Kraj białych samochodów. Jak się szkoli i egzaminuje w Japonii?

Japonia

Ruch lewostronny, wielkie miasta i jeszcze większe korki, kilka popularnych samochodowych marek – z czym jeszcze kierowcom kojarzy się Japonia? Ci, którzy byli w Tokio, Jokohamie, Osace, mówią, że to miasta białych samochodów.

Prawie 30 proc. użytkowanych tam pojazdów ma kolor biały lub perłowy. Kolejnych kilkanaście procent – jasnoszary. Dane z raportów producentów aut i lakierów samochodowych potwierdzają zdjęcia ulic japońskich metropolii. Skąd wśród zmotoryzowanych to upodobanie do bieli? Blogerzy opisujący Kraj Kwitnącej Wiśni tłumaczą, że w kulturze Japonii kolor biały ma odstraszać złe duchy, chronić. Są też inne, bardziej praktyczne, teorie: jasny lakier odbija promienie słoneczne, dzięki czemu system klimatyzacji zużywa mniej energii. To oznacza oszczędność paliwa, mniejszą emisję zanieczyszczeń.

– Podobno białe są najtańsze. Za inne kolory trzeba dodatkowo dopłacać – kolejne wyjaśnienie podsuwa Milena Skibska, współautorka bloga Foki z Fukuoki. – Kolor może być problematyczny, gdybyśmy chcieli auto odsprzedać, bo potencjalnym kupującym może nie odpowiadać – dodaje, podkreślając, że to argumentacja przedstawiona przez kolegę z Nagoi.

Natomiast znawcy designu przypominają, że biały od prawie dekady jest po prostu najmodniejszym kolorem zmotoryzowanego świata, a że Japończycy kupują każdego roku 4,5 mln nowych osobówek, nic dziwnego, że ulice im się „zabieliły”.

Fakt. Japonia jest wielkim i nowoczesnym samochodowym rynkiem. Produkuje się tam prawie 10 mln pojazdów rocznie, w tym około 1 mln hybrydowych i dziesiątki tysięcy elektrycznych! Stacji ładowania jest więcej (ponad 40 tys.) niż tradycyjnych – benzynowych. Innowacyjność i ekologia to priorytety. Im nowsze auto, mniejsza emisja CO2 – tym niższy podatek drogowy. Na każdym kroku wielopiętrowe automatyczne inteligentne parkingi. Nie zarejestrujesz samochodu, jeśli nie masz wykupionego miejsca postojowego!

Elki nie korkują miasta

Proekologiczny wydaje się też zakaz ruchu samochodów nauki jazdy po drogach publicznych. Chodzi o pierwsze etapy szkolenia. Nie będzie kandydat na kierowcę utrudniał życia innym kierującym. Nie będzie hamował, gazował, szarpał, blokował ulic. Nie będzie co chwilę uruchamiał silnika. Niech się uczy – i stresuje instruktora – w zamkniętym miasteczku drogowym. Szkoły jazdy korzystają z dużych ogrodzonych placów, na których wymalowane są nie tylko miejsca parkingowe i zakręty (łuki), ale też skrzyżowania – z sygnalizacją świetlną i bez, bardzo wąskie osiedlowe uliczki, górki (podjazdy), torowiska, a nawet odcinki dróg szybkiego ruchu! Jest tam wszystko, co kierowca spotka w realu. Także piesi oraz inne pojazdy, np. uczący się motocykliści.

Obowiązkowe szkolenie to dwanaście godzin jazdy i 26 godzin teorii. Po kursie przewidziano coś w rodzaju egzaminu wewnętrznego: test składający się z 50 pytań (trzeba poprawnie odpowiedzieć na co najmniej 45) i zaliczenie manewrów.

– Jazda jest straszna. Musisz przejechać przez wąską uliczkę w kształcie S i w kształcie Z – ocenia Agata Ueno, Polka z japońskim prawem jazdy. – Trzeba zaparkować tyłem, zawrócić, wjechać pod górkę i przejechać przez tory kolejowe.

To, co zestresowało Agatę, innym naszym rodakom mieszkającym w Japonii wydaje się łatwe. O kursach na prawko i egzaminach dyskutują m.in. na forum Tanoshii Polska.

– Zadania na placu manewrowym są proste. Polecenia egzaminatora też. Nawet jeśli słabo zna się język – przekonuje Romana, polska prawniczka z tokijskiej dzielnicy Chuo.

– Prawo jazdy w Japonii łatwiej jest zdobyć niż dostać katar w Polsce zimą – żartuje Łukasz, który do Kraju Kwitnącej Wiśni przeniósł się ze Szczecina. – Jedyne, co dla mnie było problemem, to znaleźć czas na wyjeżdżenie wszystkich godzin.

