Ostatnie szlify

nauka jazdy

Bohaterowie naszego cyklu zbliżają się do końca kursu. Dla jednych to jest przygoda życia, dla innych – droga przez mękę. Czują już stres związany ze zbliżającym się egzaminem.

Pierwszy z nich jest nawet przerażony. Jego instruktor to człowiek wiecznie zajęty, wiecznie rozmawiający przez telefon. Nasz bohater jeździ ciągle tą samą trasą, bo musi odwieźć swojego poprzednika i pojechać po następnego kursanta. Na początku kursu wydawało mu się, że to dobry system. Teraz już nie. Jego szkolenie sprowadza się do dowożenia albo odwożenia innych kursantów. Zdarza się też, że z jego usług korzysta także instruktor. Przecież musi załatwić sprawy w urzędzie, banku, podjechać do żony do pracy. Wychodzi na to, że kursant prawie nie bywa w miejscach, gdzie się egzaminuje. Z parkowaniem i zawracaniem też nie radzi sobie najlepiej. Takie manewry ćwiczył tylko w okolicach sklepu i banku.

Dramat!

Nasz drugi bohater, chłopak, dla którego zdobycie prawa jazdy jest warunkiem utrzymania pracy, jest bardzo zestresowany. Nie jeździ dobrze. Choć na placu manewrowym spędził kilkanaście godzin, jazda po łuku zupełnie mu nie wychodzi. Poruszanie się po ulicach miasta to dramat. Samochód ciągle gaśnie, gdy zmienia biegi, słychać szarpnięcia. Nie potrafi właściwie pokonywanie skrzyżowań. Teorię ma niby opanowaną, ale nie umie zastosować jej w praktyce. Instruktorzy kompletnie nie są zainteresowani jego postępami. A miał ich już sześciu! Każde zajęcia zaczynają się na placu manewrowym. Kursant ćwiczy pokonywanie łuku, instruktor i jego koledzy popijają w tym czasie kawę. Zapisał się do dużej szkoły oferującej tanie kursy. Osób szkolonych więc nie brakuje. Szczególnie widać to na placu, na którym jednocześnie ćwiczy aż ośmiu kursantów.

Dumna kursantka

Kolejna bohaterka naszego cyklu również odczuwa stres związany z końcem kursu, ale jeździ coraz pewniej, jej instruktor daje coraz więcej samodzielności w podejmowaniu decyzji na drodze. Błędy, które popełnia, wynikają raczej z roztargnienia niż braku wiedzy. Czasami zapomni o kierunkowskazie, ale instruktor zawsze wychwytuje takie błędy. Uczula, żeby bardziej się skoncentrowała na ostatnich jazdach szkolenia. Wszystkie manewry przećwiczyła już po kilkadziesiąt razy. Miejsca, gdzie odbywają się egzaminy, zna doskonale, wie, jak je prawidłowo przejechać, tak żeby egzaminator nie mógł się o nic przyczepić. Czuje, że jest dobrze przygotowana. Myśli pozytywnie. Egzamin na prawo jazdy też powinien jej pójść dobrze. Przy odrobinie szczęścia zda go za pierwszym razem. Jej instruktor jest skupiony na pracy, na poszerzaniu jej wiedzy. Kursantka czuje się z tym dobrze. Gdy zaczynała kurs, nie wiedziała kompletnie nic. Teraz jeździ już swobodnie po mieście. Odczuwa z tego powodu dumę!

Chwilowa niedyspozycja

Kolejna kursantka miała podczas ostatniej jazdy kryzys. Popełniała takie szkolne błędy, że aż jej było głupio przed instruktorem. Jednak on zauważył jej niedyspozycję, spokojnie z nią porozmawiał i zakończyli zajęcia. Umówili się, że odrobią brakującą godzinę na następnym spotkaniu. Bohaterka naszego cyklu była w szoku, że instruktor tak dobrze wykonuje swoje obowiązki. Mógł ją przecież wyrzucić z auta, pojeździć po bocznych uliczkach. Tak, żeby był spokój. Kursantka bardzo taką postawę doceniła. Ba, była mu wdzięczna.

O zaistniałej sytuacji opowiedziała także koleżankom i kolegom z klasy. Wszyscy byli w szoku. Dziewczynę czekały teraz trzy godziny jazdy. Trochę się bała, że będzie zmęczona, ale pomyślała sobie: „chcę być dobrym kierowcą!”.

Marcin Zygmunt, instruktor nauki i techniki jazdy