Sushi z papryką

samochód szkoleniowy

Tego typu zestawienie kulinarne nie wydaje się korzystne. Kuchnia motoryzacyjna rządzi się jednak swoimi prawami i oferuje nam całkiem smakowity posiłek.

Mowa o suzuki swift. Owoc japońskiej myśli technicznej od 1996 roku na potrzeby europejskiego rynku produkowany jest w węgierskim mieście Esztergom. Historia samochodu zaczęła się jednak znacznie wcześniej. Pierwsza generacja modelu zadebiutowała na Yokohama Motor Show w 1983 roku. Mimo że był przeznaczony na globalne rynki, to największy sukces odniósł głównie w Japonii i Indiach. Jego następca zadebiutował 1989 roku i zrobił międzynarodową karierę.

Trwały, niezawodny i niezbyt drogi

Oferowano go na całym świecie pod różnymi nazwami – holden barina, geo metro, chevrolet forsa, pontiac firefly i chevrolet sprint. Klienci docenili szeroki wybór wersji nadwoziowych. Dostępne były trzy- i pięciodrzwiowy hatchback, sedan, a nawet kabriolet. Lifting przeprowadzono w 2002 roku. W lekko zmienionej postaci jako swift III produkowany był do 2004 roku. Przez trzynaście lat rynkowej kariery małe suzuki zasłużyło sobie na opinię niezbyt wyrafinowanego, ale trwałego, niezawodnego i niedrogiego w obsłudze samochodu. Coraz częściej można je było zobaczyć na polskich drogach. Leciwa konstrukcja nie była jednak w stanie konkurować na wymagającym rynku aut miejskich. Suzuki postanowiło zatem dokonać radykalnych zmian i rozpocząć pracę nad zupełnie nową konstrukcją, przeznaczoną przede wszystkim na europejski rynek i zrywającą z wizerunkiem nudnego auta dla emeryta.

Inspirowany mini

Czwarta generacja swifta została przedstawiona w 2004 roku na salonie samochodowym w Genewie. Japoński mieszczuch z miejsca zaskarbił sobie sympatię zwłaszcza kierowców płci pięknej. Trzy- lub pięciodrzwiowe nadwozie ujmowało smaczkami stylistycznymi, takimi jak słupki A w czarnym kolorze. Podkreślano również inspirację stylistów kultowym mini. Wysokie, krótkie, nakreślone łagodnymi liniami nadwozie zdecydowanie mogło się podobać. Również wewnątrz auto przeszło rewolucyjne zmiany. Czarne plastiki użyte do wykończenia wnętrza pozostały wprawdzie dosyć twarde, ale jakości spasowania, ergonomii i formie deski rozdzielczej niewiele można było zarzucić. Również wyposażenie standardowe nie miało nic wspólnego z ascetyzmem poprzednika. W jego skład wchodziły m.in.: sześć poduszek powietrznych, klimatyzacja, elektryczne szyby i lusterka. W 2008 roku model przeszedł niewielki face lifting, a dwa lata później na rynku pojawiła się nowa generacja.