Kiedy wyjeździ się obowiązkowy program z instruktorem i zaliczy test, otrzymuje się warunkowe uprawnienia. Można jeździć po zakupy, do szkoły, pracy, jednak pod nadzorem doświadczonego kierowcy. Takiego, który ma prawko od przynajmniej trzech lat i czystą kartotekę wykroczeń drogowych. Kilka miesięcy praktykowania za kółkiem otwiera drogę do głównego egzaminu. Zgłaszamy się wtedy do Unten Menkyo Center, czyli czyli… japońskiego WORD-u.

Szkoła jazdy z opieką nad dzieckiem

Każda z 47 prefektur (jednostek administracyjnych) ma swoje centra egzaminowania. Początkujący kierowca zalicza tam kolejny test, składający się ze 100 pytań. Wymaganych jest co najmniej 90 poprawnych odpowiedzi.

– Egzamin teoretyczny na papierze w centrum to właściwie to samo co komputerowy test w szkole jazdy. Nie warto więc odwlekać go w czasie – komentuje Ania, forumowiczka z Tanoshii Polska.

Znającym japoński choćby w stopniu podstawowym radzi, by zdawać w tym języku, a nie po angielsku, ponieważ… tłumaczenia są trudne do zrozumienia. Potwierdzają to inni Polacy mieszkający w Tokio, Jokohamie, Osace. Wyjaśniając przy tym, iż poszczególne centra egzaminacyjne mogą oferować egzaminy nawet w pięciu czy siedmiu obcych językach.

– To jednak ryzykowne, bo pytania testowe brzmią dziwnie, jakby były tłumaczone przez internetowy translator – żartują „polscy Japończycy”.

– Oprócz wykładów najlepsza jest nauka własna. Przy komputerze. Ja byłam obkuta. Znałam prawie na pamięć wszystkie pytania, haczyki – stwierdza Ania.

Zdobywanie japońskiego prawka dobrze się jej kojarzy z nietypowego powodu. Robiła kurs, kiedy miała małe dziecko.

– Wybrałam więc szkołę, gdzie był pokój z paniami do opieki. Godziny szkolenia były dla mnie jednocześnie momentami wytchnienia.

Inni zadowoleni polscy kursanci podkreślają, że egzamin teoretyczny jest dużo łatwiejszy niż w Polsce, ponieważ zaznacza się tylko zielony lub czerwony klawisz (prawda – fałsz). Nie ma odpowiedzi wielokrotnego wyboru. A po odejściu od komputera natychmiast otrzymujemy informację o pozytywnym albo negatywnym wyniku.

Egzamin praktyczny jest podobny do polskiego: najpierw plac, wyjazd w miasto, na koniec – droga szybkiego ruchu. Różnica polega na tym, że nie możemy zaliczać teorii oraz jazdy jednego dnia. I w niektórych miastach długo się czeka na egzamin, ponieważ japońscy urzędnicy nie pracują, jak nasze WORD-y, od świtu do późnego popołudnia. Egzaminują tylko o określonej godzinie.

– Świetne jest to, że jedzie się po dobrze znanej trasie. U mnie losowało się jedną z sześciu tras – tłumaczy Karolina z Kioto.

Opłata za skorzystanie z pojazdu egzaminacyjnego jest symboliczna: 1500 jenów (tyle kosztują np. trzy bilety na miejski autobus), lecz egzaminatorzy potrafią być bardzo drobiazgowi. Oceniają zachowanie kierowcy, refleks, płynność ruchów, dokładność manewrów.

– Jeśli masz się zatrzymać w wyznaczonym miejscu, to co do centymetra. Przed linią – opowiada jeden polonusów. – Bardzo ważne, czy kontrolujesz sytuację wokół pojazdu, czy umiesz bezpiecznie hamować, czy umiesz jechać na suwak. Czy podczas skrętu zostawiasz odpowiednio dużo miejsca potencjalnym rowerzystom, motocyklistom. A kiedy dojeżdżasz do skrzyżowania, powinieneś kilka razy spojrzeć w lewo, w prawo, w lusterka, na sygnalizator.

Za co oblewają? Na przykład za wjechanie na krawężnik albo niezatrzymanie się przed znakiem STOP na trzy sekundy. Drobnych błędów dopuszczają kilka. Każdy kandydat na kierowcę rozpoczyna egzamin praktyczny z pulą 100 punktów. Za każdą wpadkę punkty są odejmowane. Zejście poniżej 70 oznacza powtórkę.

