlatego, żeby niszczyć wątrobę i drążyć koszty przedsiębiorcy. Już widzę wykładowców tych szkoleń i wyniesiony z nich pożytek. Kapitał Ludzki z UE się skończy na obecnych beznadziejnych kursach „50+” i trzeba będzie utrzymywać darmozjadów. To jednak długo nie potrwa i będzie mocno krytykowane. Takie szkolenie powinno być prowadzone na poziomie PFSSK czy ITS-u co cztery lata, a corocznie wystarczyłaby jedna narada na szczeblach regionalnych i ogólnopolskim, czego ostatnio mieliśmy namiastkę 21 września w Warszawie. Właśnie na tej naradzie od urzędników ministerialnych usłyszałem, iż w ramach polityki miłości wykładowca i instruktor powinni mieć misję, bo za dzisiejsze zarobki zgodnie z prawem wyżyć się nie da. Sprytnie więc ci „misjonarze” w przepisach pominęli rygorystyczny ośmiogodzinny czas pracy instruktora nauki jazdy , jak również zapis o obowiązku posiadania placu manewrowego o powierzchni 120 mkw., podczas gdy sam poszerzony łuk w tzw. rękawie przekraczał tę powierzchnię. I chwała im za to. Nie można jednak być pocieszonym, jak autorzy, że udało im się wcisnąć ten kit i mają już zlecenie na następną nowelizację. Więc po co było występować o dalszy urlop na wprowadzenie w życie tej ustawy, skoro ? pomimo wielu petycji naszego środowiska ? nie wprowadziło się istotnych zmian? Już dzisiaj Ministerstwo Transportu boi się niezadowolenia dyrektorów ośrodków egzaminowania, a z organizacjami pozarządowymi liczy się z przymrużeniem oka. Niekontrolowana konkurencja doprowadziła do zapaści w autoszkołach i zaniżenia poziomu szkolenia. SuperOSK tego problemu nie rozwiążą. Mamy przykład tego, co się stało z małymi i wielkimi firmami na budowie naszych autostrad.

Afery korupcyjne w zakresie pozyskiwania prawa jazdy kwitną i będą kwitnąć, zwłaszcza z chwilą wprowadzenia profilu kursanta, który nie wiadomo z czyjej inicjatywy powstał i czemu tak naprawdę ma służyć. Argumentacja, że taki profil ma wykryć tych, co mają zakaz prowadzenia samochodów i mogą otrzymać drugie nieuprawnione prawo jazdy, jest doprawdy dziecinna. Pytam, ile było takich przypadków w Polsce? A czy Państwo wiecie, że taki „zwykły” ośrodek szkolenia nie może przeszkolić posiadacza prawa jazdy, który np. nie jeździł od dziesięciu lat? Jeśli chciałbyś sobie przypomnieć pod okiem instruktora, to nie możesz pobrać lekcji nauki jazdy np. w Pcimiu, tylko musisz jechać do specjalnego ośrodka techniki jazdy do Krakowa. A jeśli miałeś zatrzymane prawo jazdy (przykładowo za alkohol) i chcesz po dekadzie przystąpić do pełnego egzaminu, to nikt nie ma prawa cię przeszkolić. Chyba że szwagier na lewo. Oto polska reforma szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców, chroniona, według autorów, dyrektywami Unii Europejskiej.

