Gadżety na pokładzie

W samochodach przewozimy coraz więcej gadżetów. Pokrowce z koralików, drewniane gałki na kierownice czy zapachowe choinki pod lusterkiem to już zamierzchła przeszłość. W XXI wieku króluje elektronika.

Trudno, by było inaczej, skoro urządzenia z mikroprocesorami są wszechobecne – w domu, biurze, neseserze, a często nawet kieszeniach kurtek i spodni. Dzięki nim możemy być w stałym kontakcie ze znajomymi, jak również pracować zdalnie. Ale nie tylko. Elektronika jest w stanie uprzyjemnić podróż, skrócić czas dotarcia do celu, a nawet wyjaśnić okoliczności zdarzenia drogowego.

Do rejestrowania wydarzeń przed maską służą pokładowe kamery. Tańsze zapisują dźwięk i obraz w niskiej rozdzielczości. Urządzenia z górnej półki, poza wideo w jakości HD, posiadają tryb nagrywania w podczerwieni, moduł GPS, który zapewnia dane o prędkości, a nawet czujnik wstrząsu – uruchomi kamerę, gdy samochód zostanie uderzony na parkingu lub ktoś podejmie próbę jego odholowania. Spektrum zastosowań kamer jest bardzo szerokie. Zmotoryzowani turyści kupują je w celu nagrywania najbardziej malowniczych odcinków drogi. Nie brakuje też amatorów rejestrowania śmiesznych sytuacji na drogach lub „wyczynów” innych kierowców, które później często są publikowane w sieci. Kto spędza za kierownicą dużo czasu, zwykle wozi kamerę, by w sytuacji spornej udowodnić swoją rację – brak winy w kolizji czy przestrzeganie dozwolonej prędkości. Wyjeżdżając za granicę, warto upewnić się, czy w danym kraju można korzystać z wideorejestratora. Jest to nielegalne m.in. w Austrii, gdzie nagranie może kosztować nas… 10 tysięcy euro! Z kolei w Hiszpanii i Niemczech sankcje wymierzy sąd.

Najpopularniejszym samochodowym gadżetem jest nawigacja. Przed długi czas była dodatkiem zarezerwowanym dla modeli z górnej półki. Przed dekadą zaczęła pojawiać się na listach opcji dla kompaktów, ale mało kto był skłonny do wydawania na nią kilku tysięcy złotych. Miejsce na rynku szybko znalazły więc przenośne urządzenia. Za kilkaset złotych oferowały to samo, a nawet więcej od wbudowanych w kokpit odpowiedników. Stan rzeczy wymusił korektę cen fabrycznych nawigacji. W ślad za nimi zaczęły też tanieć nawigacje przyklejane do szyby. Prognozowano, że na przestrzeni kilku lat nawigacje staną się elementem standardowego wyposażenia lub jedną z tańszych opcji. Życie napisało inny scenariusz. Mimo spadku cen elektroniki pozostały jedną z bardziej droższych opcji. Jedynie w ofercie Dacii znajdziemy nawigacje za niecały tysiąc złotych. W salonach pozostałych marek trzeba wyłożyć na nią kilkakrotnie większe kwoty.

Oczywiście na przestrzeni lat systemy nawigacyjne ewoluowały. Jeżeli za pomocą telefonu lub pokładowej karty SIM nawiążą połączenie z siecią, są w stanie informować o pogodzie, natężeniu ruchu, objazdach i wypadkach. Rozwiązanie ułatwia wyznaczanie optymalnych tras do celu. To samo potrafi nawet najtańszy smartfon – wystarczy uruchomić mapy Google, skąd większość nawigacji czerpie informacje.

Propozycją dla oszczędnych klientów są rozwiązania pośrednie – opcje w postaci przenośnych nawigacji ze stacją dokującą w desce rozdzielczej bądź uniwersalne uchwyty na smartfony i tablety. Wbudowane w nie gniazda USB rozwiązują kwestie plączących się po kokpicie kabli, a wsporniki wyglądają bardziej estetycznie od uchwytów przyklejanych do przedniej szyby.

Zyskującą coraz większą popularność nowinką są systemy multimedialne z funkcją Mirror Link. Po jej włączeniu zawartość wyświetlacza telefonu bądź tabletu zaczyna być prezentowana na wbudowanym w deskę rozdzielczą ekranie. Wysoko zamontowane, nierzadko siedmiocalowe monitory ułatwiają śledzenie wskazówek przekazywanych przez nawigację w telefonie.

Nie sposób mówić jednak o perfekcyjnym rozwiązaniu. Systemy audio z funkcją Mirror Link są drogie. Zwykle podnoszą cenę samochodu o dwa tysiące złotych bądź więcej albo są standardem wyłącznie w najdroższych wersjach. Standard Mirror Link obsługują tylko najnowsze modele telefonów. Nawet w ich przypadku nie ma gwarancji, że nie pojawią się problemy z komunikacją.

