Plac zamiast miejskiej jazdy. Oto gruzińskie realia egzaminowania

Gruzja, ruch drogowy

Egzamin jest dziecinnie łatwy. Znacznie trudniej poradzić sobie za kółkiem, kiedy już ma się prawo jazdy. Starsi kierowcy luźno traktują przepisy. Oznakowanie dróg jest oszczędne. Nie brakuje za to niespodzianek, jak dziury i… rogacizna idąca na wypas – oto gruzińskie realia.

Gruzja jest piękna. Gruzja zachwyca. I kocha Polaków. Ze względów historycznych, politycznych. Coraz szerzej otwiera się na turystów. Ci, którzy zwiedzili Tbilisi, skosztowali wina z Kachetii, spacerowali promenadą w Batumi, mają co opowiadać. O przygodach drogowych również.

– Pierwszego dnia samochodowej podróży po Gruzji o mało co nie zabiłem człowieka. To znaczy – nie ja! Po prostu zatrzymałem się przed pasami – wspomina Sergiusz Pinkwart, dziennikarz i podróżnik. – Jakaś starsza pani weszła na pasy, to grzecznie stanąłem. A tuż za mną pisk hamulców, trąbienie. Ominął mnie samochód i niemalże wjechał w panią, która z wdzięcznością patrzyła na mnie, że ją przepuściłem. Potem już tego nie robiłem. Bo w Gruzji, jeśli masz samochód, wszystko ci się należy. Jesteś królem szos. Nie zatrzymujesz się przed pasami. Taka jest zasada. I piesi o tym wiedzą.

Sergiusz z żoną Magdą i dziewięciomiesięcznym wówczas synem przejechali po kaukaskich bezdrożach ponad tysiąc kilometrów. Swoją peregrynację opisali na blogu „Dziecko w drodze”.

Biada pieszym

 Warto zobaczyć ich samochodowe zdjęcia, nagrania, np. jak piesi próbują sforsować coś w rodzaju drogi ekspresowej, przemykając między pędzącymi autami.

– Tam jest bardzo mało oznaczonych przejść. Tylko w najważniejszych punktach. W Batumi są chyba tylko dwa, trzy miejsca z zebrami – podkreśla podróżnik. – Przypuszczam, że w ten sposób zlikwidowano wysoką śmiertelność pieszych na pasach. No bo jak nie ma pasów, piesi są ostrożni, przechodzą chyłkiem. Inna sprawa, że rzeczywiście przechodzą we wszystkich dowolnych miejscach.

Ze swadą opowiada, jak często gruzińscy kierowcy „migali” na niego i trąbili. Nie wiedział, o co chodzi. Okazało się, że irytuje ich, że jedzie na światłach.

– Było deszczowo, ciemno – tłumaczy Sergiusz. – Wyłączyłem i przestali mrugać – śmieje się.

Tych, którzy chcą zobaczyć Kaukaz zza kierownicy, pociesza, że trudny na tamtejszych drogach jest tylko pierwszy dzień. Do klaksonów i rozmaitych spontanicznych reakcji można się przyzwyczaić. Bardzo często zmotoryzowani mrugają, trąbią, machają do siebie.

– Na większości skrzyżowań nie ma znaków, więc problem pierwszeństwa przejazdu rozwiązują na bieżąco – śmieje się bloger.

Oznakowanie pionowe i poziomie jest znacznie uboższe niż na polskich czy zachodnioeuropejskich szlakach. Większość dróg poza miastami to po prostu asfaltowa nitka, bez linii rozdzielających pasy ruchu, linii krawędziowych, strzałek kierunkowych.

Podróżujący po Gruzji żartują, że to stwarza nieograniczone możliwości piratom drogowym. Wyprzedzają na trzeciego, czwartego, piątego. Wpychają się. Zajeżdżają.

– Chaos. Widać brak szacunku dla innych użytkowników dróg. Niektórzy jeżdżą jak szaleni – przyznają Maja i Nini, założycielki fanpage’a „Gruziński po polsku”. – Od kilku lat sytuacja się trochę poprawia. Jest bezpieczniej. Ale mandat za nieustąpienie pierwszeństwa pieszym nadal jest bardzo niski: 20 lari, czyli nieco ponad 30 zł – komentuje Nini Karosanidze.

