Czy Polska jest demokratycznym państwem prawa?

Utrata zaufania do państwa jest o wiele bardziej dotkliwa i trudniejsza do odbudowania niż straty ekonomiczne.

Już w drugim artykule konstytucji czytamy, że: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Zasad tych mają strzec posłowie, którzy nie mają nic innego do roboty, jak ustanawiać prawo jednakowe dla wszystkich, uwzględniające dobro ogółu i tworzyć ramy dla jego przestrzegania. Tym akurat zajmą się urzędnicy, którym zleciliśmy na co dzień administrowanie naszym pięknym krajem.

Prawo musi zapewnić wszystkim obywatelom równość w jego stosowaniu oraz stworzyć możliwość do legalnej działalności politycznej i gospodarczej w organizacjach społecznych, terytorialnych, rządowych i samorządowych, związkowych. Tyle teorii.

Dobro (nie) wspólne

W praktyce bywa różnie. O ekonomicznych skutkach ustawy z 19 stycznia pisaliśmy już wielokrotnie. Dziś trochę o sprawach obywatelskich. Mamy już pierwsze doświadczenia i obserwacje. Z różnych zakątków kraju docierają uwagi. Zamieszczane są także na łamach „Szkoły Jazdy”. Wskazują one na bardzo niepokojące zjawisko wyraźnego i powszechnego spadku zaufania do naczelnych władz, w tym oczywiście Sejmu. Wygląda bowiem na to, że twórcy omawianych rozwiązań przeoczyli w konstytucji artykuł pierwszy: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, a wykonawcy ustaw, czyli opłacani przez nas urzędnicy, mają o konstytucji pojęcie bardziej niż mgliste. W każdym razie obca jest im podstawowa zasada, dotycząca praw człowieka i państwa prawa, że stosunki między władzą a obywatelami mają się opierać na prawie, i że zabronione jest arbitralne postępowanie ze strony władzy.

Aktualnym gorącym tematem są warsztaty dla instruktorów. Sprawa prosta i banalna. Tymczasem przy jej wdrażaniu pojawiły się problemy, o których nawet filozofom się nie śniło. Zgadzam się, tak jak wielu kolegów, że konieczność bezustannego podnoszenia kwalifikacji, wymiany doświadczeń, podnoszenia standardów jest oczywista, a organizacja tych warsztatów prosta, więc powinna pozostać w rękach fachowców. Normą dla ustawodawcy powinno być stworzenie jednolitego i obowiązującego wszystkich programu. Trzeba było określić wymagania techniczne dotyczące infrastruktury i sprawa zostałaby załatwiona.

Otrzymaliśmy jednak całkowicie odmienne rozwiązanie, które nie zadowala nikogo z wyjątkiem tak zwanych Super OSK. Dlaczego? Bo zapewnia im monopol na tego rodzaju działalność. Bardzo podobną sytuację stworzono dla ODTJ. Obowiązkowe szkolenia z zakresu poznawania niebezpieczeństw wynikających z jazdy w warunkach ekstremalnych budziły jednak tyle kontrowersji wśród szkoleniowców, że na szczęście postanowiono wdrożenie tego pomysłu odroczyć na co najmniej trzy lata. Jest faktem, że wielu przedsiębiorców poniosło wysokie straty finansowe. Opinia departamentu, niemająca, tak jak poprzednie, mocy prawnej, spowodowała dodatkowy zamęt, bo uświadomiła wszystkim, że uznawanie legalności wystawianych zaświadczeń niezbędnych do przedłużania ważności legitymacji ponadtrzydziestotysięcznej rzeszy instruktorów zależy wyłącznie od starostów, którzy nie mają żadnych instrumentów do weryfikacji. Pojawiły się również wątpliwości prawne dotyczące zakresu działania. Jednym z dodatkowych wymagań jest akredytacja kuratorium oświaty, dotycząca konkretnego miejsca prowadzenia zajęć. Super OSK musi mieć tzw. rekomendację kuratora, stwierdzającą jakość zaplecza dydaktycznego w swojej siedzibie. Może więc szkolić, czyli korzystać z przywilejów, tylko na terenie macierzystego OSK. Ustawa nie określa zakresu miejsca prowadzenia zajęć, stąd zamieszanie i niejednoznaczne interpretacje nadzoru, czyli starostw. Opinia departamentu mówi jedynie, że to starosta decyduje o legalności działań OSK. Czyli zezwala się na samowolę starosty. Jeden z najpewniej działających czynników korupcjogennych. Dodatkowo, przy bardzo ubogiej sieci Super OSK, powoduje to bezsensowną konieczność przemieszczania się co roku tysięcy instruktorów o setki kilometrów i generuje wysokie koszty. Przy tych ustawowych niedoróbkach kuriozum wydaje się postanowienie ustawy, że to tylko ośrodek posiadający wszystko od motocykla do autobusu może prowadzić zajęcia na kartę rowerową.