Doszlifowanie standardów komunikacji między samochodami i telefonami wydaje się kwestią najbliższych kilkunastu, może kilkudziesięciu miesięcy. Na dobre otworzy to nowy rozdział w historii motoryzacji. Przedsmak niedalekiej przyszłości zaserwowano już teraz. Samochody z rozbudowanymi systemami multimedialnymi oferują dostęp do różnych aplikacji. Jedną z ciekawszych jest radio internetowe. Za jego pomocą możemy połączyć się z rozgłośniami z całego świata. Audycje są przesyłane na bieżąco w formie pakietów danych. Powstały też aplikacje do analizowania stylu jazdy, wyświetlania informacji o parametrach pracy silnika, a nawet zmieniające jego brzmienie – kilka kliknięć i z głośników zaczynają płynąć ryki bolidu wyścigowego czy basowy bulgot motoru V8.

Systematycznie rośnie popularność pokładowych sieci WiFi. Oferują dostęp do internetu nawet kilku urządzeniom jednocześnie. Trudno o lepszy sposób na urozmaicenie długiej podróży – wielu pasażerów na pewno ucieszy się na wieść o dostępie do gier, filmów czy stron internetowych. Tego typu luksus nie jest zarezerwowany wyłącznie dla użytkowników nowych aut z górnej półki. Na rynku nie brakuje przenośnych routerów. Po włożeniu karty SIM i włączeniu urządzenia otrzymamy dostęp do sieci. Baterie urządzeń wytrzymują kilka godzin pracy. Specyficzną mutacją mobilnych routerów są specjalne urządzenia do samochodów. Wtyczka pasująca do gniazda zapalniczki rozwiązuje problem rozładowanej baterii. W obudowie routera często znajdują się porty USB. Dzięki nim można korzystać z sieci, a jednocześnie ładować tablet bądź smartfon.

Smartfony służą nie tylko do dzwonienia i przeglądania zasobów internetu. Wiele osób przechowuje w nich ulubione pliki audio. Telefon można sparować z wieloma urządzeniami przez Bluetooth i przesyłać dźwięk – także do samochodowego radioodtwarzacza. Streaming audio zaczął zyskiwać popularność kilka lat temu. Nie oznacza to, że użytkownicy starszych pojazdów z mniej zaawansowanymi radioodtwarzaczami muszą z niego rezygnować. Już za kilkadziesiąt złotych można kupić adaptery Bluetooth, które przechwycą dane i prześlą je do gniazda aux. Jeszcze tańsze i bardziej wygodne są adaptery Bluetooth audio z wtyczką USB. Nie potrzebują kabli i własnego zasilania – czerpią prąd bezpośrednio z gniazda w radioodtwarzaczu.

Im dłuższa podróż, tym większe prawdopodobieństwo, że rozładowaniu ulegną przewożone na pokładzie telefony, tablety, laptopy i inne urządzenia z bateryjnym zasilaniem. Gniazda 12 V nie zawsze rozwiązują problem. Często dysponujemy jedynie sieciowymi ładowarkami. Źródłem prądu o napięciu 230 V są przetwornice. Znajdują się na liście wyposażenia opcjonalnego wybranych modeli. Jeżeli nie zostały wybrane podczas konfigurowania auta bądź nie były dostępne, można sięgnąć po przetwornice podłączane do gniazda zapalniczki. Można do nich bezpiecznie podłączać przetwornice o mocy 70 – 120 W. Trzeba pamiętać, że kable prowadzące do gniazda w desce rozdzielczej są cienkie. Większy pobór prądu może doprowadzić do nadtopienia izolacji. Najgorszym scenariuszem jest pożar. Przetwornica nie powinna więc nigdy pracować bez nadzoru. Na zatyczkach niektórych gniazd znajdziemy informację o granicznych 180 W. Mocniejsze przetwornice trzeba podłączać bezpośrednio do klem akumulatora, co jest możliwe tylko podczas postoju. Urządzenia z wyższej półki nie doprowadzą do jego rozładowania – zostaną automatycznie odłączone, gdy napięcie na klemach spadną do poziomu, który powinien jeszcze pozwolić na ponowne uruchomienie silnika.

Bez względu na akcesoria, które zdecydujemy się zabrać, trzeba pamiętać o ich solidnym umocowaniu, a także o rozważnym korzystaniu z nich podczas jazdy. Potencjalnie nawet sekunda odwrócenia uwagi od sytuacji na drodze może być przyczyną nieszczęścia.

Łukasz Szewczyk