Kurs w cenie przeglądu technicznego

Ile kosztuje uzyskanie uprawnień do prowadzenia pojazdów? Zwykle od 250 do 300 tys. jenów. W przeliczeniu: 7,8-9,3 tys. zł (100 jenów to 3 złote i 9 groszy). Dużo. Tylko że Japończycy zarabiają – statystycznie – cztery razy więcej niż Polacy. A więc jedna przyzwoita pensja powinna spokojnie wystarczyć na kurs, opłaty za egzamin, wydanie dokumentów. Można też liczyć na różne ulgi, promocje.

– Rozpiętość cenowa jest ogromna. Szkoły oferują zniżki. Różnice sięgają nawet, przeliczając, 4 tys. zł – wyjaśnia Anna Haga.

Polka mieszkająca w Nagoi w tym roku planuje kurs na prawko.

– Wiem, że studenci mają możliwość zrobienia kursu wyjazdowego w dwa tygodnie. Mieszka się w akademiku i od rana do nocy uczestniczy w zajęciach. Potem jest egzamin. To fajna oferta dla młodych, lecz ja już się nie załapię.

Opłata za kurs będzie odczuwalna dla portfela, ale domowy budżet bardziej obciążają koszty eksploatacji pojazdu. I nie chodzi o paliwo (popularna bezołowiówka kosztuje 140 jenów za litr, czyli mniej niż w Polsce), tylko o ubezpieczenia, podatek drogowy, opłaty parkingowe, przeglądy techniczne. Roczny „automobile tax” wynosi od 10 do 50 tys. jenów. Zależy od pojemności silnika, roku produkcji, rodzaju napędu, masy pojazdu.

Największym wydatkiem jest Shaken, czyli badania techniczne określane na branżowych portalach jako detailed inspection. Bardzo wszechstronne, drobiazgowe. Eksperci tłumaczą, że tzw. checklista, którą posługuje się diagnosta, liczy aż 61 pozycji. Miejscem badania jest nowocześnie wyposażony hangar, a nie – dobrze znany polskim kierowcom – trochę większy garaż z kanałem, rolkami i szarpakami.

– Shaken może kosztować 300 tys. jenów – ostrzegają internauci. – Jeśli auto jest w idealnym stanie, zmieścisz się w 80-100 tys.

Pocieszeniem niech będzie to, że nówka kupiona w salonie pierwszy kompleksowy przegląd zalicza dopiero po trzech latach. Tak jak w Polsce. Później Shaken robi się co dwa lata lub co rok.

Żeby zmniejszyć wydatki, Japończycy chętnie kupują i użytkują tzw. kei-car (kei jidosha znaczy „lekki samochód”), czyli nieduże pojazdy (maks. 340 cm długości i 148 szerokości), z silnikami do 660 cm3 i mocy nie większej niż 64 KM. „Maluchy” mają żółte tablice rejestracyjne (normalne – białe), mało palą, łatwo je zaparkować, są objęte niższymi podatkami, tanimi ubezpieczeniami.

Prawo jazdy w trzech kolorach

Lżejsze życie i grubszy portfel ma grzeczny, odpowiedzialny kierowca – posiadacz tzw. złotego prawka. Dokument w takim kolorze należy się tym, którzy nie popełniają wykroczeń i przestępstw drogowych. Kierowcy „szybcy i wściekli”, łamiący przepisy, karani mandatami – otrzymują niebieskie prawko. Nowicjusze – zielone. I są na cenzurowanym. Więcej płacą np. za ubezpieczenie. Ale najważniejsze jest to, że tylko „złoty kierowca” podlega uproszczonej procedurze odnawiania uprawnień. Bo w Japonii prawa jazdy nie otrzymuje się bezterminowo. Tylko na maksymalnie 10 lat. Osoby po 70. roku życia muszą co trzy lata przechodzić weryfikację. W 2016 roku światowe media pisały o egzaminie cesarza Akihito. Władca Japonii, kilka tygodni po 82. urodzinach, zaliczył obowiązkową przejażdżkę z policjantem. Po przypałacowych ogrodach. Funkcjonariusz ocenił, czy Jego Wysokość nadal ma odpowiedni refleks i potrafi zaparkować.

Młodsi posiadacze złotego prawa jazdy mają łatwiej. Zgłaszają się na posterunek policji, gdzie prześwietlają ich kartotekę, każą obejrzeć trzy krótkie filmy na temat bezpieczeństwa drogowego, pobierają opłatę (ok. 2,5 tys. jenów) i potwierdzają uprawnienia. Zajmuje to godzinę lub dwie. Natomiast kierowcy „niebiescy” i „zieloni” muszą poświęcić pół dnia na zajęcia reedukacyjne. I wnoszą kilka razy wyższe opłaty niż „złoci”.