Najłatwiejszy egzamin ever

 Dziewczyny z Batumi i Tbilisi studiowały m.in. w Poznaniu, a teraz są znanymi, choć nieformalnymi, ambasadorkami obu krajów. Prowadząc biuro turystyczne „Vaime Travel” przybliżają Gruzję Polakom. Góry, stepy, morze… i plac ćwiczeń kandydatów na kierowców.

„Najłatwiejszy egzamin na prawo jazdy ever” – tak zatytułowały film o gruzińskich elkach.

– Bałagan na ulicach właśnie z tego wynika. Egzamin jest zbyt łatwy. Zalicza się go na jedynce – śmieje się Maja Varshanidze.

Tylko na pierwszym biegu, ponieważ nie wyjeżdża się w miasto. Egzaminowany musi wykonać tylko kilka manewrów: zaczyna od koperty, później wykonuje krótki slalom między słupkami, skręt i zatrzymanie na niewielkim wzniesieniu (rampie). Kilka metrów dalej czeka go coś w rodzaju wjazdu na podwórko (parkowanie prostopadłe przodem), dalej ósemka i wjazd na parking tyłem. Egzamin kończy zatrzymanie przed sygnalizatorem świetlnym.

– Wszyscy uczą się na pamięć. Że trzeba zatrzymać się w danym miejscu, że trzy słupki muszą być widoczne w oknie lub w lusterku. Później kręcisz dwa obroty w lewo, dwa w prawo. To jest niezbyt mądre. Bo w praktyce w warunkach miejskich przecież tak się nie da – zauważa Maja.

Gruzińscy eksperci od ruchu drogowego są tego samego zdania. Od lat mówi się o zmianie formuły egzaminu. Umiejętności kursantów mają być weryfikowane nie tylko na wygrodzonym placu z betonowymi alejkami, a w mieście.

– Od kilku lat mówi się o tym. Nieoficjalnie. Nowe przepisy miały obowiązywać od 2018 roku, lecz nie zostały wprowadzone – wyjaśnia Stasia Budzisz, Polka mieszkająca w Gruzji.

Jej koleżanka niedawno zdobyła prawko.

– Egzamin jest bardzo łatwy – ocenia Stasia. – Teoria to 30 pytań. Co najmniej 27 odpowiedzi musi być poprawnych – precyzuje.

Baza zagadnień egzaminacyjnych (około 1500) jest dostępna on-line. Bezpłatnie. Przepisy ruchu drogowego, podstawy mechaniki i zasady udzielania pierwszej pomocy można więc studiować w domowym zaciszu.

– Jeśli uczysz się kilka godzin dziennie, znasz to na pamięć – stwierdza Nini. – Teoretyczny można zdawać w sześciu językach: gruzińskim, rosyjskim, angielskim, ormiańskim, azerskim, tureckim – wylicza blogerka i youtuberka.

Tanio, życzliwie, z czujnikami

 Kręcenia kierownicą zwykle uczy ojciec, dziadek, starszy brat. Żeby się dokształcić, poczuć pewniej przed egzaminem – warto skorzystać z ofert szkół jazdy. Tym bardziej że ceny są przystępne. Zajęcia z teorii oznaczają wydatek 60–80 lari. Za godzinę nauki za kółkiem inkasują zwykle 20 lari.

Opłata za egzamin również wydaje się bardzo przyjazna: 56 lari za test i plac.

– W tej cenie jest pięć egzaminów praktycznych  – zaznacza Nini.

Za poprawki się nie płaci.

– W dodatku jest ulga studencka. Ja płaciłam chyba 30 lari – wspomina Maja.

Z najnowszych ustaleń przesympatycznych Gruzinek wynika, że teraz studenci płacą tylko 15 lari.

Uprawnienia na osobówki może robić siedemnastolatek. Za zgodą rodziców. Szkolenie i egzaminowanie odbywa się skodami fabiami. Kandydaci na kierowców nie mają powodu narzekać na nieżyczliwe potraktowanie.

– Głównym zadaniem egzaminatora, zwykle policjanta, jest wpisać dane osobowe zdającego. Nie może się odzywać, podpowiadać, komentować – podkreśla Nini. – To jest fajne. W Polsce słyszałam narzekania, że egzaminator był taki czy owaki. A u nas tak jakby egzaminatora nie było.

