Głupia prędkość zabija?

Felieton Janusza Ujmy

Koniec maja br. przyniósł nam akcję pt. „Prędkość zabija”. Autor tego hasła na portalu Interia.pl otrzymał od razu ripostę, że „to nie prędkość zabija” i że nie zna on I zasady dynamiki Newtona, mówiącej iż „…jeśli ciało porusza się ze stałą prędkością, to nie działa żadna siła lub działają siły równoważące się…” (można by polemizować, które z trzech praw ruchu ma tutaj zastosowanie). Tak więc dalej jazda z szybkością 250 km/h samochodem nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa, o czym mają zaświadczyć niemieckie autostrady, gdzie na wielu odcinkach nie ma ograniczeń i pomimo tych prędkości liczba wypadków drogowych na ich autostradach jest niewielka. Autor polemizuje, że policja i wszyscy od bezpieczeństwa ruchu drogowego powtarzają jak mantrę „że prędkość zabija”. Kiedy lecimy samolotem ponaddźwiękowym nad chmurami, patrząc przez okno, wydaje nam się, że stoimy w miejscu. Na monotonnych amerykańskich autostradach biegnących przez prerie, gdzie co kilkadziesiąt kilometrów możemy zobaczyć rosnący kaktus i nie ma odniesienia – kierowcy najbardziej boją się monotonii i zaśnięcia. Spoglądając co jakiś czas na szybkościomierz, własnym oczom nie wierzą, że mają tak dużą prędkość. Ich podświadomość wskazywała, że jadą z szybkością o połowę mniejszą. Problem zaczyna się, gdy jesteśmy zaskoczeni jakąś przeszkodą, sytuacją i zmieniamy prędkość. Gdy dochodzi do poważnego wypadku i pytamy takiego kierowcę, po „wylizaniu się” ze śpiączki farmakologicznej, z jaką szybkością jechał, to twierdzi, że o wiele mniejszą niż wskazuje rejestrator prędkości (np. tachograf). Więc można by w skrócie powiedzieć, że czym innym jest I zasada dynamiki Newtona, a czym innym sytuacja, kiedy zawodzi nas wyobraźnia i dochodzi do wypadku drogowego. Tutaj moglibyśmy powiedzieć trafniej, że „Głupota zabija”. W statystykach wypadków drogowych posługujemy się jednak wytrychem i mówimy, że to jednak „Prędkość zabija” i ona jest głównym sprawcą tragicznych w skutkach wypadków drogowych.

Nasz mistrz od prędkości Sobiesław Zasada w swojej książce pt. „Szybkość bezpieczna” pisze: „Szybkość bezpieczna – to jest taka, która nie zabija”. I dalej pisze: „wszędzie i zawsze szybkość bezpieczna, niezależna od szybkości bezwzględnej. Zależna jest od wszystkiego, co steruje jazdą – z kierowcą włącznie”. Chodzi o to, aby nie przeszarżować i nie znaleźć się powyżej szybkości bezpiecznej, zachowując wiele czynników na nią się składających, które tak wałkujemy na kursach z kandydatami na kierowców. Nie możemy mówić, że zachowując te przykazania, które należy brać pod uwagę, ustalając szybkość bezpieczną, damy pełną gwarancję, że nie zdarzy się wypadek. Zawsze i wszędzie, gdzie dochodzi do wypadku, są zdarzenia losowe, ale nie możemy też twierdzić, że wysoka stała prędkość w rozsądnych granicach, uwzględniając czynniki szybkości bezpiecznej, jest podstawową przyczyną wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Oczywiście z łatwością posługujemy się tym kluczem, że „Prędkość zabija” i winę kierujemy w jedną stronę, nie doszukując się faktycznej przyczyny. Mamy z głowy, bo przyczynę z góry znamy i nie będziemy dochodzić szczegółów. Drogowcy też mają z głowy, kiedy w porę nie posypią śliskich dróg. Mają przecież winnego kierowcę, który „nie zachował bezpiecznej szybkości”.

