Hałas nie do wytrzymania? Mieszkańcy Pszczółek kontra ODTJ

Poznań, Kraków, Koszalin, Łódź, Radom, Gostyń i Pszczółki. W każdej z tych miejscowości znajduje się tor, który stał się kością niezgody. Powód? Hałas. Jeśli dodamy do tego zlikwidowane tory w Lublinie i na warszawskim Żeraniu, otrzymamy ponury obraz krajowej rzeczywistości.

Po każdym poważniejszym zdarzeniu drogowym z udziałem „młodych gniewnych” media grzmią, że w Polsce brakuje torów, na których amatorzy szybkiej jazdy mogliby w bezpiecznych warunkach docisnąć gaz do podłogi. Krytykowana jest też rzekoma niechęć do krzewienia kultury motoryzacyjnej. Jednak te same media cieszą się na samą myśl o oglądalności, jaką zapewnią sensacyjne doniesienia o uciążliwości torów dla mieszkańców. W kolejnych relacjach brakuje twardych argumentów w postaci zmierzonego poziomu hałasu czy przedstawienia pełnego obrazu sytuacji. Doskonałym przykładem jest tor w Lublinie. O tym, że obiekt działał zgodnie z prawem przez ponad 30 lat, a mieszkańcy nowo wybudowanego osiedla wiedzieli, w jakiej okolicy kupują mieszkania i z czym się to wiąże, najgłośniej mówili bywalcy toru.

Jakie jest natężenie hałasu? Nie wiadomo

W pierwszych dniach marca na portalu Naszemiasto.pl został opublikowany artykuł o zachęcającym do kliknięcia tytule „Pszczółki: Ryk silników zamienił ich życie w koszmar”. Mieszkańcy skarżą się na organizowane na ODTJ Autodrom Pomorze zawody driftingowe. Podczas większych imprez hałas ma być „nie do wytrzymania”. Ponieważ Autodrom Pomorze został utworzony przez Pomorski Ośrodek Ruchu Drogowego w Gdańsku, automatycznie PORD jest stawiany w negatywnym świetle. Postanowiliśmy zasięgnąć informacji u źródła i zapytać, jak faktycznie wygląda sytuacja.

– Pomorski Ośrodek Ruchu Drogowego w Gdańsku nigdy nie był organizatorem zawodów driftingowych. Odbywające się dwa – trzy razy w roku na terenie ODTJ-otu zawody nie są organizowane przez nas. Wynajmujemy nasz obiekt organizatorowi zewnętrznemu na podstawie osobnych umów, czego żadne zapisy nie zabraniają – wyjaśnia Roman Nowak, dyrektor PORD.

Stowarzyszenie „Wspólnie dla Dobra Gminy” zwraca uwagę na mniejszą od początkowo deklarowanej odległość terenu ODTJ-otu od zabudowań mieszkalnych (330 zamiast 600 m) oraz hałas, który odbiega od zakładanych „nieistotnych dla środowiska czasowych uciążliwości akustycznych”. Wiosną 2017 roku miały zostać przeprowadzone pomiary hałasu, ale w tym czasie sposób pracy ośrodka miał zostać tak zorganizowany, żeby sprzyjać wytwarzaniu minimalnego hałasu. Natężenie hałasu podczas zawodów nie zostało oficjalnie zmierzone przez żadną ze stron.

– Badania głośności nie były dokonywane podczas imprez, gdyż są one organizowane pomiędzy godz. 9 a 20, czyli w czasie, kiedy nie obowiązuje cisza nocna – mówi Roman Nowak, dyrektor PORD-u. – Poza tym, zgodnie z art. 156 prawa o ochronie środowiska, zabrania się używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających na publicznie dostępnych terenach miast, terenach zabudowanych oraz na terenach przeznaczonych na cele rekreacyjno-wypoczynkowe. Przepisu nie stosuje się do imprez sportowych, rozrywkowych i innych legalnych zgromadzeń. Zgodnie z prawem ochrony środowiska instalacja to stacjonarne urządzenie techniczne lub zespół powiązanych urządzeń technicznych, do których tytułem prawnym dysponuje ten sam podmiot i położonych na terenie jednego zakładu, jak również budowle niebędące urządzeniami technicznymi ani ich zespołami. Zgodnie z interpretacją Ministerstwa Środowiska za stacjonarne urządzenie należy uznać urządzenie unieruchomione podczas eksploatacji (mogące funkcjonować tylko w stanie unieruchomienia). Natomiast samochód nie spełnia pojęcia stacjonarności i nie podlega decyzji o emisji hałasu.

