Są manewry, z którymi kursanci mają najwięcej problemów i dlatego oblewają egzaminy. Nadziewają się na pachołki, nieumiejętnie jeżdżą po tzw. rękawie, a podczas ruszania na górce gaśnie im samochód.
Do tego prawie co dziesiąty sprawdzian zostaje przerwany, bo kursant spowodował zagrożenie życia na drodze, a co dwudziesty, bo nie włączył świateł lub kierunkowskazów. Tak wynika z raportu przygotowanego właśnie przez Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Łodzi.
WORD wziął pod lupę 3.066 sierpniowych egzaminów. Wnioski nie nastrajają optymistycznie. Aż 40 proc. kursantów oblało egzamin już na placu manewrowym!
– Kiedy w 2007 roku robiliśmy podobne badanie, okazało się, że wtedy na placu nie zdało tylko 33 proc. kandydatów na kierowców – mówi Łukasz Kucharski, p.o. dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łodzi.
Z 3.066 egzaminów w łódzkim WORD co dziesiąty został przerwany, bo kursant najechał na pachołek, 255 – bo jazda po „rękawie” została wykonana niepoprawnie, 188 – bo kursant nie potrafił ruszyć na górce, 183 – bo kandydat na kierowcę spowodował zagrożenie życia lub zdrowia na drodze.
Maciek z Łodzi do egzaminu na prawo jazdy podchodzi już trzeci raz. – Ani razu nie wyjechałem z placu. Nie wychodzi mi „rękaw”. Najdziwniejsze jest to, że na kursie wykonywałem ten manewr bez problemu – mówi chłopak.
Kucharski nie ukrywa, że kursanci często przychodzą na egzamin nieprzygotowani. – Wydaje im się, że jak zaliczyli 30 obowiązkowych godzin jazdy, to już nauczyli się jeździć. A to nieprawda. Dlatego przepisy wymagają zmiany. Kursant powinien zjawiać się w ośrodku dopiero wtedy, gdy instruktor uzna, że potrafi jeździć – mówi p.o. dyrektor WORD. – Teraz mam sygnały, że jak nawet niektóre autoszkoły próbują zatrzymać kursanta na dłużej niż 30 godzin, to spotykają się z karczemnymi awanturami. Kandydaci na kierowców buntują się, że przecież zapłacili za szkolenie i należy im się zaświadczenie o jego ukończeniu.
Instruktorzy nauki jazdy niepowodzenia swoich kursantów na egzaminach tłumaczą nie kiepskim przygotowaniem, ale stresem.
– Kursanci potrafią poprawnie wykonywać manewry, ale nerwy ich paraliżują – mówi Paweł Krajewski, instruktor i właściciel autoszkoły Extreme. – Poza tym łódzcy egzaminatorzy mają swoje ulubione miejsca, na których oblewają. Jednym z nich jest ul. Lumumby. Jadąc Pomorską i skręcając w lewo, właśnie w ul. Lumumby, kursanci nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że po prawej jest jeszcze mała uliczka i równorzędne skrzyżowanie. Trzeba ustąpić jadącym z tamtej strony. Innym miejscem jest ul. Łagiewnicka i skręt w ul. Zawiszy, w drogę jednokierunkową. Są tam dwa pasy do skręcania w lewo. Kursanci zwykle skręcają z prawego pasa i jest to prawidłowe. Jednak tzw. starzy kierowcy ustawiają się na lewym pasie i zamiast kontynuować jazdę trzymając się lewej strony, za skrzyżowaniem zjeżdżają na prawo w ten sposób, że prawie dochodzi do kolizji. Przy podobnym manewrze egzaminowanego jazda zostaje przerwana z powodu zagrożenia na drodze.
Inne ulubione miejsce egzaminatorów wymienia Zbigniew Popławski, instruktor i właściciel łódzkiej szkoły jazdy: – Na ulicy Wioślarskiej egzaminatorzy niezgodnie z przepisami nakazują kursantom parkowanie skośne. Nie ma tam znaku o takim parkowaniu, więc należy parkować równolegle.
źródło: Dziennik Łódzki
Często uczestniczę w egzaminie i zastanawiam się co się nagle dzieje z kursantem, że pomimo dobrego
wyszkolenia, na egzaminie zachowuje się jakby pierwszy raz wykonywał zadania.
Uczę umiejętności robienia korekty przy jeździe tyłem po łuku i prostej oraz zatrzymania wykluczając jazdę na słupki. Systematyczny trening czyni mistrza.
Większość kursantów jest jednak uczona pokonywania łuku na słupki, obroty, skręty kierownicą. Wystarczy inaczej ustawiony pachołek i metoda nie zdaje egzaminu. A kursant zamiast skupić się na prowadzeniu auta skupia się na liczeniu…….
Pingback: mycobar reviews
Pingback: modesta
Pingback: click for info
Możliwość komentowania została wyłączona.