Lepsze jest wrogiem dobrego

Suzuki swift V zadebiutował w 2010 roku. Przy jego projektowaniu designerzy japońskiego producenta najwyraźniej kierowali się zasadą, że „lepsze jest wrogiem dobrego”. W związku z tym na próżno poszukiwać radykalnych zmian w bryle nadwozia. W stosunku do poprzednika auto nieznacznie urosło i się zaobliło. Zastosowano nowy pas przedni z innymi reflektorami, atrapą chłodnicy i zderzakiem. Zmiany przeprowadzono również w tylnej części auta. Bryła nadwozia nie pozostawia jednak wątpliwości co do przynależności rodowej pojazdu. Co ważne, samochód dobrze znosi upływ czasu i mimo pięcioletniego stażu na rynku wygląda świeżo i atrakcyjnie. Od 2013 roku po niewielkim liftingu swift ma nowe LED-owe światła do jazdy dziennej oraz wbudowane w lusterka kierunkowskazy, wewnątrz zaś inną deskę rozdzielczą. Podobnie jak w starszym modelu wykonaną z czarnego, twardego, aczkolwiek dobrze spasowanego tworzywa. Całość robi bardzo pozytywne wrażenie, mimo że niektóre z zastosowanych przełączników przywodzą na myśl samochody z końca lat 90. Trudno również postawić jakieś zarzuty ergonomii. Podróż swiftem można nazwać komfortową jedynie w kontekście pierwszego rzędu foteli. Dzięki regulacji wysokości fotela znalezienie odpowiedniej pozycji za kierownicą nie nastręcza większych problemów. Pasażerowie tylnej kanapy pomimo wystarczającej przestrzeni nad głowami narzekać będą na deficyt miejsca na nogi. Nadaje się ona raczej do okazjonalnych przejazdów. Również bagażnik nie rozpieszcza i odstaje nieco od pojazdów konkurencji. Przy standardowym ustawieniu tylnej kanapy dysponujemy zaledwie 211 litrami pojemności bagażnika.

Idealny do miasta

Jeżeli chodzi o napęd swifta, to japoński producent nie pozostawił nam dużych możliwości wyboru. Obecnie w ofercie widnieje tylko jedna jednostka napędowa – benzynowy silnik o pojemności 1,2 litra i całkiem satysfakcjonującej mocy 94 KM. Co istotne, jest to jednostka wolnossąca, która oparła się obecnej modzie na stosowanie turbosprężarek. Przekłada się to na jej potencjalnie niższą usterkowość. Oczywiście moc maksymalna jest w niej osiągana w górnym zakresie prędkości obrotowych, w związku z czym w celu dynamicznej jazdy silnik trzeba „wysoko kręcić”. Przyspieszenie na poziomie 12,3 sekundy do setki wystarczy do sprawnego poruszania się w warunkach miejskich. Na trasie drażnią natomiast hałas w kabinie powodowany przez szum wiatru i silnika oraz brak szóstego biegu. Nic nie drażni natomiast w układzie jezdnym. Układ kierowniczy nie sprawia problemów z wyczuciem i jest precyzyjny. Zawieszenie, bazujące na kolumnach MacPhersona i belce skrętnej, jest raczej miękkie, ale zapewnia dobre trzymanie się drogi. Pozytywem eksploatacji małego suzuki jest również jego spalanie. Przy rozsądnej jeździe w mieście nie powinien zużywać więcej niż około 6 l/100 km.

Sympatyczny towarzysz podróży

Ekonomiczność, na pierwszy rzut oka, kończy się jednak, gdy zaczynamy analizować ceny zakupu małego suzuki. Aktualnie w cennikach dilerów wersja pięciodrzwiowa w podstawowej wersji wyposażenia club (obejmującej m.in.: manualną klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby, sześć poduszek powietrznych) wyceniona jest na 46.900 zł. Korzystając z akcji promocyjnych, cenę tę można obniżyć do 40.400 zł, co zaczyna stanowić interesując ofertę. Poszukiwania prowadzić warto również na rynku wtórnym, gdzie można znaleźć zadbane egzemplarze w cenach zaczynających się od 26.000 zł. Eksploatacja japończyka nie nastręcza zbyt wielu problemów. Zadbać należy o zużywające się elementy zawieszenia oraz mechanizm sprzęgła, który nie cechuje się najwyższą trwałością. Dużym rozczarowaniem są ceny części w autoryzowanych serwisach. Planując naprawy warto zatem przeanalizować ofertę zamienników.

Summa summarum, nasz japończyk z Węgier okazuje się zaskakująco sympatycznym towarzyszem. Mimo europejskiego rodowodu udanie nawiązuje do swoich azjatyckich korzeni i typowych, legendarnych cech aut z Kraju Kwitnącej Wiśni. A do tego ma nieodparty urok.

Dariusz Piorunkiewicz

Dodaj komentarz