Zysk gminy

W tym sezonie Autodrom Pomorze nie zamierza zmieniać profilu działalności. Jazdom szkoleniowym towarzyszyć będą różnego rodzaju imprezy sportowe i zloty.

– W 2018 roku planujemy organizację zlotów samochodowych, imprez o charakterze motoryzacyjnym oraz trzykrotne wynajęcie obiektu na zawody driftingowe – wylicza Roman Nowak. – Terminy zawodów nie są objęte tajemnicą i każdorazowo informacje na ich temat są podawane w mediach społecznościowych, ponadto informację otrzymują lokalne władze.

Dyrektor mówi, że każdy mieszkaniec gminy Pszczółki, znając terminarz, może tę informację wykorzystać zgodnie ze swoimi preferencjami.

– Spora rzesza fanów sportów motoryzacyjnych potraktuje to wydarzenie jako rzadką okazję do obejrzenia zmagań zawodników klasy europejskiej i światowej bez konieczności dalekiego dojazdu – mówi Nowak. – Nadmienić należy, iż organizatorzy zawodów driftingowych dokładają wszelkich starań, by uczynić zadość zasadom związanym z ochroną środowiska, zawodnicy są m.in. zobligowani do używania najwyższej jakości paliw oraz stosowania na postojach mat pod pojazdy, które minimalizują prawdopodobieństwo przedostania się do gruntu płynów eksploatacyjnych. Pracownicy Autodromu Pomorze natomiast dbają o to, by wszelkie powstałe nieczystości nie dostawały się do środowiska poprzez blokowanie ich przez filtry substancji ropopochodnych.

Dyrektor zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz.

– Gmina Pszczółki na organizacji tego typu masowych wydarzeń, jak i na samym istnieniu ośrodka, zyskuje – zauważa Nowak. – Możliwość wystawienia stoiska z własnymi wyrobami, produktami, rękodziełem, usługami, wzrost sprzedaży w okolicznych sklepach i stacjach paliw, wzrost zapotrzebowania na usługi gastronomiczno-hotelowe, bezpłatna promocja gminy Pszczółki w mediach lokalnych i ogólnopolskich to tylko niektóre korzyści. Podkreślić należy, iż tego typu wydarzenia na 365 dni w roku trwają zaledwie kilka dni w rozbiciu na dwa – trzy terminy, w związku z czym dużym uogólnieniem jest stwierdzenie, że działalność Autodromu uniemożliwia mieszkańcom funkcjonowanie. Większość dni w roku to czas poświęcony na szkolenia na płytach poślizgowych, których celem jest doskonalenie techniki jazdy i podnoszenie świadomości kierowców, czego efektem jest zwiększenie bezpieczeństwa na drogach publicznych, co jest wspólnym interesem społecznym.