Dyskryminacja

Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym. Czy na pewno? Również jakość organizowanych szkoleń w nowych strukturach jest dzisiaj nikomu nieznana. Trudno jest oceniać działalność świeżo powstających Super OSK, ponieważ w wielu dziedzinach, w tym i warsztatach, nie rozpoczęły działalności. Bardzo podobną, bo związaną z monopolem sprawą jest szkolenie e-learningowe. Jest już projekt nowelizacji ustawy w tym zakresie, ograniczającej dostęp do tej metody wyłącznie dla kursantów niepełnosprawnych. Trudno się z tym rozwiązaniem pogodzić, ponieważ pod względem intelektualnym nie różnią się niczym od pozostałych obywateli. A upowszechnienie szkoleń teoretycznych na odległość, jako jednej z wielu metod, jest konieczne. Wprowadzenie jednak monopolu dla Super OSK na te szkolenia tworzy poważne problemy ekonomiczne dla pozostałych jednostek i będzie niezgodne z zasadą równości w prowadzeniu działalności gospodarczej. Można powiedzieć mocniej: to będzie dyskryminacja.

Niejednolitość oraz nierówność w stosowaniu prawa jest widoczna, tak jak w wielu innych opisywanych przypadkach. Niezałatwiona od wielu lat przez Sejm, najbardziej dotkliwa ekonomicznie dla ogółu OSK, kwestia nierównoprawnego sposobu zaopatrzenia w samochody jest jeszcze jednym dowodem, że ustawodawca traktuje odmiennie dwa podmioty gospodarcze. Ostatni przetarg w Szczecinie pokazuje, do jakich wynaturzeń dochodzi. Umacnia nas w przekonaniu, że im taniej WORD-y otrzymują samochody, tym więcej płaci za ten sam pojazd OSK.

Są jednak pierwsze próby rozbicia dominującej pozycji WORD. W Zielonej Górze, dzięki determinacji pana Kubisia, udało się wielkim kosztem wyposażyć i przystosować do egzaminowania szkolny samochód i co najważniejsze ? przekonać do tego pomysłu pana dyrektora. Odmienną rzeczą jest ekonomiczna strona tego pomysłu. Myślę, że wszyscy z wielkim zainteresowaniem będziemy śledzili dalszy rozwój tej nowatorskiej inicjatywy. Jednak już sam fakt zezwolenia kursantom na wybór samochodu, jakim chcą zdawać egzamin, jest rewolucyjny i należy go traktować jako zgodne z konstytucją zrównanie praw dyskryminowanych dotąd OSK z faworyzowanymi WORD-ami. Choć to dopiero eksperyment i tak jest godny pochwały i upowszechnienia. Pamiętam również o dyskutowanym pomyśle zakupu lub wypożyczenia na jednakowych prawach dla wszystkich uczestników pojazdu wspólnego dla WORD i OSK. Muszę podkreślić, że choć bardzo wysoko oceniam te wszystkie działania, to nie zastąpią one jednolitego dla wszystkich prawa. Ostatni przykład uderzający w niepełnosprawnych kursantów to zmuszanie ich przez WORD-y do zapewnienia sobie na własny koszt samochodu podczas egzaminu państwowego. Bezsprzecznym hitem sezonu, jeśli tak można nazwać skandal z wprowadzeniem jednolitego systemu teleinformatycznego obsługującego jednocześnie WORD-y, starostwa i OSK, jest całkowita jego porażka. Zmiany personalne w MTBiGM nie mogą nikogo satysfakcjonować, ponieważ to przedsiębiorcy tkwiący w tym niezawinionym przez siebie bałaganie muszą kontynuować działalność i ponoszą bardzo konkretne straty. Desperacki powrót do papierowego obiegu dokumentów świadczy o bezradności twórców tego nietrafionego pomysłu.

