Gehenna. Szokująca historia egzaminatora z PORD-u

Sąd Najwyższy

Co można zrobić, gdy cały świat wali nam się na głowę? Podnieść się i walczyć o swoje dobre imię. Właśnie tak postąpił egzaminator, którego kilka lat temu bezpodstawnie wyrzucono z pracy w gdańskim PORD-zie.

Jeszcze stosunkowo niedawno egzaminator K. mógł uważać się za szczęśliwego człowieka. Miał rodzinę, dobrą pracę, był doceniany przez przełożonych. Nie ograniczał się tylko do egzaminowania kandydatów na kierowców. Prowadził również wykłady na różnych kursach organizowanych przez Pomorski Ośrodek Ruchu Drogowego w Gdańsku. Ale to co dobre, szybko się kończy. W tym wypadku wszystko zaczęło się psuć w 2014 roku.

Kilkuminutowe spóźnienia

Właśnie wtedy w aktach egzaminatora K. zaczynają się pojawiać notatki służbowe, które mają dokumentować popełniane przez niego uchybienia. Wszystkie były pisane przez byłego już wicedyrektora Pomorskiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Gdańsku – B. lub na jego wyraźne polecenie. I miały być dowodami, na podstawie których w marcu 2016 roku wręczono egzaminatorowi K. rozwiązanie umowy o pracę.

Jednym z przewinień miała być tendencja K. do wielokrotnego spóźniania się do pracy. Owszem, zdarzyło mu się to kilka razy. Ale były to zazwyczaj spóźnienia kilkuminutowe. Nikt z egzaminatorów nadzorujących nie miał do niego pretensji. Tym bardziej że nie wpływały one na funkcjonowanie ośrodka i przebieg egzaminów. Poza tym K. pracował czasami więcej niż osiem godzin dziennie, np. gdy ostatni prowadzony przez niego egzamin się przeciągał. Tego się nie odnotowywało i nie rozliczało.

Warto dodać, że takie kilkuminutowe spóźnienia zdarzały się także innym egzaminatorom. W stosunku do nich nie wyciągano oczywiście żadnych konsekwencji.

Dwie rozmowy przez komórkę

Także w 2014 roku egzaminy prowadzone przez K. zostały poddane kilku kontrolom. Żadnych poważnych zarzutów wobec niego nie wysunięto. Jego decyzje zostały ocenione jako słuszne, a sposób przeprowadzania egzaminów – zgodny z przepisami. Zwrócono mu tylko uwagę na dwie rzeczy. Chodziło o zbyt częste korzystanie z telefonu komórkowego podczas egzaminu (w dwóch przypadkach) oraz mówienie po imieniu do osoby egzaminowanej (w jednym przypadku).

To właśnie m.in. o te pojedyncze incydenty chodziło, jeśli wczytamy się w uzasadnienie rozwiązania umowy z K. Zostały one zakwalifikowane jako „naruszenie kodeksu etycznego postępowania pracowników WORD-u”.

Rozpad małżeństwa. K. idzie na zwolnienie

W 2014 roku K. miał poważne kłopoty osobiste. Związek egzaminatora i jego żony (także pracowała w PORD-zie) zaczął się rozpadać. Egzaminator podejrzewał ją o zdradę. Nie przypuszczał jednak, że mężczyzną, z którym spotykała się jego żona, jest… B., pełniący w tamtym czasie funkcję wicedyrektora ośrodka. To właśnie on stał za notatkami, które coraz częściej pojawiały się w aktach K.

W listopadzie tego samego roku K. nie wykonywał już swoich obowiązków służbowych, gdyż był na zwolnieniu lekarskim. Początkowo miało ono potrwać do lipca 2015 roku. Jednak lekarz zdecydował się je przedłużyć. 13 lipca, czyli w dniu wystawienia mu kolejnego zwolnienia, K. poinformował o tym swojego bezpośredniego przełożonego. Dodał przy tym, że dokument zamierza dostarczyć pracownikom działu kadr. Tak się stało, ale wyniknął pewien problem. Otóż dział kadr otrzymał je 17 lipca, zaraz po sporządzeniu notatki wskazującej na brak zwolnienia w formie papierowej i brak informacji o tym, ile ma potrwać. Co ciekawe, nie powinna ona w ogóle powstać. Dlaczego? Bo nie minęło wtedy jeszcze siedem dni, czyli tyle, ile czasu ma pracownik na dostarczenie zwolnienia.