W Niemczech nie narzekają

Pozostaje czekać na dalszy rozwój sytuacji. Mieszkańcy Pszczółek podkreślają, że nie przeszkadza im podstawowa działalność ODTJ-otu, tylko hałas wytwarzany przez driftujące samochody. Sytuacja sprawia wrażenie patowej. Strony sporu okopały się na pozycjach i przerzucają argumentami. Mieszkańcy nie wykluczają oddania sprawy do sądu lub fizycznego blokowania toru. Gorąca dyskusja rozgorzała także w komentarzach pod wspomnianym artykułem w serwisie Naszemiasto.pl. Nie brakuje hejtu, rzeczowych wypowiedzi czy spojrzenia na sprawę z pewnym dystansem. „Często bywam w Pszczółkach u rodziny, która mieszka po drugiej stronie torów (ul. Ogrodowa). I jak są jakieś zawody, to ledwo co słychać, żeby coś tam się działo. Rodzinie też ani w tygodniu, ani w weekendy nie przeszkadza. A jeśli chodzi o hałas, to zacząłbym od zainteresowania się owczarkiem niemieckim sąsiadów z drugiej strony płotu i kolejką SKM” – napisał Oskar. „Warto by również zauważyć, że w dniu otwartym dla mieszkańców drifty jakoś nie przeszkadzały i kolejka do nich nie malała, o czym zresztą pisała ta sama gazeta” – twierdzi Nie-Mieszkanka. „Jestem mieszkanką, a na dniach otwartych nie byłam, za to hałas dało się boleśnie odczuć. Zrozumcie, że z każdej sytuacji jest wyjście, tylko trzeba rozmawiać” – odpowiada internautka podpisująca się pseudonimem Mieszkanka.

Czy można inaczej? Można. Doskonałym przykładem toru jest niemiecki Nürburgring. Kilka razy w roku odbywają się tam 24-godzinne wyścigi, a także rundy F1, WTCC czy driftingowych mistrzostw. Na co dzień na północnej pętli Nürburgringu testowane są prototypy sportowych samochodów, a po południu każdy zainteresowany po wniesieniu opłaty może sprawdzić swoje umiejętności i auto na nitce kultowego asfaltu. Nawet jeżeli hałas nie daje się we znaki, to utrudnienia drogowe podczas największych imprez na pewno są uciążliwe. Nikt jednak nie narzeka. Lokalni nauczyli się bowiem czerpać wymierne korzyści z sąsiedztwa toru. Bary, restauracje, hotele, wypożyczalnie wyścigowych samochodów czy nawet stacje paliw powstały, by obsługiwać odbywające się na Ringu imprezy. Bez nich w okolice sennej miejscowości Nürburg, liczącej niecałe 200 mieszkańców, nikt by się nie zapuszczał. Pozostaje trzymać kciuki za Autodrom Pomorze. W tej części kraju – poza improwizowanymi torami na płytach lotnisk w Borsku i Pruszczu Gdańskim oraz wymagającymi sporych umiejętności imprezami typu KJS – amatorzy szybkiej jazdy nie mają innych możliwości sprawdzenia swoich umiejętności w bezpiecznych warunkach.

Łukasz Szewczyk

1 komentarz do “Hałas nie do wytrzymania? Mieszkańcy Pszczółek kontra ODTJ”

  1. Pasowało by napisać wprost. Jebać tych mieszkańców Pszczółek i ich znajomych polityków i radnych wspierających ich protesty, robiących wstyd całej Polsce oraz niszczących Polski sport motorowy. Autodrom Pomorze powinien interweniować we władzach centralnych w Warszawie. Nie może być tak,że kilku cebulaków i radnych , którzy pokupowali za grosze tereny w okolicy chce zniszczyć działalność Autodromu Pomorze i imprez na nim rozgrywanych i robić wstyd Polsce i Polakom aby podnieść sobie ceny nieruchomości i na nich zarobić. Wszyscy dobrze wiedzieli od początku gdy kupowali tam działki i domy, iż w Autodromie Pomorze znajduje się tor wyścigowy. Debilne gadanie, że miało to być tylko doskonalenie techniki jazdy jest wyjęte z dupy bowiem doskonalenie techniki jazdy w poślizgach generuje hałas. Sytuacja identyczna jak z torem Poznań gdzie jak wieści niosą Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak (PO) i koledzy pokupowali za grosze działki w okolicy toru Poznań, a teraz chcą ograniczyć działanie toru aby podnieść ceny swoich nieruchomości, sprzedać z zyskiem, a winę za zamknięcie toru zwalić później na rządy PIS.

Dodaj komentarz