Egipt. Kto ich uczył jeździć? [zdjęcia]

Egipt

Wszechobecne dorożki, motocykle i skutery, liczne progi zwalniające – tak wygląda ruch drogowy w Egipcie. Dla kierowcy z Europy to chaos, który jednak musi rządzić się jakimiś własnymi prawami. Przejechałam niemal cały Egipt i widziałam tylko drobne stłuczki.

– Prawo jazdy na samochód w Egipcie nie jest trudne do zdobycia, a cała procedura trwa tylko trzy dni. Wystarczy być pełnoletnim – mówi mój przewodnik po tym kraju Adel Zidan. – Jest to dość kosztowne, ponieważ uzyskanie takiego dokumentu to wydatek rzędu 40 dolarów. Dla porównania, miesięczna płaca egipskiego nauczyciela to ok. 60 dolarów. Litr benzyny 82-oktanowej kosztuje ok. 80 gr.

Nie ma szkół nauki jazdy

Kandydat na kierowcę pierwszego dnia w miejscowym komisariacie policji składa dokumenty i wykonuje zdjęcie. Na drugi dzień odbywa się egzamin pisemny z przepisów ruchu drogowego. Nie są to żadne znane z Polski testy. Ot, kilka pytań o znaki drogowe czy dopuszczalną prędkość. Trzeba też wykazać się umiejętnością ruszania samochodem z miejsca i po kilku metrach jego zatrzymania. Każdy uczy się od ojca, znajomych lub starszego rodzeństwa. Ostatniego dnia przychodzi się do policjantów po gotowy dokument.

Na jazdę motocyklem czy skuterem nie jest wymagane prawo jazdy. Teoretycznie powinno się podróżować w kasku. W praktyce wiszą one podczas jazdy na kierownicy, a kierowca ma wiatr we włosach.

Motocykl jest rodzinnym środkiem transportu. Jadące nim trzy – cztery osoby to zwyczajny widok; małe dziecko na zbiorniku paliwa, pozostałe dzieci za kierowcą. Kobiety w tradycyjnych strojach siadają bokiem na siodełku, ale do motocykla są przymocowane specjalne stelaże, żeby mogły oprzeć nogi. Co dziwne, w wielkich egipskich miastach nie widać rowerów.

Popularnym środkiem transportu są busiki. Bardzo tanie (za ok. złotówkę można dojechać z jednego końca miasta na drugi). Nie mają regularnego rozkładu jazdy i są przeładowane do granic możliwości. Czasem pasażerowie znajdują się nawet na dachu. Wsiada się i wysiada na skrzyżowaniach. Można w innym miejscu, a kierowcę zawiadamia się zainstalowanym w przedziale pasażerskim dzwonkiem lub stukaniem w dach.

Drogi w Egipcie są różnej jakości. W miastach i np. na dojazdach z lotnisk do kurortów biegną dwujezdniowe arterie. Co ciekawe, są na nich dość gęsto zamontowane (a właściwie wbudowane) progi zwalniające – wyglądają jak zaasfaltowana rura wystająca z nawierzchni, czasem nawet dwie następujące jedna po drugiej. To wymusza zredukowanie prędkości niemal do 20 km/h. Na drogach dwujezdniowych jest bardzo mało miejsc do zawracania. Czasem trzeba jechać kilka kilometrów, żeby znaleźć takie miejsce. Choć bywają odważni, którzy jadą poboczem pod prąd. Przez pustynie wiodą wąskie asfaltowe drogi z utwardzonym poboczem, które wiosną i jesienią mogą być nieprzejezdne, bo akurat nawiało piasku.

Kto pierwszy, ten lepszy

To chyba najlepiej tłumaczy kwestię pierwszeństwa przejazdu. Jeśli dojdzie do wypadku, zawsze winny jest ten z tyłu. Nieważne, że kierowca pojazdu z przodu nagle postanowił zawrócić, gdzieś zjechać czy rozpocząć wyprzedzanie. On nie będzie sprawcą zdarzenia.

W dużych miastach są nieliczne sygnalizacje świetlne z licznikami czasu pozostałego do zmiany światła. Nie wiadomo, czemu służą. Kiedy ktoś zatrzyma się na czerwonym, zostaje obtrąbiony przez innych, a kiedy nie rusza – objeżdżają go. Tak samo wjazd na zielonym na skrzyżowanie nie gwarantuje, że z kolizyjnego kierunku nikt nie nadjeżdża.

Podobnie jest z sygnalizacją dla pieszych. Nie ma co oczekiwać, że samochody się zatrzymają. Trzeba zawsze odczekać na dużą przerwę między pojazdami i uważać na szybkie samochody. Nikogo nie dziwi to, że ulicę przechodzi się „na raty”, zatrzymując się na liniach rozdzielających pasy, które wtedy, o dziwo, egipscy kierowcy respektują i traktują jak azyl dla pieszych.

W dużych miastach u zbiegu kilku ulic zawsze są korki. Każdy próbuje przejechać jak najszybciej i koniecznie pierwszy. Ciągle słychać dźwięk klaksonu, przekleństwa, dorożkarze poganiają konie. Każdy przeciska się do przodu w najmniejsze wolne miejsce.

Po ciemku

Nieco łatwiej jest na ulicach dużych miast w nocy, kiedy mniej samochodów znajduje się na drodze, ale z kolei wielu Egipcjan jeździ bez świateł. Kiedy na drodze spotykają się dwa samochody, kierowcy włączają na moment długie światła i mijają się o włos. Potem zapada ciemność.

– Niektórzy mówią, że ten zwyczaj został z czasów, kiedy drogami przemieszczały się karawany – mówi Adel Zidan. – Bez świateł lepiej widać. Inny powód to obawa przed oślepianiem innych użytkowników drogi, czego Egipcjanie bardzo nie lubią. W starych samochodach, z popękanymi szybami, z reguły źle ustawione reflektory powodują całkowitą utratę widoczności. Policja jazdę bez świateł po prostu toleruje.

Na drogach jest mnóstwo wiekowych samochodów, głównie francuskich, z licznymi śladami po kolizjach. Ale wypatrzyłam też polonezy w całkiem niezłym stanie – bez rdzy.

W samochodach na deskach rozdzielczych leżą różnokolorowe futerka, przy lusterkach wisi mnóstwo talizmanów. W jednośladach krzykiem mody są wielokolorowe LED-y, montowane w przednich lampach. Najlepiej, żeby zmieniały barwę. Żeby być trendy, warto zainwestować w pokrycie futerkiem zbiornika paliwa albo montaż różnokolorowego podświetlenia silnika.

Nie ma autoryzowanych stacji obsługi. W podwórkach są mechanicy, którzy potrafią naprawić każdy pojazd, zmienić w nim płyny czy opony. Stacje benzynowe spotkamy tylko w większych miastach.

Przyjemnych wakacyjnych podróży!

Anita Chudzińska

2 komentarze do “Egipt. Kto ich uczył jeździć? [zdjęcia]”

  1. Pingback: scam site

  2. Pingback: this

Dodaj komentarz