Ustawa do poprawy

Eugeniusz Kubiś, organizator protestów zielonogórskich przeciwko ustawie o kierujących pojazdami z 2012 i 2013 roku, zabrał głos w sprawie ustawy o kierujących pojazdami, której część zapisów jest znów przesunięta o rok. Jego zdaniem, należy zostawić z dotychczasowych rozwiązań co konieczne i napisać ten akt prawny od nowa.

Swoje stanowisko Kubiś przedstawił w liście otwartym, który wysłał m.in. do Kancelarii Prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu, szefów klubów parlamentarnych oraz ministrów spraw wewnętrznych i administracji oraz infrastruktury i budownictwa.

Zburzono system, nie dano nic w zamian

List zaczyna się od krytyki aktu prawnego. „Co społeczeństwo zyskało na tej ustawie? Zburzono dotychczasowy, w miarę sprawnie i efektywnie działający system szkolenia, egzaminowania oraz wydawania praw jazdy. W zamian otrzymaliśmy regulację, z którą obywatele i państwo nie mogą dojść do ładu mimo kilkunastu nowelizacji. 4 stycznia 2016 roku minie kolejny termin wejścia w życie, najistotniejszej, z punktu widzenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, części ustawy. Termin minie, przepisy znowu nie wejdą w życie, pozostanie bałagan i niepewność. Mija pięć lat, rządowa instytucja wydała kilkaset milionów na prace nad Centralną Ewidencją Pojazdów i Kierowców, ustawy nadal nie można wprowadzić w życie, bo CEPiK jest w proszku”.

Prawo dla obywateli

Kubiś chciałby, żeby kolejna nieunikniona nowelizacja ustawy o kierujących pojazdami przerwała kłopoty milionów Polek i Polaków z uzyskiwaniem prawa jazdy. Postuluje napisanie tego aktu prawnego w zasadzie od nowa, zostawiając tylko to, co konieczne. Co ważne, „nowe rozwiązania nie mogą być wprowadzane w interesie szkół jazdy, ośrodków egzaminowania czy innych podmiotów żyjących z kierowców. Muszą służyć ogółowi obywateli, uczestniczących w ruchu drogowym. Obecnie mamy system egzaminowania oparty o przedsiębiorstwa, które utrzymują się w blisko 90 proc. z egzaminowania, w tym głównie z egzaminów poprawkowych. System z WORD miał przeciwdziałać korupcji. Od kilkunastu lat okazuje się, że wybitnie tej korupcji sprzyja. Nie ma w tym nic dziwnego. Najniższa zdawalność w Europie i korupcja wprost wynikają z sytemu egzaminowania realizowanego przez przedsiębiorstwa nazywane WORD”.

E-administracja, czyli kilkusetkilometrowa podróż

Jako przykład fiaska wprowadzanych od jakiegoś czasu zmian podaje elektroniczny obieg dokumentów w procesie uzyskiwania i wydawania praw jazdy. „Kluczowy element tego systemu, tzw. PKK (profil kandydata na kierowcę), obywatel musi załatwić, udając się osobiście do starostwa właściwego ze względu na miejsce stałego zameldowania. Wiąże się to niekiedy z kilkusetkilometrową podróżą. Tak działa e-administracja w przypadku obywateli zamierzających uzyskać prawo jazdy” – pisze Kubiś. Autor listu otwartego krytykuje także podział ośrodków szkolenia na Super OSK oraz inne. Jego zdaniem, pierwsze mają uprzywilejowaną sytuację na rynku. „Jedną z różnic uzasadniającą ten podział jest to, że plac w ośrodku zwykłym ma być wyłączony z ruchu drogowego, a w Super OSK dodatkowo ma być opłotowany”.

