(Nie)śmiały eksperyment, czyli nic nowego

Jak zapewne wszyscy wiemy, od 1 stycznia istnieje możliwość przystąpienia do egzaminu państwowego bez uczestnictwa w zajęciach teoretycznych. Czy mamy do czynienia z nieznanym dotychczas w polskim szkoleniu kierowców śmiałym eksperymentem? Dla wielu moich koleżanek i kolegów z krótszą pamięcią jest to naprawdę rewolucyjna zmiana, burząca cały obowiązujący dotychczasowy system szkolenia kierowców.

Ustawa lekiem na zło?

Dla mnie i jeszcze ciągle sporego grona szkoleniowców możliwość zdawania egzaminu teoretycznego bez obowiązkowego szkolenia to nic nowego. Spróbuję więc wyjaśnić młodszym stażem koleżankom i kolegom historię i powody, dla których nasi legislatorzy sięgnęli i wprowadzili w życie ten przepis.

Stale pogarszający się stan bezpieczeństwa na naszych drogach osiągnął apogeum w latach 2008 – 2009. Był to oczywiście fakt nie do zaakceptowania. Czytelnicy zapewne pamiętają alarmujące doniesienia mediów oraz coraz tragiczniejsze wyniki statystyk i notowania dotyczące naszego miejsca wśród innych krajów europejskich. Nic więc dziwnego, że głowy opinii publicznej i naszego środowiska, domagające się zmian organizacyjnych szkolenia i egzaminowania kierowców znalazły zrozumienie w resorcie. Powoli, w postaci propozycji zmian w ustawie o kierujących, dotarły do Sejmu.

Wówczas to w kręgach decyzyjnych resortu, rady bezpieczeństwa ruchu drogowego, ITS oraz rządu zapadły decyzje o konieczności naprawy modelu powstałego na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Został on oparty na OSK pracujących na podstawie ustawy o gospodarce, a drugiej strony WORD-ach, mających za zadanie między innymi kontrolę jakości pracy szkoleniowców. Przebieg szkolenia i egzaminowania regulowany był za pomocą bardzo obszernych i wręcz biurokratycznych rozporządzeń. Pamiętają państwo, do jakich absurdalnych rozwiązań rozbudowane zostały zadania egzaminacyjne wykonywane na placu manewrowym i ile bezcennego czasu traciliśmy na przygotowywanie kursantów do takiego egzaminu.

To już było

Egzaminator stawał się bezdusznym wykonawcą obszernej instrukcji o egzaminowaniu, a nadzór został zmuszony do kontroli administracji OSK, nie do oceny jakości szkolenia. Praktycznie każdy, kto tylko chciał, mógł z łatwością zarejestrować OSK i zostać szkoleniowcem. O funkcjach dydaktycznych praktycznie nikt z decydentów nie myślał. Media, jak to media, informowały o spektakularnych i tragicznych wypadkach. Właśnie w takich okolicznościach pod naciskiem opinii społecznej trafił do Sejmu w 2010 roku, po ponaddziesięcioletniej dyskusji, projekt znanej nam wszystkim ustawy o kierujących pojazdami.

Relacje z debat sejmowych z udziałem naszych przedstawicieli stawały się zaczynem do wymiany poglądów wewnątrz nie tylko stowarzyszeń i organizacji szkoleniowych, ale również w środowisku instruktorów, wykładowców oraz dziennikarzy. Treść ustawy i proponowane konkretne rozwiązania wskazywały jednoznacznie na wiele podziałów i odmiennych opinii co do ich skuteczności w walce o poprawę nie tylko wizerunku, ale przede wszystkim skuteczności szkoleń.

Jednak Sejm postawił na swoim. Pomimo bardzo wielu naszych krytycznych uwag – przypomnę o liście do prezydenta z prośbą o skierowanie części paragrafów do Trybunału Konstytucyjnego, ustawa weszła w życie 10 stycznia 2013 roku. Dalszą część historii znają państwo z autopsji i codziennego życia. Ponad 140 zgłoszonych poprawek w ciągu roku, z których 25 weszło w życie w sierpniu 2014 roku i 1 stycznia 2015 roku, świadczy o poziomie legislacyjnym przyjętego przez wysokie izby dokumentu. Omawiając konkretne paragrafy, staram się przedstawić czytelnikom ich wpływ na korzystne zmiany w szkoleniu, jakie spodziewają się uzyskać ich twórcy. Warto wiedzieć, że możliwość szkolenia bez obowiązku odbycia zajęć w siedzibie OSK istniała od zawsze i trwała do końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Korzystało z nich z różnym natężeniem tylko część uprzywilejowanych kursantów. Chodziło na przykład o posiadaczy talonów na zakup prywatnego samochodu, inżynierów i techników branż motoryzacyjnych, młodych resortowych emerytów. Nikt w tamtym okresie nie kwestionował poziomu w ten sposób wyszkolonych kierowców, bo przecież to egzamin państwowy decydował o nabytych umiejętnościach i losie przyszłego kierowcy.