Gruziński urzędnik tylko rejestruje kandydata i pyta, czy wie, jakie manewry ma wykonać. Co ciekawe, w pojazdach egzaminacyjnych i na słupkach wyznaczających kolejne przeszkody są czujniki, które rejestrują ewentualne błędy. I za każdą wpadkę osoba zdająca traci punkty z początkowej puli 100 punktów. Trzeba „obronić” co najmniej 40.

– Sensory rejestrują, jeśli uderzysz w słupek albo nawet podjedziesz zbyt blisko – wyjaśnia Nini.

Egzamin wspomina z uśmiechem. Maja także.

– Kiedy zdawałam, zaczął padać deszcz. Z nerwów nie wiedziałam, co zrobić. Spanikowana przewracałam oczami. I egzaminator wtedy niby przypadkowo machnął ręką, włączając wycieraczki. Był przemiły.

Polacy, którzy chcą spróbować swoich sił na egzaminie w Gruzji, nie muszą spełniać zbyt wielu wymogów. Wystarczy kopia paszportu z tłumaczeniem. I meldunek, a właściwie adres kontaktowy.

– Kto ma pozwolenie na pobyt czasowy, nie musi nawet prosić znajomego Gruzina o udostępnienie adresu – mówi Nini. – Kiedyś u nas łatwo było kupić prawko. Teraz już nie.

Wyrwy i truchtające świnie

 Gruzja wydaje się rajem dla kierowców: piękne krajobrazy i prymat nad innymi uczestnikami ruchu drogowego. A do tego o 30 proc. tańsze niż w Europie paliwo. Niestety, jakość dróg pozostawia wiele do życzenia. Statystyki wypadków są alarmujące (17 zabitych na 100 tys. mieszkańców, czyli dwa razy więcej niż w Polsce – dane Światowej Organizacji Zdrowia), warunki klimatyczne również nie sprzyjają BRD. W niektórych regionach kraju jeździ się bardzo ciężko.

– Dziury. Dziury. Dziury! – powtarza Sergiusz Pinkwart. – Trzeba jechać uważnie, bo nagle jest wyrwa jak po bombie lotniczej. Zresztą być może są to jakieś pozostałości wojny z Rosją w 2008 roku.

– Problemem są też krowy – wtrąca z humorem Magda Pinkwart. – Nawet przy głównych drogach pasą się stada. Nikt ich nie pilnuje. Same sobie chodzą, rano w jedną stronę, wieczorem w drugą.

Pasterzy nie widać. Policja nie interweniuje.

– A zwierzęta nie reagują na klakson – śmieje się Sergiusz.

Wspomina, że prawie 400 km z Tbilisi do Batumi upływało na takich atrakcjach.

– Widzieliśmy też owce, kozy, a nawet truchtające świnie – opisuje bloger. – Kierowcy, jak nie zwalniają przy pieszych, tak zwalniają przy krowach. Bo krowa ma większą masę.

Sergiusz i Magda przyznają, że przed wyjazdem do Gruzji słuchali sprzecznych relacji znajomych: jedni mówili, że to piękny kraj, pełen wspaniałych, mądrych ludzi; inni narzekali, że nie jest bezpiecznie, kierowcy okropni, drogi fatalne. Jaka prawda? Autorzy bloga „Dziecko w drodze” mają pozytywne doświadczenia. Nie żałują, że wybrali turystykę objazdową wypożyczonym autem. Byli bardziej mobilni, niezależni, zapewnili sobie większy komfort niż podróżujący busami, tzw. marszrutkami. Podkreślają też ogólną życzliwość, wyrozumiałość lokalsów wobec gości. Na drogach jest żywiołowo, bywa niebezpiecznie, lecz nie ma agresji.

– Taka główna gruzińska dyscyplina to przejeżdżanie pieszym centymetry przed palcami nóg. Gdyby w Polsce tak zrobić, to by zaraz zabębnił pięścią w maskę albo złorzeczył – mówi Sergiusz. – A tam? Pełne zrozumienie. Żadnych pretensji. Jako kierowca wiem, że pieszy ma prawo przejść przez jezdnię w dowolnym miejscu dlatego, że nie ma pasów. W związku z tym mnie to nie irytuje, nie trąbię na niego. A z drugiej strony – on wie, że ja nawet nie zwolnię, więc też się nie dziwi, że przejeżdżam mu prawie po butach.