Restryktywny i doraźny charakter działań władz państwowych i terenowych jest sprzeczny z zasadą proporcjonalności i wynikającym z niej zakazem nadmiernej ingerencji w prawa jednostki.

Niezrozumiałe prawo

W to wszystko wplata się poniekąd dodatkowo problem z bazą pytań egzaminacyjnych, stworzonych przez dwie konkurujące z sobą firmy. Tajność pytań, nieznane nikomu bliżej gremia tzw. ekspertów doprowadziły do niesłychanej sytuacji, w której zaledwie jedna trzecia normalnych obywateli po przeszkoleniu w OSK zdaje egzamin teoretyczny za pierwszym razem, a w najlepszych ośrodkach zbliża się do 50 proc. przy poziomie 75 proc. w innych krajach europejskich. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że tylko jedna trzecia z nich zdaje egzamin praktyczny za pierwszym razem, to muszę stwierdzić, że tak porażających wyników 10 proc. zdających szkolenia nie mieliśmy nigdy. Dodajmy do tego pominięcie w ustawie nowych kategorii A2 i AM w zakresie uprawnień wynikających z kategorii A dla instruktorów i OSK. Skutkuje to zakazem szkolenia ze strony nadzoru w wielu rejonach Polski.

Poważna i mająca olbrzymi wpływ na rozwój świadomości komunikacyjnej wśród dzieci i młodzieży jest kwestia uzyskiwania przez małoletnich kierowców karty rowerowej. Pomysł, aby zajmowały się tymi szkoleniami wyłącznie Super OSK, jest całkowicie niezrozumiały, szkodliwy biorąc pod uwagę ich liczbę. Sprowadzi się to, jak w przypadku e-learningu, do działań podstawionych miejscowych szkoleniowców, co jest absolutnie sprzeczne z ideą ich powstania. Pomysł, że szkoleniami tymi nie mogą się zajmować OSK z wieloletnim doświadczeniem w przygotowywaniu do jazdy na jednośladach, jest równie zaskakujący, jak wiele innych tu przytaczanych faktów. W najlepszym przypadku można go tłumaczyć kompletną ignorancją ustawodawcy, w najgorszym – uleganiu lobbystycznym naciskom. Szerszy, bo dotyczący na zasadzie wzajemności obywateli innych państw pomysł likwidacji możliwości zdawania egzaminów państwowych z wykorzystaniem tłumaczy przysięgłych, pod pozorem ich nieetycznego zachowania, stawia nasze państwo w dziwnej i niezrozumiałej opozycji do powszechnych zwyczajów europejskich.

Utrata zaufania do państwa jest wiele bardziej dotkliwa i trudniejsza do odbudowania niż straty ekonomiczne. W tym miejscu muszę powiedzieć, że absolutnie nie wierzę w spiskową teorię o celowym działaniu administracji i Sejmu. Chcieli jak zwykle dobrze, wyszło jak zawsze. Jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Europie pod względem wypadkowości, a proces legislacyjny mający doprowadzić do poprawy ciągnie się od ponad dziesięciu lat. Pod tą presją prawodawcy postanowili doprowadzić do jak najszybszego zakończenia prac. Tylko szkoda, że szybkość traci jakość, a lepsze jest wrogiem dobrego. Obserwując, a przede wszystkim starając się zrozumieć mechanizmy leżące u podstaw wprowadzenia nowych rozwiązań, dochodzę do wniosku, że na szczeblu rządowym popełniono kilka bardzo poważnych błędów, które skutkują dzisiejszymi rozwiązaniami.

