Frankenstein nie odpuszcza

W styczniu powinniśmy obchodzić trzecią rocznicę uchwalenia ustawy o kierujących pojazdami. Miała wprowadzić nas do Europy, a zdaniem znaczącego lidera środowiska OSK, stanowiła rewolucję na skalę światową. Obchodów nie było!

Fety nie było, choć, w stylu lat słusznie minionych, w grudniu świętowano wręczenie milionowego egzemplarza prawa jazdy nowego wzoru. Milion, cokolwiek by to było, zawsze rozpalał i jak widać ? rozpala emocje. Do niedawna ustawa o kierujących miała, w osobach panów Jarmuziewicza, Bogdanowicza i Piętki, twarz, mózg i własnego chłopca do bicia. Choć, niestety, nigdy nie miała rąk i nóg. Jest rzeczą wiadomą, kto odpowiada za jej pierwotną koncepcję, czy raczej antykoncepcję i przepychanie przez parlament. Teraz naprawą tego tworu à la Frankenstein zajmuje się komisja, czyli autor zbiorowy, nie do rozliczenia. Pełny zapis przebiegu posiedzenia Komisji Infrastruktury z dnia 12.12.2013 r. oraz filmowy zapis posiedzenia podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia komisyjnego projektu ustawy o kierujących pojazdami z 9.01.2014 r. to koktajl dla ludzi o mocnych nerwach. Posłowie mający przygotować ostateczny projekt tak wyczekiwanej nowelizacji ustawy o kierujących tworzą bardzo elitarną, ekskluzywną i doświadczoną grupę parlamentarzystów. Może właśnie dlatego wypowiedzi niektórych członków tej grupy bardzo mnie zaniepokoiły. Bez reakcji pozostałych jeden z uczestników tego gremium stwierdził, że ustawa o kierujących przyjęto pół roku temu. Brak fety się kłania. Inny poseł, uznając się członkiem najbardziej kompetentnego grona, stwierdził, że legalne podejście do egzaminu państwowego na prawo jazdy w Polsce nie wymaga ukończenia kursu. Jeszcze inny parlamentarzysta, zwracając się do wiceministra transportu, wyraził przeświadczenie, że przyjęta 5.01.2011 r. ustawa o kierujących „spełniła swoje oczekiwanie”. Swoje może tak, ale mało kogo poza tym, panie pośle. Odpowiedzialny za ustawę o kierujących przedstawiciel rządu przypisuje marszałkom województw oraz WORD-om odpowiedzialność za rozwiązania nieleżące w ich kompetencjach. Marszałek województwa i dyrektor WORD działają w ramach ustaw przeważnie przygotowywanych przez rząd i zawsze uchwalanych przez parlament oraz rozporządzeń wydawanych przez ministrów, niestety, niekiedy z przekroczeniem ustawowych upoważnień. Podobnie jak obecny wiceminister rozumował pan wiceminister Jarmuziewicz i stąd dziesiąta, choć nie ostatnia, nowelizacja ustawy o kierujących. Problemy, z którymi borykają się obywatele, starostowie, dyrektorzy WORD-ów, właściciele OSK i instruktorzy mają swoje źródło w złej ustawie oraz wydanych na jej podstawie, a częściowo bez takiej podstawy, rozporządzeniach.

Obecnie nikt przy zdrowych zmysłach nie ma pretensji do WORD-ów jako takich, tylko do ich funkcjonowania wynikającego z frankensteinowego prawa przygotowanego przez polski rząd i przyjętego przez polski parlament. Tych głupot bublowatych nie da się, zgodnie z polską tradycją, przypisać Unii Europejskiej. Módlmy się, żeby nowelizacja ustawy o kierujących, zainicjowana przez Komisję Infrastruktury, okazała się krokiem w dobrym kierunku. Obecny podczas obrad podkomisji legislator sejmowy wyraźnie powiedział, że nowelizacja nie może wykroczyć poza zakres projektu komisyjnego. A swoją drogą, gdzie byli ci wszyscy legislatorzy, jak ta pokraczna ustawa i rozporządzenia powstawały? Jeżeli lejców i bata w swoje ręce nie weźmie premier Elżbieta Bieńkowska, nic dobrego z tych kolejnych nowelizacji nie wyjdzie. Uczestnicy dyskusji z różnych środowisk związanych z ruchem drogowym zwrócili uwagę na kilka punktów kluczowych, które należy brać pod uwagę tworząc przepisy ustawy o kierujących:

? Celem ustawy musi być stworzenie warunków do poprawy bezpieczeństwa na drogach, a nie zaspokojenie potrzeb poszczególnych grup interesów. Dodam od siebie, że nie wyklucza to godziwych zysków za pracę podporządkowaną temu celowi. Misjonarze też potrzebują środków materialnych do realizacji zbożnych celów.

? Przy tworzeniu ustawy musi być brany pod uwagę interes ogółu uczestników ruchu drogowego. Moim zdaniem, dbałość o ten interes przy tworzeniu prawa to rola rządu i parlamentu. Bezspornie rola ta nie została dobrze wypełniona przed 5.01.2011 r.

? Ustawa powinna odpowiadać aktualnym wyzwaniom, być na czasie. Przy jej tworzeniu powinny być wykorzystane rozwiązania sprawdzone i dobrze funkcjonujące w innych krajach. Moim zdaniem, raczej nie na Ukrainie, prędzej w Niemczech. Na marginesie – kto premierowi doradził taką głupotę, jak dwadzieścia milionów alkomatów od 2015 r.? Przecież Francja spuściła to rozwiązanie po ostrzu noża po trzech miesiącach. Jedyny dobry argument na tak widzą tu producenci alkomatów.

