Motocyklista indywidualista

– Lubię jazdę na motocyklu dlatego, że mogę wtedy skupić się na sobie. Nie odbieram żadnych telefonów, nie myślę o rzeczach, na które w danej chwili nie mam ochoty. Jestem tylko ja, motor i droga – mówi w rozmowie ze „Szkołą Jazdy” kucharz i restaurator Mateusz Gessler.

Jakub Ziębka: Czytałem, że jest kilka rzeczy, które bardzo pana kręcą. Myślę o gotowaniu, tatuażach i motocyklach. Porozmawiajmy o tych ostatnich. Co stoi w pana garażu?

– Na co dzień jeżdżę yamahą XSR 900. Mam też GS-a, adventure’a, nortona, XT 600, no i dwa harleye. Jak tak zacząłem je wyliczać, wychodzi, że trochę tego jest. Mam taką zasadę: albo coś się robi. albo udaje się, że coś się robi. Ja wybieram to pierwsze!

Nie mam już w takim razie żadnych wątpliwości, że motocykle zajmują szczególne miejsce w pana życiu…

– Tak, zdecydowanie. Niektórzy po prostu jeżdżą motorem, ja żyję „motorowo”. Nie mam na przykład problemów z tym, żeby jeździć zimą. To jest po prostu mój sposób życia!

Skąd się wzięła fascynacja motorami?

– Od motoroweru, który dostałem, kiedy miałem kilkanaście lat. Poza tym dorastałem w Paryżu. Tam większość ludzi działa zgodnie z następującą zasadą: albo jeździ się metrem, albo na dwóch kołach. Ja akurat wolałem tę drugą wersję.

Przez te lata jeżdżenia motorami cenię niektóre marki w sposób szczególny. Weźmy choćby Yamahę. Uwielbiam ją za wykończenia i niezawodność. No i Harley-Davidson. Stoi za tą marką historia, poza tym od kilku lat zaczęto mocno pracować nad jej wizerunkiem. Dzięki temu harleye nie kojarzą się już ze starszymi facetami z długimi, gęstymi brodami, tylko z ludźmi młodymi, bardziej aktywnymi.

A lubi pan grzebać przy swoich motorach?

– Lubiłbym, gdybym dysponował większą ilością czasu i warsztatem. Trochę częściej zajmuję się nimi podczas moich pobytów we Francji, bo tam mam po prostu na to większe możliwości.

Z czym kojarzy się panu słowo „motor”?

– Od razu przychodzi mi do głowy wolność. Poza tym lubię jeździć na motorze, bo trzeba być wtedy skupionym. Chodzi o to, żeby osiągnąć synergię. Nawet trudno mi opisać słowami moment, gdy na zakręcie trzeba się położyć. To coś niesamowitego! Jazda daje mi dużą frajdę, wyzwala adrenalinę.

Jeśli chcę się dobrze poczuć, zrelaksować, coś zobaczyć – w takich momentach zawsze wybieram motor.

Czy motocykl jest dla pana dobrym środkiem lokomocji nawet przy pokonywaniu dużych odległości?

– Jak najbardziej. Niedawno, bo w lutym, byłem właśnie w trasie. Wyglądała ona następująco: Warszawa – Berlin – Amsterdam – Paryż, a następnie okolice baskijskiego San Sebastian. Ale to nie wszystko. Stamtąd pojechałem do Barcelony, następnie wracałem przez góry. Zajęło mi to dwanaście dni, pokonałem 9,5 tys. km. Była to samotna podróż. Byłem tylko ja, motor i plecak.

Ale na koncie mam więcej podobnych wypraw. Myślę, że w sumie przejechałem już na motorze jakieś 200 – 250 tys. km.

Jakie kraje są najbardziej przyjazne motocyklistom?

Wymieniłbym tutaj przede wszystkim Francję i Włochy. Nie przepadam za jazdą po Ameryce. Same proste linie, po prostu nuda! Uwielbiam zakręty, góry, momenty, gdy coś się na drodze dzieje. Bardzo lubię jeździć po Polsce. Można odkryć naprawdę bardzo fajne drogi. Myślę choćby o Mazurach, Kaszubach, Bieszczadach, a nawet Mazowszu. Bo jeżdżenie na motorze to także poznawanie nowych miejsc i ludzi.

Jednak przyzna pan, że w Polsce kultura jeżdżenia motocyklem nie wykształciła się w takim stopniu, jak w choćby przywoływanych wcześniej Włoszech czy Francji.

– To prawda, ale ma to swoje przyczyny. Przede wszystkim w Polsce sezon motocyklowy jest krótki. We Francji trwa praktycznie przez cały rok. Chodzi więc o klimat.

Poza tym w Polsce zaobserwowałem dwa zupełnie dwa odrębne od siebie światy: chopperowców i ludzi jeżdżących na ścigaczach. Oni kochają się spotykać, ruszać na zloty. Ja nie jestem szczególnym fanem spędzania w ten sposób czasu. Owszem, raz na jakiś czas można to robić, ale czy nie lepiej po prostu wsiąść na motor i pojechać hen, przed siebie?

Wynika z tego, że można pana ochrzcić mianem motocyklisty indywidualisty.

– Można tak powiedzieć. Ale chyba każdy motocyklista jest trochę indywidualistą. Jeśli jeździ się w grupie, trzeba brać pod uwagę potrzeby innych. A to jeden chce zatankować, drugi – coś zjeść… Najwięcej czasu spędza się wtedy na stacjach benzynowych.

Poza tym lubię jazdę na motocyklu dlatego, że mogę wtedy skupić się na sobie. Nie odbieram żadnych telefonów, nie myślę o rzeczach, na które w danej chwili nie mam ochoty. Jestem tylko ja, motor i droga. Niedawno musiałem wyjechać z Warszawy do Krakowa. Trasę pokonałem oczywiście na motorze. Gdy dotarłem na miejsce, ludzie nie mogli uwierzyć, że nie przyjechałem samochodem. „Z Warszawy do Krakowa na motorze? Zwariowałeś chyba? Co ty robiłeś przez tyle godzin na motocyklu” – pytali. Postanowiłem odpowiedzieć w podobny sposób. „A co wy robicie przez tyle godzin podczas jazdy samochodem? Chyba tak jak ja, skupiacie się na drodze i jedziecie, prawda?” – odparłem im.

Nie wiem, dlaczego niektórzy ludzie mają wrażenie, że motocyklista powinien jeździć tylko od jednej kafejki do drugiej. To jest przecież jeden ze sposobów poruszania się, wcale nie gorszy, a zdecydowanie lepszy niż inny!

Warto też walczyć ze stereotypem, że motocykliści są bandą nierozważnych ludzi, wręcz kryminalistów. Prawda jest zupełnie inna. Mało kto mówi o innych rzeczach. Choćby o tym, że wraz z grupą kolegów zabieramy co roku dzieciaki z domu dziecka na motory, jeździmy z nimi, miło wspólnie spędzamy czas.

 

Mateusz Gessler – kucharz i restaurator. Juror programu telewizyjnego TVN MasterChef Junior. Właściciel Restauracji Warszawa Wschodnia w Warszawie. W wolnym czasie rysownik-tatuażysta i rockandrollowy motocyklista.

Fot. Samborski/studiopzo.com

2 komentarze do “Motocyklista indywidualista”

  1. Pingback: dk7 สล็อต

  2. Pingback: สล็อตออนไลน์ lsm99

Dodaj komentarz