Mistrzowie nie są najgorsi. Felieton Piotra Ruckiego

jadące ciężarówki

Do uporczywej jazdy lewym pasem ruchu (o której tak często mówi się ostatnio w mediach) dochodzi zazwyczaj na drogach ekspresowych i autostradach. Ale tam też mają miejsce inne przypadki. Chodzi mi np. O sytuacje, kiedy kierowcy jadący lewym pasem są popędzani przez innych uczestników ruchu drogowego. To zjawisko znacznie groźniejsze.

Wszyscy dobrze wiemy, że w naszym kraju obowiązują przepisy, do których powinniśmy się stosować. Chodzi m.in. o poruszanie się prawą stroną drogi, możliwe blisko jej prawej krawędzi. Czy tak jest w rzeczywistości? Czy stosujemy się do tego przepisu? Wielu uczestników ruchu drogowego ma co do tego wątpliwości. Doskonale to widać na różnego rodzaju forach, w komentarzach pod tekstami, filmikami.

Wolno po nierównym

Do uporczywej jazdy lewym pasem ruchu (o tak zachowujących się kierowcach mówi się „mistrzowie lewego pasa”) dochodzi zazwyczaj na drogach ekspresowych i autostradach. Ale tam też mają miejsce inne przypadki. Chodzi mi np. o sytuacje, kiedy kierowcy jadący lewym pasem są popędzani przez innych uczestników ruchu drogowego. Jak? Mruganiem światłami drogowymi, jazdą „na zderzaku” lub włączaniem lewego kierunkowskazu.

Pozwólcie, że posłużę się trzema przykładami, doskonale obrazującymi to, co dzieje się na drogach szybkiego ruchu. Obrazek pierwszy: kierowca jedzie lewym pasem (jak wiemy, większość autostrad i ekspresówek w Polsce to drogi o dwóch pasach ruchu w jednym kierunku) z prędkością – dajmy na to – 100-110 km/h. Dlaczego tak wolno? Powiedzmy, że jego zdaniem pas jest nierówny, mamy do czynienia z koleinami. Ale to żadne wytłumaczenie. To jazda niebezpieczna, za którą grozi mandat i punkty karne. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że takie jechanie lewym pasem ma miejsce bardzo rzadko. Ale może się nie znam, bo mało podróżuję?

Mrugający jegomość

Przykład drugi: kierowca jedzie autostradą, lewym pasem, na liczniku 140 km/h, wyprzedza tiry. I co ma zrobić, gdy za nim, „na zderzaku”, jedzie inny pojazd, kierujący mruga światłami, domagając się, żeby zjechać mu z drogi. To karygodne zachowanie. Oczywiście mam na myśli tego mrugającego jegomościa.

Znajomi czasem pytają mnie, czy w takiej sytuacji mają obowiązek zwolnić i zjechać na prawy pas i jechać za tymi wszystkimi tirami, żeby jegomość mógł sobie wyprzedzić. Co im odpowiadam? Oczywiście nie mają obowiązku, ale jeśli chcą podróżować bezpiecznie i komfortowo, powinni unikać takich sytuacji. Jeśli to możliwe, niech zjadą na prawy pas i nie narażają się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Stosowanie zasad tzw. jazdy defensywnej to podstawa.

W środku najbezpieczniej

Ostatni przykład: kierowca jedzie drogą ekspresową, np. obwodnicą Warszawy, na której przeważają trzy pasy ruchu w jednym kierunku. On wybiera środkowy. Prędkość jego pojazdu nie jest większa niż 100 km/h. W takim momencie zawsze zastanawiam się, dlaczego tak się robi… Czy ktoś go tego uczył? Skąd czerpie wzorce? Nie mam pojęcia. Jedyne wytłumaczenie jest takie, że czuje się tam bezpiecznie. Bo szeroko z każdej strony. Oczywiście w jego mniemaniu.

Które z opisanych sytuacji zdarzają się najczęściej? Moim zdaniem druga i trzecia. Które zachowanie można uznać za najbardziej niebezpieczne? Oczywiście mrugającego jegomościa. To w takim przypadku mamy do czynienia z walką o prymat, udowadnianiem, kto jest lepszy, silniejszy, szybszy. Często w sposób agresywny.

Jak jeździmy po drogach szybkiego ruchu? Lepiej czy wręcz przeciwnie? Nie jest źle. Większość kierowców zachowuje się prawidłowo. Ale może być lepiej. A kto powinien mieć na to wpływ? Oczywiście instruktorzy.

Ostatnio usłyszałem coś takiego: „Gdy zabraknie miłośników lewego pasa, nie będzie agresywności”. Nie wiem, jak mam to rozumieć. A powiedział to mój były kursant.

Piotr Rucki, właściciel warszawskiej szkoły jazdy Elmol

2 komentarze do “Mistrzowie nie są najgorsi. Felieton Piotra Ruckiego”

  1. Pingback: lippotlood

  2. Pingback: jarisakti

Dodaj komentarz