Po odrzuceniu pomysłów typu prezentowanych powyżej, powinno się korzystać z rozwiązań wypracowanych przez środowiska na co dzień związane z ruchem drogowym.

Co jakiś czas ktoś błyśnie intelektem wyostrzonym jak brzytwa, proponując np. likwidację kursów praktycznych na prawo jazdy. Policja miałaby robotę, wyłapując oszczędnych tatusiów, uczących swoje pociechy na drogach publicznych, ale prawdziwą kasę robiłyby WORD-y, egzaminując nieprzygotowanych kaskaderów. Instruktorzy w Polsce rocznie przejeżdżają z kursantami ok. 20 mln godzin, pokonując co najmniej 300 mln kilometrów. Proszę porównać liczbę i ciężkość wypadków spowodowanych przez elki z pozostałymi kierowcami spędzającymi na drodze podobną liczbę godzin i przejeżdżających podobną liczbę kilometrów. Skąd takie nieprzemyślane i jątrzące propozycje? Czyżby paskudny charakter, czy po prostu kasa, misiu, kasa. Inny dyrektor WORD-u marzy o konkurowaniu z OSK w szkoleniu. Fundamentalne pytanie brzmi: jeżeli egzaminy nie w WORD-zie, to jak i gdzie? Może to jest pytanie zbędne? Od razu zlikwidujmy OSK, niech WORD-y szkolą i egzaminują. Mają taką cudowną bazę i nieprzekupną kadrę. Wówczas będą konkurować między sobą i to jest do przyjęcia. Zdawalność szybko wzrośnie do 99 procent. Z drugiej strony patrząc, szkolić ktoś będzie musiał zawsze, egzaminować raczej też, ale czy krótka historia WORD-ów, tego ewenementu na skalę europejską, przemawia w tym przypadku za nimi? Nie jestem przekonany. Dorabiać z pozycji monopolisty to miła perspektywa, ale czy równie miła byłaby konkurencja bez dochodów z monopolu, jakim jest egzaminowanie? WORD-y to swoista arystokracja społeczności szkoleniowej. Większość organizmów społecznych obywa się bez arystokracji i jest im z tym dobrze. Jest też pomysł, żeby zamiast profesjonalnego szkolenia wprowadzić naukę z osobą towarzyszącą. Stosuje się to w kilku krajach. Warto jednak pamiętać, że w Polsce w krótkim czasie liczba nowych kierowców wzrosła w tempie wręcz eksplozji. Adaptując zagraniczne wzory trzeba uwzględnić naszą historię, tradycję i kulturę. Od niedawna polskie dzieci powszechnie towarzyszą rodzicom w samochodach od niemowlęctwa. To jest bardzo skuteczna szkoła zachowania w ruchu drogowym. Wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie itd. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby młodzi ludzie w Polsce po uzyskaniu prawa jazdy wykorzystywali każdą okazję do prowadzenia samochodu w towarzystwie bardziej doświadczonych kierowców, głównie członków rodziny. Jestem przekonany, że gdy kierowcami będą obecne przedszkolaki, na polskich drogach będzie znacznie bezpieczniej. Kultury, także na drodze, nie da się podpędzić jak nowalijki czy brojlery. Trzeba w tej materii ustawicznie działać, ale spokojnie, przemyślanie, rzetelnie i konsekwentnie.

Podzielam pogląd pewnego socjologa, że my, Polacy, bardzo lubimy tworzyć wyjątkowo restrykcyjne prawo, tylko nie lubimy go stosować wobec siebie i swoich bliskich. Zamknąć bardzo dobą szkołę nauki jazdy z powodu wyjeżdżenia dwóch godzin przed zmierzchem, zamiast po zmierzchu? Trzask, prask, zamknięta. Zamknąć dobrą szkołę z powodu niezgłoszenia rozpoczęcia kursu przez jednego kursanta? Trzask, prask, zrobione. Społeczeństwo, czy choćby jednostka, ucierpiały z powodu tych błędów? Oczywiście! Naruszono polskie prawo! A przedsiębiorcy, którym jednym podpisem zniszczono życie? A tu odzywa się wschodnia mentalność. Przedsiębiorców u nas dużo. Oskubiemy jednego, inni się ucieszą. Moim zdaniem, mamy tu do czynienia z przesadnym, bezsensownym rygoryzmem.

Prace nad koszmarnie niewydarzoną ustawą o kierujących pojazdami pochłonęły ciężkie miliony, negatywne skutki jej uchwalenia kolejne ciężkie miliony, prace nad jej wielokrotnymi nowelizacjami pochłonęły i będą pochłaniały kolejne ciężkie miliony. Czy któryś z VIP-ów poniósł choćby moralną odpowiedzialność za ten bubel à la Frankenstein? Nic mi o tym nie wiadomo. Najpewniej na kolejne wybory pójdzie mniej o kilkaset tysięcy zniechęconych wyborców. Sami sobie zaszkodzą. Ja pójdę i zachęcam wszystkich niezadowolonych, wściekłych, zniechęconych i załamanych. Jest nas podobno 20 mln kierowców wyborców. Porozmawiajcie ze swoimi parlamentarzystami. Ja to robię od kilku lat. To ma sens. Będę dumnym i szczęśliwym Polakiem, jeżeli chociaż ta jedna ustawa będzie zrobiona dla ludzi, po ludzku.

Eugeniusz Kubiś

 

3 komentarze do “Frankenstein nie odpuszcza”

  1. Pingback: ufabtb

  2. Pingback: magnum research desert eagle

  3. Pingback: yehyeh

Dodaj komentarz