Prosta i łuki

Kubiś wspomina w liście także o instruktorach. „Żeby utrzymać uprawnienia, muszą co roku przechodzić kilkudziesięciogodzinne płatne warsztaty, realizując w kółko ten sam program”. Wspomina także o obowiązku posiadania przez szkoły jazdy utwardzanego placu manewrowego. „Na tych placach kursanci ćwiczą w specyficzny sposób rozumianą jazdę po prostej i po łuku. Element ten jest podstawową częścią sprawdzianu podczas egzaminu państwowego. Służy rzekomo sprawdzeniu, czy kursant panuje nad pojazdem. Kilkadziesiąt procent spośród osób ubiegających się o prawo jazdy oblewa egzamin państwowy na tym elemencie, po kilku minutach – płacąc za to pełną stawkę, czyli 140 zł. Logicznie rozumując, sprawdza się, czy uprawniony instruktor, który przejeździł z kursantem minimum 31 godzin zegarowych, nie poświadczył nieprawdy w zaświadczeniu o ukończeniu kursu. Przecież wszystkie drogi to proste i łuki. Człowiek, który bez problemu panuje nad pojazdem w ruchu drogowym, może nie przejechać 40 metrów tyłem po prostej i łuku bez prawa do zatrzymania się i korekty toru jazdy. Z pewnością nie świadczy to o niepanowaniu nad pojazdem. Kiedyś trzeba było na placu manewrowym parkować na raz równolegle, prostopadle przodem i tyłem oraz po skosie. Wyuczenie tych elementów pochłaniało wiele godzin z kursu”. Kubiś dodaje także, że takich placów jak w Polsce nie ma w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Francji.

Na śliskim jest ślisko

Autor listu otwartego kwestionuje także przepisy, które mają dotyczyć młodych kierowców. „Podzielam pogląd, że wskazane jest szczególne dyscyplinowanie początkujących kierowców, żeby nie zrobili krzywdy sobie lub innym w okresie, kiedy nabywają doświadczenia. Mam nadzieję, że przyczyni się to do wzrostu bezpieczeństwa na drogach. Ale czy warto budować, kosztem wielu milionów, infrastrukturę, żeby w ciągu godzinnych zajęć początkujący kierowca przekonał się, że na śliskim jest ślisko? Warto, żeby płacił za tę godzinę 200 zł, poświęcał dzień pracy lub nauki i odbywał niekiedy kilkusetkilometrową podróż do ośrodka doskonalenia techniki jazdy? Rozumiem, że takie szkolenie może być ciekawym i pożytecznym doświadczeniem, ale czy na tyle istotnym dla poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym, żeby obciążać nim wszystkich obywateli, chcących uzyskać i zachować prawo jazdy?” – pyta Eugeniusz Kubiś.

Uczciwość i nieuchronność kary to podstawa

„Punktem kluczowym w systemie szkolenia i uzyskiwania prawa jazdy powinien być egzamin państwowy, przeprowadzany przez egzaminatora reprezentującego państwo, a nie przez pracownika przedsiębiorstwa, utrzymującego się z opłat za egzaminy, w tym głównie poprawkowe. Drugim punktem kluczowym powinien być skutecznie i niezawodnie działający system nadzoru nad ruchem drogowym. System nastawiony nie na zarabianie na pułapkach zastawianych na kierowców, lecz upewniający ich, że kiedykolwiek złamią przepisy, szybko i niezawodnie spotkają się ze swoim umundurowanym aniołem stróżem, wyposażonym w nowoczesną technikę i bloczek mandatowy. Żadne superszkolenie, wykształcenie, nieposzlakowana opinia nie zastąpi nieuchronności kary za niebezpieczne zachowania na drodze. Świadczy o tym dobitnie skłonność do wykroczeń, odnotowywana u parlamentarzystów, sędziów czy prokuratorów. Polacy nie dlatego giną na drogach, że nie znają przepisów lub są w inny sposób źle wyszkoleni. Jeżdżą, jak im podpowiada fantazja i pozwala niedoinwestowana policja” – kończy swój list Kubiś. I dodaje, że 4 stycznia 2016 roku powinien stać się przełomem, po którym uzyskanie prawa jazdy w Polsce będzie czymś normalnym i satysfakcjonującym.

Jakub Ziębka