Badania wskazują, że ograniczanie maksymalnych prędkości wcale nie powoduje zmniejszenia liczby wypadków drogowych. Tę maksymę daję pod rozwagę włodarzom naszych dróg i miast, iż postawienie znaków ograniczających szybkość wpływa na zakorkowanie miast, stres kierowców a potem bezmyślna szybka jazda, aby nadrobić stracony czas. Na nic nie zda się hasło „spiesz się powoli a bezpiecznie dojedziesz do celu”. Konstruktorzy samochodów zawsze biorą pod uwagę, aby samochód jak najmniej ważył, jak najmniej zużywał paliwa i jak najszybciej jeździł. Zaś po drugiej stronie są „eksperci”, którzy najczęściej dla swojej wygody i zabezpieczenia się przed nieróbstwem stawiają znaki ograniczające szybkość, które na zdrowy rozum nie służą żadnemu bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Dzisiaj mamy w modzie samochody SUV i VAN, które mają dużą moc i przyspieszenie, a i to wielu, rezygnując z gwarancji i stosowanych ograniczeń prędkości w samochodach ciężarowych i autobusach, „podrasowuje” sterowniki, aby osiągnąć jeszcze większą moc, a tym samym szybkość. Często sam się dziwię, jadąc na autostradzie z maksymalną dopuszczalną prędkością, że wyprzedzają mnie jeszcze ciężkie tiry i autobusy pełne pasażerów. W razie czego skutki są często takie, jakie widzimy w przekazach TV. Najczęściej przy takich zdarzeniach mówimy o nadmiernej prędkości, a nie braku rozsądku, głupocie czy też zbyt małej praktyce za kierownicą. Szkolę kandydatów na kierowców ponad czterdzieści lat i wiem, jaką mają wiedzę i umiejętności i co wyczyniają, kiedy siądą za kierownicą szybkiego samochodu. Dostają jakiegoś amoku i naciskają na gaz bez wyobraźni. Proszę zwrócić uwagę, jak spadnie u nas pierwszy śnieg – ile jest wypadków. To nie brak umiejętności, bo do operowania gazem w samochodzie nie trzeba „wielkiej nauki” – potrzebna tu jest wyobraźnia. Kiedy wymijam się na wąskiej drodze w trudnych warunkach, to najbardziej boję się tych kierowców, których widzę na kursie, i widzę, że niewiele interesują ich przepisy czy pokazywane filmy z wypadków drogowych, na których chętnie odwracają głowy. Chcą tylko uzyskać prawo jazdy jak najmniejszym kosztem i zasiąść za kierownicą celem „wyciągnięcia maksymalnej prędkości”. Takie akcje czy też pokazywanie filmów z wypadków drogowych i statystyk, że „Prędkość zabija” niewiele ich interesują. Każdy kierowca „kocha” szybką jazdę. Ale tęsknota wprowadzona w ruch szybką jazdą nas bardzo dużo kosztuje – a to policja z radarami, a to fotoradary i kamery, samochody oznakowane i nieoznakowane, znaki drogowe, likwidacja skutków wypadków drogowych itd.

Dla rozluźnienia zacytuję czytelnikom fragment z książki A. Tuszyńskiego pt. „Samochód nowoczesny” (Wydawnictwo Komunikacyjne) część 4 pt. „Szybkość i przeszkody na szosie”: „Szybka jazda i transport jest jednym z głównych walorów samochodu. Dlatego nie ma powodu nie wykorzystywać szybkości transportu, ale w odpowiednich warunkach i przy doświadczonych rękach kierowcy. Z chwilą gdy stosowanie większej szybkości jest połączone z ryzykiem, pędzenie samochodem staje się karygodnym narażeniem życia ludzkiego i kosztownego sprzętu…”. Jeszcze powyższa akcja się nie zakończyła, a już zafundowaliśmy sobie następną pod wielkim tytułem Narodowego Eksperymentu Bezpieczeństwa (NEB) pt. „Weekend bez ofiar”, w której autorzy apelują, abyśmy najlepiej nie wychodzili i nie wyjeżdżali na drogi – to wypadków nie będzie (wg K. Kononowicza). Autorami tej akcji jest Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przy współpracy z Krajową Radą BRD i innymi, bez ITS czy też naszego środowiska. Widać, że nadal nie wyciągamy odpowiednich wniosków. GDDKiA zamiast budować drogi prowadzi akcje i stawia znaki ograniczające prędkość. A to też kosztuje, ale będzie się można wykazać dbałością o prewencję w ruchu drogowym i przy okazji „przerobić” odpowiednie fundusze na BRD. Akcja „Weekend bez ofiar” prowadzona od 22 do 26 czerwca 2011 roku dała opłakane rezultaty: 71 zabitych i 650 rannych w 525 wypadkach. Zatrzymano 2794 prawa jazdy za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu. To szokuje, że tylko tam gdzie stała policja wypadków nie było. A więc skończmy z takimi drogimi akcjami i zacznijmy sensownie prowadzić prewencję na drogach. Zostawmy więc prawa dynamiki na boku i spieszmy się powoli albo wcale nie wychodźmy z domu. Jesteśmy przecież na „Zielonej Wyspie”, gdzie ptaszki igrają. Kierowca po ominięciu patrolu drogowego zaczyna igrać z życiem własnym i innych, mechanicznie głupota powraca, bo wie, że konsekwencje będą niewielkie. Policja i autorzy akcji potwierdzą, że przyczyną tych tragicznych wypadków była nadmierna prędkość (brawura równa głupocie) oraz pijani kierowcy.

Bez żadnego przygotowania wprowadziliśmy w ubiegłych latach Ustawą o transporcie drogowym szkoły techniki jazdy i nową kategorię instruktorów techniki jazdy. Zapowiadaliśmy hucznie budowę torów poślizgowych, aby w każdej chwili kierowca był przygotowany na wszelkie ewentualności, jakie spotkają go na drodze. Od trzech lat wszystko to jest nieuporządkowane, place zastępujemy symulatorami, na które obecnie wydajemy przepisy szczegółowe uzyskania atestu… W art. 112 ust. 1 pkt 1) lit a (UoKP) SDTJ prowadzić będą szkolenie praktyczne doskonalenia techniki jazdy stopnia podstawowego począwszy od kategorii A1 do B+E. Jak one są do tego przygotowane? A przecież szkoląc umiejętności jazdy z poślizgiem, spowodujemy, że będziemy mieli coraz więcej „amatorów rajdowców”, którzy będą siali popłoch na drodze i stanowić będą dodatkowe zagrożenie w ruchu drogowym – jeśli nie znajdziemy zdroworozsądkowych sposobów na okiełzanie ich głupoty. Zacząć należy „od ryby”, która psuje się od głowy.

 

Janusz UJMA

lipiec 2011 r.

 

2 komentarze do “Głupia prędkość zabija?”

  1. Pingback: Exness सीमित

Dodaj komentarz