Bezkarność i cwaniactwo

  • Czy poczucie bezkarności w ośrodkach szkolenia kierowców może „zachęcać” niektórych właścicieli do cwaniactwa i łamania prawa?
  • Gośćmi programu Porozmawiajmy o Branży byli: Piotr Leńczowski i Krzysztof Ledzion (E-Kierowca)

Kilka miesięcy temu szerokim echem odbiła się w branży informacja o oszustwach w jednym z ośrodków szkolenia kierowców na Dolnym Śląsku. Sfałszowane dokumenty dotyczące szkolenia z pierwszej pomocy, podrobiona pieczęć dla poświadczenia odbycia szkolenia, którego nie było. I to wszystko dla… 10 000 złotych. Nasuwa się pytanie, czy niektórzy właściciele szkół jazdy są aż tak zdesperowani…?

Krzysztof Ledzion (E-Kierowca) mówi, że trudno w to uwierzyć… i tłumaczy to inaczej.

„To poczucie bezkarności musiało trwać długo i było to kolejnych 10 000 złotych. To się zapewne powtarzało. Nie wiem jak długo ten proceder trwał, jak długo ta szkoła jazdy funkcjonowała na rynku. To mogło zacząć się jakiś czas temu, a poczucie bezkarności wynika z tego, że urzędnicy ze starostwa kontrolują wyłącznie dokumenty, na dodatek zapowiadając kontrolę z kilkudniowym wyprzedzeniem”.

A zdaniem Piotra Leńczowskiego motywatorem dla wielu osób w branży jest po prostu chytrość lub drobno cwaniactwo.

„10 000 to wygórowana kwota. Większość właścicieli szkół dla 500 złotych dopuszczałoby się gorszych rzeczy. A to wszystko spowodowane jest małą konkurencją jakościową- otacza nas konkurencja cenowa. Wszyscy konkurują ceną. Popatrzcie, taki prosty przykład: materiały do szkolenia, zwykły dostęp do e-testów, podręczniki. Szkoły tego nie kupują. Dlaczego? Przecież to jest tylko 30, 50 lub może 100 złotych. Jaki jest problem podnieść cenę kursu o 50 lub 100 złotych i dać klientowi porządny zestaw materiałów? Aby miał się z czego uczyć. Jest 2022 rok! W Krakowie znam przykłady szkół, które dają klientom wypaloną piracką płytę z testami z zeszłego roku lub sprzed dwóch lat, które są już nieaktualne. I kursanci od razu zaczynają jazdy praktyczne. Teoria jest rozpisywana na kolanie, że… była… Klient się podpisuje”.

Zdaniem Leńczowskiego problem jest w tym, że klienci nie są świadomi, że idąc do innego ośrodka i płacąc 100 lub 200 złotych więcej otrzymaliby zupełnie inny standard usługi.

„Nauka jazdy śmierdzi jeszcze latami dziewięćdziesiątymi, gdy panowała zasada: idź do Józka, albo Mietek dobrze szkoli, a u Staszka papier dostaniesz i od razu pójdziesz na egzamin”.