Uwaga na chorych kursantów

lekarz

Stwierdzenie, że każdy może zdobyć prawo jazdy, stało się w naszym kraju dość powszechne. Trzeba mieć jednak świadomość, że wcale nie musi ono być prawdziwe!

Wcale nie chodzi o to, żeby kogokolwiek dyskryminować. Nie mam także na myśli osób niepełnosprawnych, jeśli ich stopień niepełnosprawności nie stanowi przeszkody w prowadzeniu pojazdów. To o kim piszę? O osobach, które ze względu na stan zdrowia nie powinny prowadzić pojazdów i mieć prawa jazdy.

Każdy oczywiście powie, że to przecież badania lekarskie przeprowadzane przez uprawnionego lekarza mają wykluczyć takie osoby. Niestety, tak nie jest. Pozwolę sobie tym razem opisać sytuację, do której doszło niedawno w mojej szkole jazdy. Przyprawiła mnie i cały mój personel o siwe włosy. Niektórzy nawet wyłysieli! Najgorsze jest jednak to, że nasz system nadzoru nad kierowcą i kandydatem na kierowcę czegoś podobnego nie przewidział…

Zasłabnięcie, drgawki, pogotowie

Na kurs prawa jazdy zgłosił się do mnie otyły pięćdziesięciolatek. Ani wiek, ani widoczna nadwaga nie stanowią oczywiście powodu, żeby komukolwiek odmawiać uczestnictwa w kursie prawa jazdy. Tym samym dopełniliśmy formalności i skierowaliśmy mężczyznę do lekarza uprawnionego do badania kierowców. Z uzyskanym zaświadczeniem udał się do właściwego wydziału komunikacji i finalnie do naszego OSK, żeby rozpocząć zajęcia teoretyczne. Na pierwszych wykładach zasłabł, dostał drgawek, zaczął pluć, osunął się z krzesła. Wykładowca oraz pozostali pracownicy mojej szkoły udzielili mężczyźnie pierwszej pomocy i wezwali pogotowie. Zabrano go do szpitala. Wszystko wskazywało na atak padaczki lub chorobę o podobnym charakterze.

Po uzyskaniu informacji o zaistniałej sytuacji skierowałem do kursanta oraz wydziału komunikacji, który wydał mu PKK, informację, że wymagamy od niego odrębnego zaświadczenia lekarskiego stwierdzającego, czy może kierować pojazdami, żeby mógł kontynuować u nas kurs. W piśmie szczegółowo opisaliśmy zdarzenie. Nasze stanowisko było, można śmiało powiedzieć, niezgodne z przepisami. Przecież żaden przepis nie pozwala nam na takie działanie. Mimo to chciałem mieć pewność, że ów kursant może kierować pojazdem, a zdarzenie miało charakter incydentalny.

Po kilku tygodniach otrzymaliśmy informację z wydziału komunikacji, że mężczyzna dostarczył zaświadczenie lekarskie stwierdzające, że może kierować pojazdami kategorii B. Uznałem wówczas, że kolejne badanie potwierdziło dobry stan zdrowia i zaprosiliśmy kursanta do kontynuowania zajęć teoretycznych i później praktycznych.

Sytuacja się powtarza

Na trzecich zajęciach praktycznych, na szczęście jeszcze przed ruszeniem, znowu doszło do identycznej sytuacji. Kursant zasłabł, dostał drgawek, nie było z nim kontaktu. Pogotowie zabrało go do szpitala, żeby wykonać badania. Reprezentując OSK i mając na uwadze bezpieczeństwo moich pracowników oraz innych uczestników ruchu drogowego wypowiedziałem mężczyźnie umowę o kurs. O zaistniałej sytuacji poinformowałem ponownie wydział komunikacji, który wydał mu PKK. W tym miejscu pojawił się ogromny problem. Otrzymałem odpowiedź, której niestety się spodziewałem, bo tak stanowią przepisy. Otóż przeczytałem, że urząd nie ma prawa blokować możliwości zdobycia uprawnień lub kierować na kolejne badania lekarskie osoby, która dostarczyła na przestrzeni trzech miesięcy dwa zaświadczenia o tym, że jest zdolna do prowadzenia pojazdów, wydane przez dwóch różnych lekarzy medycyny pracy.

Od razu przypomniał mi się wypadek, do którego doszło jakiś czas temu. Wtedy kursant kierujący motocyklem uderzył w stojący samochód i zginął, jak się później okazało, w wyniku problemów zdrowotnych. W takim razie czy w tej sytuacji również musi dojść do tragedii, żeby można było skierować taką osobę na kolejne badania lub wydać jej zakaz prowadzenia pojazdów?

Wadliwie skonstruowane przepisy. Trzeba je zmienić!

Niestety, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że przepisy dotyczące uzyskiwania i posiadania uprawnień do kierowania są wadliwe w zakresie nadzoru nad stanem zdrowia kierowców. W mojej ocenie niedopuszczalne jest bagatelizowanie takiej sytuacji, jaka miała miejsce w mojej szkole. Jestem przekonany, że skoro kursant miał dwa ataki w czasie zaledwie kilku wizyt na zajęciach w naszej szkole, to ma je częściej. Sam powinien być świadomy tego, że stanowi ogromne zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego, będąc kierującym pojazdem. Nie umiem sobie wyobrazić potencjalnej sytuacji, kiedy taki kursant dostaje ataku w czasie jazdy i skręca gwałtownie w lewo, wjeżdżając wprost pod nadjeżdżające z przeciwka pojazdy. Instruktor praktycznie nie ma szans natychmiast opanować auta w takiej sytuacji, szczególnie gdy mężczyzna jest otyły i kurczowo złapie się kierownicy, osuwając się z nią w lewo.

Uważam, że w uzasadnionych przypadkach powinniśmy głośno i zdecydowanie domagać się kierowania uczestników kursu na badania lekarskie lub psychologiczne, mając w ten sposób bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo w ruchu drogowym.

mgr inż. Marcin Kukawka, instruktor techniki jazdy, rzeczoznawca samochodowy

Dodaj komentarz