Systemy teleinformatyczne w naszym kraju są jeszcze nieokrzepłe, czego przykładem afera w MSWiA ? a już muszą generować koszty tak w urzędach, WORD-ach, jak i w OSK. Popatrzmy, co się dzieje z CEPiK-em, na który już łożymy od dekady przy otrzymaniu blankietu prawa jazdy, technicznych badań okresowych itp. Jego koszt to ok. pół miliarda złotych, a system nadzorowany przez MSW nie zadziałał, zwłaszcza CEK. Jego uruchomienie przewiduje się teraz po 2015 roku. Wyskoczenie z profilem kursanta, jak również z informacjami do starosty o wielu bzdetach, jak rozpoczęciu i zakończeniu kursów, nieobecnościach, jest warty „CEP-a”, który już podobno funkcjonuje w ramach CEPik-u. Czy organy samorządowe nie mają co robić? Już teraz mówią, że pomimo dalszego odroczenia wejścia w życie ustawy o kierujących pojazdami nie są w stanie w tym terminie wprowadzić, zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, pełnego systemu teleinformatycznego, który wymaga długiego i kosztownego procesu. Nikt z trzech adresatów systemu teleinformatycznego nie jest na to przygotowany pod względem technicznym, programowym i finansowym. Twórcy ustawy teraz na chybcika szukają sposobu na ominięcie ustaw o zamówieniach publicznych i wprowadzenia programu bez przetestowania. Do 19 stycznia przyszłego roku nie jest to już możliwe. Brak takiej kontroli systemu pociągnie za sobą nowe koszty i wymaga czasu, ale za to już nikt nie bierze odpowiedzialności. Jeśli dodamy do tego nadchodzący już i wyczuwalny kryzys oraz brak pod koniec roku kasy na wynagradzanie urzędników, to głoszone na ulicach Warszawy hasło „Obudź się, Polsko” jest jak najbardziej aktualne również dla naszego środowiska, które daje się wmanewrować jedynie w spory pomiędzy ośrodkami szkolącymi, uważając, że jedyną skuteczną bronią jest „wygranie rynku” zaniżoną ceną. To krótka droga, czego też nie chcą zrozumieć nasi politycy, że bezpieczeństwo obywateli, a w tym bezpieczeństwo w ruchu drogowym, jest ważniejsze od ich słupków.

Sekretarz Pomorskiego Stowarzyszenia Instruktorów Nauki Jazdy, Krzysztof Sadowski, na forach internetowych pisze: „Brak dialogu, głuchość na jakiekolwiek pomysły ze środowiska szkoleniowego i arogancja urzędników w ministerstwie sięga zenitu”. Na tę ustawę tak samo denerwują się dyrektorzy ośrodków egzaminowania i starostwie, a panowie w ministerstwie na spotkaniach pilotażowych tryskają humorem, że w końcu udało im się wypracować wiekopomne dzieło. A prawdę mówiąc mamy już jakiś zarys wytyczonego kierunku szkolenia i egzaminowania, który w istotnych kwestiach dla naszego środowiska i obywateli tego kraju należy jak najszybciej poprawić. Jest jeszcze trochę czasu na wejście w życie ustawy o kierujących pojazdami i dobrze byłoby uczynić te poprawki już teraz, chociażby w art. 31 skreślić przymus szkolenia w każdej kategorii czy też ten nieszczęśliwy profil kandydata na kierowcę i bieganie do starosty z powiadomieniem o procesie szkolenia i podawaniem danych, które przy wydawaniu prawa jazdy starosta będzie posiadał. Argumentacja o jakichś przestępcach chcących od wydziału komunikacji wyłudzić prawo jazdy, jak wskazuje dotychczasowa praktyka, jest marginalna. Twórcy tak wymuszonych zapisów i ich argumentacji powinni się wstydzić, nie mówiąc już o wciśnięciu takiego kitu, że jeślibym chciał kogoś przeszkolić na kartę rowerową, to muszę spełnić wiele dodatkowych wymogów, w tym posiadać autobus. Nasze środowisko dobrze wie, kto i dlaczego był tym zainteresowany. Poplecznicy mają wyraźną satysfakcję ? w myśl zasady, że każda rewolucja ma przynieść jednym zyski, a innym straty. Nie będzie kasy, a nawet już zabrakło na planowane i niedokończone drogi ekspresowe. Natomiast w rozporządzeniu zapisano, że mamy również szkolić na drogach ekspresowych (zapomniano dopisać np. o ile one istnieją, powiedzmy, 10 km od ośrodka). Przecież cała Polska nie jest jeszcze pokryta siecią tych dróg. Nie będę już nudził i przytaczał kolejnych bzdetów. Najważniejsze jest, że jest dobra wola i chęć podjęcia misji. Jak wskazuje praktyka, wielu misjonarzy nie zawsze jest błogosławionych i wielu z nich źle kończy. Jednak wiara czyni cuda i wielu wierzy w to, że obecna reforma w szkoleniu i egzaminowaniu kandydatów na kierowców rzeczywiście się uda.

Janusz Ujma

 

3 komentarze do “Prawo jazdy na niby”

  1. bardzo mądre spostrzeżenia. ja ciągle wierzę , że tak nieprzygotowana nowelizacja nie wejdzie jednak w 2013 roku. Jeśli tak – ten system padnie szybko. Póki co nikt nic nie wie….Polska to chory kraj…

  2. Pingback: ai nude

  3. Pingback: Devops Consulting services

Dodaj komentarz