Szkolenie uczestników ruchu podzielono na trzy niezależne i niczym niepowiązane piony, a mianowicie:

OSK ? tylko szkolenia podstawowe dla osób niemających prawa jazdy

Super OSK ? rozszerzony zakres, np. e-learning, karty rowerowe, szkolenie instruktorów i warsztaty doskonalące dla instruktorów, które w myśl ustawy muszą być trzydniowe!

ODTJ ? głównie w ekstremalnych warunkach z prawem jazdy.

Działają one całkowicie niezależnie od siebie, a ponieważ wykonują zadania powierzone samorządom, to nadzór nad nimi sprawują starostowie lub, jak na przykład w Warszawie, urząd stołeczny. Takie rozwiązanie powoduje niejednolitą na terenie państwa interpretację prawa. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. W jednym powiecie instruktor kat. A może mieć uprawnienia do szkolenia kategorii AM i A2, w innym już nie. Zależy to m.in. od tego, jaką uczelnię skończył prawnik starosty. Bo przecież w to, że starosta sam się na tym zna, nie wierzą nawet posłowie.

Zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego w tak rozbudowanym systemie obywatel z prawem jazdy nie może podnosić za swoje pieniądze kwalifikacji w OSK. Musi szukać, co najczęściej jest niemożliwe, ODTJ. Te z kolei są całkowicie nieprzygotowane do tego typu szkoleń, ponieważ ustawodawca stworzył je do innych celów. Już dzisiaj obserwujemy bezwzględną walkę o pogarszający się przez demografię oraz emigrację, ocenianą na ponad dwa miliony młodych obywateli, rynek. Jakość szkolenia musi ustąpić miejsca bezlitosnej konkurencji. Znana sprawa zamówień grupowych, tzw. grouponów.

Dochodzę do przykrego wniosku, że należy jeszcze raz pochylić się wspólnie z kierownictwem MTBiGM nad zapisami prawa i zweryfikować podstawowe założenia tak zwanej reformy. Niezbędnym warunkiem prowadzenia takich rozmów powinno być wspomożenie dotychczasowych ekspertów – teoretyków przez ludzi znających szkolenie również od strony praktycznej. Słusznym, powszechnie stosowanym w innych krajach umocowaniem szkolenia kierowców na wszystkich szczeblach jest podporządkowanie go administracji państwowej. Pozwala to na ujednolicenie nadzoru i interpretacji obowiązującego prawa. Głośne i skandaliczne przykłady zachowań administracji samorządowej oraz innych przedstawicieli naszego środowiska dotykających całą naszą społeczność, o których pełno informacji znajdziemy na portalach internetowych, są dowodem, że walka z nimi nigdy się nie kończy, a brak jednoznaczności w przepisach, chaos i niejednolitość nadzoru oraz brak jasnego i logicznego, zrozumiałego prawa są okazją do nadużyć.

Z wielkim niepokojem obserwuję, że część kolegów radykalizuje swoje poglądy i uważa, że jedynym skutecznym sposobem działania wobec apatii i wieloletnich zaniedbań strony rządowej jest głośny protest i demonstracja. Moje wieloletnie doświadczenie na wszystkich szczeblach działalności szkoleniowej wskazuje, że pomimo mało spektakularnych działań mediacja i przekonywanie do swoich racji są o wiele bardziej skuteczne, gdyż szybciej doprowadzają do oczekiwanych rezultatów. Chciałbym zakończyć bardziej optymistycznie, bo ciągle wierzę i mam nadzieję, że wspólnym wysiłkiem potrafimy upomnieć się o nasze prawa do życia w normalnym i praworządnym kraju, a treść i duch konstytucji są naszym wspólnym dobrem.

Wojciech Szemetyłło

 

Dodaj komentarz