Kto odpowiada za wypadek „elki”. Instruktor, czy kursant

Lubelska prokuratura poszła z kasacją do Sądu Najwyższego, ale przegrała. Kursantka z „elki” ostatecznie uniewinniona od śmiertelnego wypadku podczas nauki jazdy – informuje Gazeta Wyborcza.

Po kasację prokuratorzy lub adwokaci sięgają ostrożnie – muszą wykazać, że w wyroku sąd nie tyle źle ocenił dowody, co po prostu naruszył przepisy prawa. A to już zarzut bardzo poważny.

– Ta sprawa była precedensowa i miała duże wydźwięk społeczny. Odbiła się echem w całej Polskę, bo po pierwszym wyroku zadawano pytania: czy adepci nauki jazdy nie będą bali się szkolić. Uważam, że to dlatego prokuratura złożyła kasację do Sądu Najwyższego – mówi Maria Maleska, która przed sądem reprezentowała Mirosławę Daniłko.

W listopadzie 2007 roku pani Mirosława, pielęgniarka z Radzynia Podlaskiego miała lekcję jazdy. Pogoda była fatalna i padał śnieg, mimo to prowadzona przez nią „elka” zamiast zimowych była wyposażona w letnie opony. Nagle samochód szkoleniowy wpadł w poślizg i zjechał na przeciwległy pas. Uderzył czołowo w inne auto. Zginęły dwie osoby.

Za spowodowanie wypadku prokuratura oskarżyła kierowcę – panią Mirosławę. Zarzuty dostał też instruktor Mariusz I, który nie zadbał o zmianę gum w samochodzie.

Pierwszy wyrok: kara więzienia w zawieszeniu dla pani Mirosławy i 2,5 roku bezwzględnego więzienia oraz trzy lata zakazu prowadzenia pojazdów i pracy w charakterze instruktora dla Mariusza I.

Sąd w Radzyniu, surowy wyrok na kursantkę tłumaczył tym, że generalna zasada ostrożności dotyczy wszystkich uczestników ruchu drogowego. A więc odpowiedzialność ponosi nie tylko instruktor.

– Dla mnie to, co się dzieje, to horror. Nigdy nie usiądę już za kierownicą auta. O tej tragedii i tak będę pamiętać do końca życia – opowiadała kobieta „Gazecie”.

Niekorzystne dla niej orzeczenie zmienił w maju ub. roku Sąd Okręgowy w Lublinie. Całkowicie uniewinnił Mirosławę Daniłko i nieznacznie złagodził wyrok na Mariusza I. – Pani Mirosława nie była osobą prowadzącą samochód, a jedynie współprowadzącą, zależną od swojego instruktora. To on miał korygować jej zachowanie. On miał decydować o manewrach. Był oczami i głową kursanta – uzasadnił sąd. Wyrok był prawomocny, ale kasację do niego złożyła zarówno Prokuratura Okręgowa w Lublinie, jak i adwokat instruktora.

Śledczy argumentowali, że uniewinnienie było niesłuszne, bo oparte na „wybiórczo i powierzchownie” ocenionych dowodach. Domagali się ponownej rozprawy.

Sąd Najwyższy obie kasację właśnie oddalił. Prokuratorską uznał za pozbawioną racji. SN podkreślił, że kursant wcale nie jest osobą bezkarną, bo jest traktowany jak każdy inny uczestnik ruchu.

Sąd zauważył jednak, że Mirosława Daniłko nie naruszyła przepisów umyślnie. Miała braki w technice jazdy, nie potrafiła właściwie ocenić sytuacji na drodze. A tego akurat nie da się nauczyć z książek, a właśnie podczas szkolenia praktycznego. Feralnego dnia jechała z prędkością niższą niż pozwalały przepisy. Mimo to i tak nie była bezpieczna, bo fatalne były warunki na drodze. Ale na to, zdaniem SN powinien zwrócić uwagę instruktor. Decyzja Sądu Najwyższego zamyka sprawę. Prokuratura odwoływać się już nie może.

– Nie komentujemy orzeczeń sądowych – powiedziała nam Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

 

 Źródło: Gazeta Wyborcza Lublin

 

Więcej… http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,9423116,Kto_odpowiada_za_wypadek__elki___Instruktor__czy_kursant.html#ixzz1JTa3663M

 

 

 

6 komentarzy do “Kto odpowiada za wypadek „elki”. Instruktor, czy kursant”

  1. Pingback: https://www.outlookindia.com/outlook-spotlight/the-14-best-press-release-distribution-services-of-for-enhanced-visibility-and-reach--news-301112

  2. Pingback: อ่านมังงะ

  3. Pingback: white berry strain for sale

Dodaj komentarz