Paragraf 23 ustawy o kierujących pojazdami przywraca jedną z wielu możliwości uzyskiwania prawa jazdy. Znowu, i bardzo szkoda, że z tak wielkim opóźnieniem, wracamy do sprawdzonych rozwiązań, stosowanych w krajach o wiele bardziej zmotoryzowanych niż Polska. Statystyki wypadków są obiektywne i dla nas bezlitosne. Nie tak dawno przeprowadzona na stronie PFSSK ankieta wykazała przewagę głosów koleżanek i kolegów popierających to rozwiązanie i widzących korzyści dla BRD z jego stosowania. Zmiany kadrowe, jakie zaszły nie tak dawno w resorcie, są dla nas dowodem, że prowadzona polityka, polegająca na zwiększaniu obowiązków sprawozdawczych OSK, podziału na trzy niezależne od siebie piony szkoleniowe OSK, ODTJ, Super OSK, jest drogą niegwarantującą podniesienia z upadku systemu szkolenia i egzaminowania i prowadzącą donikąd.

Dodajmy do tego porażający i obnażający omawiane fakty raport NIK szeroko dyskutowany w mediach. Wtedy stanie się zrozumiałe tempo oraz determinacja we wprowadzaniu w życie koniecznych i niezbędnych zmian.

Droga do prawa jazdy

W jaki sposób zaczyna się droga, która prowadzi do zdobycia upragnionego prawa jazdy? Zaczynamy zawsze od wizyty w urzędzie komunikacji, gdzie składamy: zdjęcie, wniosek, orzeczenie lekarskie, w przypadku małoletnich kandydatów zgodę rodziców lub opiekunów.

Pozostaje już tylko wybrać właściwy z naszego punktu widzenia ośrodek. O sposobie podjęcia decyzji, gdzie wydać własne ciężko zarobione pieniądze napisano już tak wiele, że przypomnę tylko: tanio to nie zawsze dobrze. Oceńmy też własne zdolności i predyspozycje do przyswajania sobie nowych wiadomości.

Czy uczymy się lepiej w zorganizowanej grupie z rygorami i koniecznością dostosowania się do innych uczestników? Czy wolimy indywidualny i dostosowany o naszego czasu sposób przyswajania nowych wiadomości?

Ważne, że obecnie mamy do wyboru: kurs tradycyjny (trzydzieści godzin zajęć teoretycznych i praktycznych z wszystkimi obowiązkami – sprawozdawczością); szkolenie e-learingowe; szkolenie z zakresu udzielania przedlekarskiej pomocy pod nadzorem (dotyczy to jednak tylko teorii w Super OSK, posiadających uprawnienia dla kat. A, B, C i D); minimum trzydzieści godzin zajęć praktycznych z prowadzenia pojazdu zakończonych egzaminem wewnętrznym; szkolenie z zakresu przedlekarskiej pomocy lekarskiej oraz jak wyżej – minimum trzydzieści godzin zajęć praktycznych zakończonych egzaminem wewnętrznym; zdawanie egzaminu za granicą – że być atrakcyjne dla mieszkańców terenów przygranicznych. Media informują, że wobec fatalnego stanu naszego szkolnictwa i stopniowego wyrównywania cen już pojawia się konkurencja, identycznie tak jak w innych dziedzinach życia.

Odwagi!

Czy obawy wyrażane przez część szkoleniowców wróżą dalszy spadek poziomu nauczania? Znam dobrze argumentację, że tylko na sali wykładowej wykładowca jest w stanie wykształcić i wyedukować kandydata na przyszłego kierowcę. Oczywiście najlepiej by było, żeby takie idealne szkolenie odbywało się w jego własnej firmie! To, że stan takiego szkolnictwa osiągnął, tak jak nigdzie w Europie, dno, nie przemawia do ich wyobraźni. Oni szkolą dobrze i zawsze to inni są winni. Na przykład WORD. Na pewno takich szkoleniowców nie możemy zaliczać do ambasadorów dobrej roboty, o czym pisał Paweł Żuraw. Są niereformowalni i chyba pozostaną takimi do końca życia. Ja takich obaw nie odczuwam. Na podstawie wieloletniego doświadczenia uważam, że szkolenie w małych grupach przynosi o wiele lepsze rezultaty niż zorganizowane dla wielu – kilkudziesięciu osób.

Ideałem, tak jak w przypadku innych szkoleń, jest indywidualny tok nauczania i właśnie uzyskaliśmy podstawę prawną do jego stosowania. W końcu to instruktor, biorąc pod uwagę wyniki egzaminu wewnętrznego, podejmuje odpowiedzialną decyzję o zakończeniu szkolenia i skierowaniu absolwenta na egzamin państwowy.