Pod koniec sierpnia 2015 roku lekarz prowadzący K. przedłużył mu zwolnienie lekarskie. Egzaminator poinformował o tym zakład pracy, a dokument wysłał pocztą. Jednak 18 września powstała notatka, z której można wyczytać, że pracownik PORD-u jest na zwolnieniu, a ono wciąż nie wpłynęło. B. nakazał wyjaśnienie sprawy. Skontaktowano się z K., z którym ustalono, że powinien wysłać kopię zwolnienia. Tak też się stało.

B. odmawia udzielenia urlopu

Egzaminator K. wrócił do pracy w styczniu 2016 roku. Co ważne, nikt nie prowadził z nim żadnych rozmów dyscyplinujących. Tyle że w ciągu dwóch miesięcy K. był poddany aż trzem kontrolom. Żadnych nieprawidłowości jednak nie stwierdzono.

29 lutego K. nie mógł przyjść do pracy. Powód? Konieczność stawienia się na rozprawie rozwodowej. Jeszcze 26 lutego SMS-em poinformował o tym swojego bezpośredniego przełożonego. Ten wyraził na to zgodę.

Dzień po dniu wolnym K. stawił się w pracy, tyle że miał ją wykonywać nie w Gdańsku, ale gdyńskim oddziale ośrodka egzaminacyjnego. Wtedy też wypełnił wniosek o bezpłatny urlop za 29 lutego i złożył go w miejscu, gdzie przekazywana jest korespondencja, która ma dotrzeć do głównej siedziby PORD-u.

Mimo że K. postąpił w takim przypadku tak jak inni pracownicy PORD-u, nastąpiła odmowa udzielenia urlopu. Decyzję podjął B., argumentując, że wniosek został złożony za późno. Nie skonsultował się przy tym z bezpośrednim przełożonym K.

Właśnie ta sytuacja została przywołana w momencie, gdy egzaminatorowi K. wręczano wypowiedzenie. Jako jedną z przyczyn podjęcia takiej decyzji wskazano „nieusprawiedliwienie nieobecności w pracy 29 lutego oraz nieprzedłożenie pracodawcy dokumentów potwierdzających usprawiedliwiony charakter nieobecności do chwili powrotu do pracy po okresie nieobecności”.

Schludnie, ale nie w odzieży służbowej

W tym samym dokumencie mowa jest o „zaniechaniu noszenia odzieży służbowej w toku wykonywania czynności”. Czy w PORD-zie był taki obowiązek? Tak, ale stroje pozostawały sporo do życzenia, darły się w szwach, pojawiały się na nich odbarwienia. Dlatego niektórzy pracownicy PORD-u przestali je nosić. Nie znaczy to jednak, że nie przychodzili do pracy w stroju formalnym. Nikt nie wyciągał wobec nich z tego powodu żadnych konsekwencji.

Również K. nie nosił odzieży służbowej. Choćby z tego powodu, że gdy wrócił ze zwolnienia lekarskiego, zaginęła jego kurtka. Nosił więc prywatną. Nie można jednak powiedzieć, że K. nie starał się dobierać stroju formalnego. Nosił bowiem koszulę, marynarkę i wizytowe spodnie.

Wypowiedzenie zostało wręczone K. 23 marca 2016 roku ze skutkiem na koniec czerwca. Nie było przy tym B., choć to właśnie on przygotował jego treść. W trakcie wręczania K. wypowiedzenia, egzaminator zasłabł, wezwano pogotowie. Nie doszło więc do żadnej dyskusji na temat przyczyn podjęcia przez pracodawcę takiej decyzji. Ponadto K. wypowiedzenia nie podpisał.