Wszystkie osoby odnawiające prawo jazdy otrzymują też od urzędników rozmaite poradniki, edukacyjne komiksy manga (!), aktualizacje przepisów, statystyki wypadków drogowych, instrukcje udzielania pierwszej pomocy.

Co ważne: kierowcy seniorzy muszą oznaczyć swoje auta specjalną naklejką. A początkujący przez co najmniej rok powinni mieć na samochodzie informację, że są świeżakami na drodze.

Przewidywalni za kółkiem

Japończycy uchodzą za bardzo zdyscyplinowanych, kulturalnych, honorowych. I takim też są kierowcami.

– Nigdy nie trąbią – przekonuje Agata Ueno. – Są mili, życzliwi. Zatrzymują się przed przejściami dla pieszych. Przepuszczają też inne auta. Nie parkują na zakazach.

Podobnymi obserwacjami dzieli się Romana, miłośniczka motoryzacji.

– Tu się jeździ dużo łatwiej niż w Polsce. Japończycy są przewidywalni. Nie zmieniają nagle pasów i nie wykonują innych dziwnych manewrów – ocenia mieszkanka Tokio. – W Polsce musisz mieć oczy dookoła głowy. Tutaj trzeba uważać tylko na taksówki, które się zatrzymują nie na poboczu, a na pasie jezdni, i to nagle. Bo akurat ktoś machnął.

Milenę Skibską zadziwia porządek na parkingach. Niemal wszystkie auta stoją przodem do wyjazdu.

– Mam wrażenie, że w Polsce mamy odwrotną tendencję. Parkujemy jak popadnie i wyjeżdżając musimy manewrować – zauważa „Foka z Fukuoki”. – Przeczytałam kiedyś na jakimś blogu, że w Japonii parkowanie tyłem spowodowane jest… trzęsieniami ziemi. Nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi konieczność ewakuacji. Żaden znajomy Japończyk nie potwierdził mi jednak tej wersji. Mój kolega mówi natomiast, że dla niego to oczywiste, by stawiać auto w ten sposób. Jest po prostu wygodniej. To wyjaśnienie bardzo pasuje mi do ogólnego, może trochę stereotypowego, obrazu Japończyków.

Na anglojęzycznych forach opisujących życie w Kraju Kwitnącej Wiśni pojawiają się bardziej krytyczne oceny umiejętności i kultury tamtejszych zmotoryzowanych. Internauci przekonują, że w dużych miastach klaksony jednak słychać, dochodzi również do stłuczek. Parkowanie w miejscach niedozwolonych też się zdarza.

– Tokio jest jak gigantyczne mrowisko. Japończycy mają dobre maniery, ale tam się nie da bezkolizyjnie jeździć – komentuje amerykański bloger.

Japońska stolica jest największą metropolią świata (według ubiegłorocznego raportu ONZ – ponad 38 mln mieszkańców), więc nawet przybysze z Nowego Jorku czy Los Angeles mogą się tam czuć nieswojo. Wrażenie zagubienia potęguje ruch lewostronny. I drogowskazy z „krzaczkami”. Choć w dużych miastach większość tablic informacyjnych uspokaja turystów alfabetem łacińskim i angielskimi nazwami. Znaki drogowe też są wykonane według międzynarodowych standardów, lecz trochę się różnią od znanych z naszych dróg. Na przykład cyfry wyznaczające dopuszczalną prędkość są niebieskie, nie czarne. Znaki ostrzegawcze mają barwę jaskrawożółtą, prawie seledynową. Drogowskazy są jasnozielone.

Zwracają uwagę także niższe niż w Europie limity prędkości. Po terenie zabudowanym jeździ się 40 km/h albo nawet 30 km/h. Poza miastem obowiązuje ograniczenie do sześćdziesiątki, na autostradach maksymalnie 100 km/h.

– Ale ponoć do 120 nie łapią – podsumowuje Agata Ueno.

Tomasz Maciejewski

Zdjęcia: Alicja Racka

3 komentarze do “Kraj białych samochodów. Jak się szkoli i egzaminuje w Japonii?”

  1. Pingback: https://www.postandcourier.com/sponsored/phenq-reviews-does-this-diet-pill-actually-work/article_1cdbfb1a-395f-11ee-9d97-33c51303c959.html

  2. Pingback: ufabtb

  3. Pingback: เสือมังกร lsm99

Dodaj komentarz