Prestiż na kołach

 Podróżujący po Kaukazie zwracają uwagę, że wschodnie obyczaje drogowe kontrastują z zachodnimi autami. Na ulicach dużych miast roi się od mercedesów, bmw, japońskich samochodów. Bardzo popularne są terenówki, SUV-y. Najlepiej sprawdzają się na górskich serpentynach, szutrowych odcinkach.

– Już po wylądowaniu w Kutaisi na parkingu przy terminalu zwróciłem uwagę na wypasione bryki – przyznaje Sergiusz. – Potem dowiedziałem się od miejscowych chłopaków, że auto dla Gruzina to prestiż. Można mieszkać w domku przypominającym puszkę sardynek. Można ubierać się w skórzane kurtki pamiętające szalone lata osiemdziesiąte, ale auto musi być na błysk. To kwestia honoru!

Ci, którzy wybrali się samochodem z Polski do Gruzji, potwierdzają, że im bliżej celu, tym mniej ważne są modne ubrania, a  zyskuje na znaczeniu moc silnika. Bezcenny jest napęd na cztery koła. Strona Viakaukaz.pl, gdzie znajduje się dużo pożytecznych informacji, odradza podróż przez Ukrainę i Rosję. Zaleca trasę południową – przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję. To jednak prawdziwe wyzwanie: 3200 km, ponad 40 godzin za kierownicą, kilka granic do pokonania. Ważne, że autem z polskimi tablicami rejestracyjnymi przez 90 dni bez problemu można jeździć po Gruzji. Bez żadnych specjalnych opłat, winiet. Polskie prawo jazdy jest honorowane przez policję i inne służby. Przepisy drogowe – generalnie – odpowiadają europejskim. Obowiązuje ruch prawostronny. Limity prędkości? 60 km/h w terenie zabudowanym, 90 km/h poza terenem zabudowanym. Ciekawostką jest powszechność jednokierunkowych ulic. Nie tylko osiedlowych, lokalnych. Nawet szerokie arterie w centrach miast są tak zorganizowane, by jechało się w jedną stronę. Dla bezpieczeństwa. W Tbilisi zmotoryzowani mogą liczyć na lepsze oznakowanie (tablice z napisami również w języku angielskim) oraz rozmaite udogodnienia. Na przykład sekundniki przy sygnalizatorach, wskazujące czas do zmiany światła.

Tomasz Maciejewski

 

Mandaty i punkty karne w Gruzji

Roczny limit to 100 punktów. Jeśli pirat drogowy roztrwoni je w czasie dwunastu miesięcy, musi ponownie zdawać egzamin. Kary:

jazda w stanie nietrzeźwym (dopuszczalny limit to 0,3 promila) – utrata uprawnień na rok,

rozmowa przez telefon – 30 lari i minus 15 punktów

przekroczenie linii ciągłej – 50 lari i 20 punktów (w przypadku recydywy 100 lari)

nieustąpienie pierwszeństwa pieszym – 20 lari (za powtórne takie wykroczenie 30 lari)

przekroczenie prędkości – 50 lari

zaparkowanie w miejscu niedozwolonym – 10 lari.

 

Prawo jazdy kategorii A i B jest ważne piętnaście lat. Uprawnienia na ciężarówki (od 21. roku życia) i autobusy (po ukończeniu 24.roku życia) są ważne przez pięć lat.

2 komentarze do “Plac zamiast miejskiej jazdy. Oto gruzińskie realia egzaminowania”

  1. O ja cię. A ja myslalam, ze u nas jest zle. No ale coz, to ze inni maja gorzej, nie znaczy, ze mamy byc z siebie zadowoleni, prawda? Prawie tysiac osob zginelo na pasach w zeszlym roku w Polsce!! Moze zmienia przepisy w koncu? Bedzie to jakos usprawnione? Np. wieksze karanie kierowcow, ktorzy parkuja auto bezposrednio przy pasach? Powinno sie stanac przynajmniej 10 m dalej… fajna akcje zrobil o tym warszawski zarzad drog miejskich tak w ogóle.

Dodaj komentarz