Bezzasadne zarzuty

Nie znaczy to wcale, że dalej w PORD-zie pracował. Ale nie mógł pogodzić się z tym, że ośrodek pozbył się go, podając przyczyny, które były po prostu wyssane z palca, dodatkowo pisane przez B. Postanowił nie odpuszczać i złożyć do sądu wniosek o przywrócenie go do pracy na dotychczasowych warunkach.

Sąd przede wszystkim odniósł się do przyczyn, które zostały wskazane w wypowiedzeniu wręczonemu K. w marcu 2016 roku. Jedna z nich to „naruszenie kodeksu etycznego postępowania pracowników WORD”. Problem w tym, że przyczyna ta jest nieskonkretyzowana. Bo kodeks to akt ogólny, zawierający szereg punktów i paragrafów, odnoszący się do wielu sytuacji i stanowisk. A na wypowiedzeniu nie znalazła się żadna informacja, o jaką jego część mogło chodzić.

Podał ją, dopiero w toku rozprawy sądowej, B. Jego zdaniem naruszeniem kodeksu etycznego były rozmowy telefoniczne K., odbywane w trakcie egzaminu, oraz niewłaściwy sposób zwracania się do kandydatki na kierowcę. Tyle że działo się to w 2014 roku, a wypowiedzenie wręczono K. dwa lata później! Ponadto żadne dokumenty nie wskazują na to, żeby takie zachowania miały się później powtórzyć.

Strona pozwana, czyli PORD, próbowała się bronić, powołując się na wspomniane wcześniej notatki w aktach osobowych K. Jednak sąd zwrócił uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, powstały one na wyraźne polecenie B. Po drugie, zaczęły się pojawiać, gdy małżeństwo K. przechodziło kryzys, w który wmieszany był przecież B. W ocenie sądu uzasadnione jest przyjęcie, że notatki i zarzuty to wynik osobistego stosunku byłego wicedyrektora PORD-u do K.

Sąd ocenił także, że inne przyczyny podane w wypowiedzeniu wręczonym w marcu 2016 roku K. nie miały żadnego uzasadnienia. Nie ma bowiem mowy o wielokrotności spóźnień w momencie, gdy ostatni udokumentowany przypadek miał miejsce w 2014 roku. Tak samo bezzasadny jest zarzut zaniechania noszenia odzieży roboczej. Kwestia ta nie może być powodem rozwiązania stosunku pracy, tym bardziej że nie dotyczyła ona tylko K. Także zarzuty dotyczące rzekomego niedopełnienia obowiązków przez egzaminatora przy informowaniu o zwolnieniach zostały przed sąd uznane za niewiarygodne.

Egzaminatorze, możesz wrócić do pracy

Jaki jest finał sprawy? Pod koniec ubiegłego roku sąd nakazał przywrócić egzaminatora K. do pracy. B. nie jest już wicedyrektorem PORD-u, ba, w ogóle już w ośrodku nie pracuje. Został zwolniony po ogłoszeniu wyroku skazującego go za popełnienie przestępstwa w związku z wykonywanymi czynnościami. Natomiast była żona K. rozwiązała z PORD-em umowę o pracę za porozumieniem stron.

Egzaminator K. odetchnął. Ale nigdy nie zapomni tego, co w jego życiu działo się przez ostatnie kilka lat…

Jakub Ziębka

Tekst powstał w oparciu o materiały sądowe. Inicjały bohaterów opowieści zostały zmienione.

5 komentarzy do “Gehenna. Szokująca historia egzaminatora z PORD-u”

    1. Tak to jest jak baba idzie w długą z szaffffem radzę egz. K zapisanie się do kółka myśliwskiego bo z tymi rogami nie mieścił się w autku egzaminacyjnym i to dlatego został zwolniony a nie za jakieś drobne spóżnienia

Dodaj komentarz