Jakich utrudnień mogą spodziewać się kursanci zdecydowani na eksternistyczny sposób uzyskiwania uprawnień? Może się pojawić niechęć, oczywiście wśród niewielkiej, ale dosyć głośnej grupy, o której pisałem wyżej i stwarzanie sztucznych różnic w traktowaniu takich kursantów. W małych miejscowościach, gdzie na rynku szkoleń nie ma prawdziwej konkurencji, jest to możliwe. Pojawiać się mogą opinie, że pomimo zdanego egzaminu państwowego z przepisów ruchu drogowego kursant nie jest dostatecznie przygotowany do szkolenia praktycznego, bo nie uczestniczył w zajęciach teoretycznych prowadzonych w ośrodku. Uważam, że z takim nierównym traktowaniem poradzić sobie można wybierając inny OSK. Stopniowo po wprowadzeniu niezbędnego szkolenia młodzieży szkolnej z zakresu wychowania komunikacyjnego zmaleje zakres odrębnej edukacji w OSK. Zjawisko takie jest już znane w całej Europie, a proces szkolenia kierowców polega na szkoleniu z umiejętności wykorzystywania i stosowania prawa w ruchu drogowym. Życzę więc powodzenia i odwagi, ale również i rozsądku w podejmowaniu trudnych decyzji.

Słaba polityka

Kolejna zmiana, o której chcę napisać, obowiązuje od 24 sierpnia ubiegłego roku. Po trzech latach posiadania prawa jazdy kategorii B kierowcy będą uprawnieni do kierowania dowolnym motocyklem o pojemności skokowej silnika nieprzekraczającej 125 cm3, mocy nieprzekraczającej 11 KW i stosunku mocy do masy własnej nie przekraczającym 0,1 KW/kg.

Oba te paragrafy łączy jeden wspólny mianownik. Pominięto możliwość szkolenia na własne życzenie osób posiadających prawo jazdy, chcących odbyć szkolenie w dowolnym OSK pod kontrolą zawodowca, jakim jest instruktor. Pytanie czysto retoryczne – do kogo ma się zwrócić osoba, która z różnych przyczyn od niej niezależnych kilka lat nie korzystała z pojazdu jako kierujący? Musi liczyć na szczęście. OSK nie jest uprawniony do szkolenia takich osób. Za złamanie przepisów grożą surowe kary, łącznie z utratą zezwolenia na prowadzenie działalności.

Motocykliści, którzy nabyli uprawnienia z uwagi na posiadanie kategorii B, mogą się szkolić tylko w ODTJ-cie. Zajęcia odbywają się tam na zamkniętym terenie. Na pewno są potrzebne, ale to sytuacje ekstremalne, a ludzie, o których mówimy, chcą się szkolić w ruchu miejskim. Czy taka polityka poprawi BRD w Polsce?

Ważne pytania

I jeszcze jedna rzecz. Zacytuję art. 31 ustawy o kierujących pojazdami: „Przedsiębiorca może wystąpić do starosty z wnioskiem o wydanie poświadczenia dotyczącego spełnienia dodatkowych wymagań dla kategorii A i B”. A więc sukces! Czy na pewno? Uwzględniono powszechne zdanie większości środowiska, że niczym nieuprawniona jest wiara w radykalną zmianę sposobu i, co o wiele ważniejsze, poziomu szkolenia w sztucznie stworzonych na wzorach z innej epoki instytucjach. Praktyka wykazuje, że bez dodatkowego zasilania ekonomicznego w postaci przydzielenia kilku rodzajów szkoleń głównie dla kierowców z kategorią C, C1, D, D1, nie mają one racji bytu.

Podjęta przez Sejm decyzja o powstaniu małych Super OSK jest tego najlepszym dowodem. Szkoda tylko, że ustawodawca nie poszedł krok dalej i nie przydzielił tym nowym podmiotom identycznych szkoleń, jak dla dużych Super OSK, dodatkowych dla kategorii: A, A1, A2 i B, B1. Bez tego są one skazane na niebyt, a przepis pozostanie martwy.

Dziwi mnie jednak fakt, że od wejścia w życie w sierpniu ubiegłego roku ustawy o kierujących pojazdami oczekiwanego dokumentu w gremiach kierowniczych naszych organizacji, które tak wiele miały do powiedzenia podczas jego powstawania, panuje martwa cisza. Brak jest próby całościowej oceny tego jakże ważnego dokumentu, a więc i wytycznych do dalszych prac. Czy proponowane rozwiązania zaspakajają oczekiwania naszego środowiska? Czy rozwiązania są korzystne z punktu widzenia małego rodzinnego OSK? Czy związane z nim nadzieje na wyjście z zapaści ekonomicznej, w jakiej nie tylko ze swojej winy znalazły się setki OSK, są uzasadnione? Czy przyczynią się do odrodzenia branży?

Od ponad pół roku nie znalazłem ani jednej poważnej analizy sytuacji ze strony tak aktywnych jeszcze niedawno przedstawicieli wielu organizacji, biorących udział w opiniowaniu dokumentów i kształtowaniu prawa. Czy jest potrzeba dalszej, być może mozolnej, reformy i zmiany prawa?

Wojciech Szemetyłło

4 komentarze do “(Nie)śmiały eksperyment, czyli nic nowego”

  1. Pingback: click over here now

  2. Pingback: address

  3. Pingback: over here

  4. Pingback: quik

Dodaj komentarz