Wypadki „pod prądem”

Samochody z napędem elektrycznym powoli zadomawiają się nawet na polskich drogach. Czy jazda nimi jest bezpieczna? Odpowiedź na to pytanie tylko z pozoru może wydawać się prosta.

  • Z zewnątrz samochody elektryczne nie różnią się istotnie od odpowiedników z napędem spalinowym. Nadwozia kryją jednak istotne różnice konstrukcyjne.
  • Zaczynają się one już na wysokości pasa przedniego. 
  • Elektryk nie posiada komory silnika wypełnionej masywnym blokiem jednostki napędowej, skrzynią biegów i innym osprzętem, a więc elementami, które przy poważniejszych uderzeniach również zaczynają brać udział w rozpraszaniu energii. 

Pod maską znajduje się natomiast dodatkowe okablowanie, które doprowadza do silnika prąd o wysokim napięciu (nawet kilkaset voltów) i natężeniu (do kilkaset amperów).

Jeżeli system odpowiadający za odcinanie prądu podczas kolizji nie zadziałałby prawidłowo, na pokładzie auta może błyskawicznie wybuchnąć pożar – w przypadku zwarcia ilość dostępnej energii rozgrzałaby do białości dowolnie wybraną część z metalu.

Zapłonąć mogą także same ogniwa, przeciążone nadmiernym poborem energii lub mechanicznie uszkodzone. Z tego powodu zalecane jest, by na pokładzie aut elektrycznych znajdowały się karty ratownicze. 

AXA poddała samochody na prąd testom zderzeniowym. Nieprzypadkowo.

Ryzyko zdarzeń z ich udziałem wydaje się być znaczne. W Szwajcarii przeprowadzono ankietę wśród kierowców. W ogólnym rozrachunku jeden na trzech respondentów widziałby siebie za kierownicą auta na prąd. W grupie 18-24 lat już co drugi ankietowany zapewniał, że chciałby kupić samochód elektryczny. Jeżeli ktoś kupił już e-auto, pozostanie wierny temu napędowi. Tylko 2% respondentów powróciłoby do samochodu z silnikiem tłokowym.

Po przeanalizowaniu danych wyszło również na jaw, że większe samochody elektryczne, a więc modele z bardzo mocnymi silnikami, aż o 40% częściej od innych aut uczestniczą w zdarzeniach drogowych. Trudno się temu dziwić – w końcu mowa o SUV-ach, które często mają osiągi na poziomie auta GTI, jednak z racji wysokiej masy są znacznie bardziej bezwładne. AXA symulowała zderzenie, w którym auto elektryczne wymknęło się spod panowania kierowcy na łuku drogi. Biorące w nim udział samochody zostały poważnie uszkodzone (uderzenie przy 70 km/h), jednak zapewniły niezłą ochronę kierowcom i pasażerom. 

AXA sygnalizuje konieczność zwrócenia uwagi kierowców zaczynających swoją przygodę z e-motoryzacją (a więc w przyszłości – każdego kierowcy) na zachowanie aut na prąd, które bardzo spontanicznie reagują na pedał gazu, jednak hamują mniej liniowo z racji wyższej masy i konstrukcji, która przy lżejszym naciśnięciu pedału hamulca stara się odzyskiwać energię, a dopiero później następuje dociśnięcie klocków do tarcz.

Użytkownik auta elektrycznego powinien mieć świadomość, że szczególnie przy niewielkich prędkościach porusza się ono bezszelestnie (produkowane od połowy 2019 r. modele muszą mieć już wbudowany system wydający dźwięki ostrzegawcze). Pojazdy poruszają się na tyle cicho, że nawet siedzące na drodze ptaki w ostatniej chwili zrywają się do lotu. Duże zagrożenie dla pieszych pojawia się podczas manewrowania autem elektrycznym, a w szczególności cofania. AXA zaleca doposażenie starszych pojazdów w „brzęczyki”.

Łukasz Szewczyk