Na Śląsku iskrzy. Poszło o auta podstawiane na egzaminy przez OSK

gazeta " Bezpieczna jazda "

Na łamach wydawanego przez WORD w Katowicach periodyku „Bezpieczna Jazda” ukazał się wywiad z wicedyrektorem ośrodka, który, zdaniem właścicieli śląskich OSK, przedstawia ich w bardzo złym świetle. Dlatego własnym przygotowali replikę. Jednak katowicki WORD odmówił jej publikacji. Szkoleniowcy są takim postępowaniem ośrodka rozgoryczeni.

–  Wszystko zaczęło się w momencie, gdy przeczytaliśmy listopadowo-grudniowy numer „Bezpiecznej Jazdy” – mówi Piotr Drapa, przewodniczący Górnośląskiego Stowarzyszenia Ośrodków Szkolenia. – Nie mogliśmy tego zostawić bez odpowiedzi.

Wicedyrektor piętnuje naganną praktykę

Piotrowi Drapie chodzi o wywiad „Auto do wynajęcia”, który ukazał się w listopadowo-grudniowym numerze bezpłatnego periodyku wydawanego przez katowicki WORD. Jego autor (podpisał się skrótem KRA) przeprowadził go z wicedyrektorem ośrodka, Januszem Kuwakiem. Temat? Podstawianie aut ośrodków szkolenia kierowców na państwowe egzaminy na prawo jazdy. Na początku autor wywiadu przywołał sytuację, którą chcieli wyjaśnić zdenerwowani rodzice kursanta. I dlatego zwrócili się do redakcji „Bezpiecznej Jazdy” o pomoc. Mówili, że ich dziecko „miało zdawać egzamin samochodem służącym do nauki jazdy, ale po wniesieniu dodatkowej opłaty za tę usługę dostało jednak inny wóz niż ten, do którego się przyzwyczaiło”. Potem pada pytanie: „jakie były przyczyny tej sytuacji?”. Jednak rozmowa nie skupia się na tym konkretnym przypadku, a raczej na sensowności wybierania przez kursantów aut OSK, które są potem podstawiane na egzamin. Wicedyrektor Kuwak mówi m.in., że w takim wypadku rodzice kandydatów na kierowców muszą płacić za kurs prawa jazdy o 300-350 zł więcej. I w jego ocenie są to pieniądze wydawanie niepotrzebnie. Dlaczego? Bo „zwykle zdający ulega sugestiom, że egzamin będzie zdawał na pojeździe, którym był szkolony”. A realia, zdaniem wicedyrektora, są zgoła odmienne. Mówi, że nagminną praktyką stało się podstawianie do WORD-u „dyżurnego” auta należącego do OSK, które nie jest wykorzystywane do szkolenia, tylko egzaminowania. Za to ma być pobierana opłata sięgająca nawet 350 zł, mimo że kandydat na kierowcę szkolił się innym samochodem.

Jedni zyskują, inni tracą

Na tym nie kończą się przemyślenia wicedyrektora Janusza Kuwaka. Jego zdaniem OSK działają tak, żeby zarobić. Bo kandydat na kierowcę jest stratny, a WORD nie zyskuje ani nie traci. W rozmowie jest także poruszony wątek sprawności technicznej aut podstawianych przez autoszkoły. W tej kwestii wicedyrektor „nie chciałby formułować jednoznacznych opinii, ponieważ nie jest możliwe wydanie oceny bez przeprowadzania wiarygodnych badań”, ale… No właśnie, w następnym zdaniu mówi o udokumentowanych przypadkach pojazdów mających bardzo wyeksploatowane ogumienie, niesprawne urządzenia nagrywające albo brak aktualnego OC. Na koniec Janusz Kuwak dzieli się osobistą opinią: „nie do końca rozumiem naszych młodych zdających i ich rodziców. Decydują się na rozwiązania droższe, zamiast pozostać przy pojeździe egzaminacyjnym sprawnym technicznie i czystym, a co najważniejsze, bez ponoszenia kilkusetzłotowych opłat”.

Szkoleniowcy są oburzeni

Ponieważ periodyk „Bezpieczna Jazda” jest kolportowany w głównej siedzibie ośrodka oraz wszystkich filiach katowickiego WORD-u (jest ich pięć: Dąbrowa Górnicza, Bytom, Jastrzębie-Zdrój, Tychy oraz Rybnik), nietrudno było ten wywiad przeoczyć. Przeczytali go także właściciele OSK, zrzeszeni w Górnośląskim Stowarzyszeniu Ośrodków Szkolenia Kierowców. I mocno się zdenerwowali.

–  Czytając ten tekst ma się wrażenie, że właściciele OSK to złodzieje i oszuści, żerujący na biednych kursantach. Poczułem, że się mnie obraża – mówi Piotr Makioła, wiceprzewodniczący zarządu GSOS, zrzeszającego ok. 50 szkół jazdy.

Szkoleniowcom w wywiadzie nie podobało się kilka kwestii. Po pierwsze, znają tylko jeden ośrodek, który za podstawienie swojego samochodu na egzamin pobiera od kandydata na kierowcę 350 zł. Zazwyczaj kosztuje to 100-150 zł. Mówią także, że ich pojazdy stanem technicznym nie różnią się od aut WORD-u. Poza tym mówienie o „dyżurnym” samochodzie przeznaczonym tylko do szkolenia jest, ich zdaniem, nieprawdziwe.

–  Jeśli samochód nie jeździ, tylko stoi i czeka na egzamin, po prostu na siebie nie zarabia – mówi Makioła. – Skoro ustawodawca przewidział możliwość korzystania z naszych pojazdów na egzaminach, niech ludzie wybierają, co wolą. Ale z doświadczenia wiem, a pracuję już w branży 20 lat, że taka możliwość jest przez kandydatów na kierowców bardzo chwalona. Po prostu mniej się podczas egzaminu stresują. Nie ma co im tego zohydzać.

Wstępna zgoda była

Szkoleniowcy zrzeszeni w GSOS postanowili działać. Próbowali nakłonić dyrekcję katowickiego WORD-u do zamieszczenia w „Bezpiecznej Jeździe” jakiejś repliki odnoszącej się do wywiadu z Januszem Kuwakiem.

–  Wstępna zgoda była – mówi Piotr Drapa. – Ale jak tylko wysłaliśmy naszą propozycję, podejście WORD-u się zmieniło. Nie chcieli naszego wywiadu opublikować.

Autorem tekstu jest Piotr Makioła, długoletni kierownik jednego ze śląskich OSK (w wywiadzie występuje jako Piotr M.). Rozmawia on z byłą kursantką (w tekście figuruje jako Monika K.), która czytała wywiad z Januszem Kuwakiem i opowiada o swoim zgoła odmiennym doświadczeniu z podstawianiem auta OSK na egzamin. Mówi, że zdecydowała się na taki krok, bo czuła, że musi się oswoić z samochodem. A, jak tłumaczy, każdym jeździ się trochę inaczej. Co najważniejsze, zdawała egzamin tym samym pojazdem, którym się szkoliła. I zapłaciła za to 150 zł. Cena obejmowała podwiezienie przez instruktora na egzamin i wcześniejszą wizytę na placu manewrowym. Ponadto w jej ocenie stan techniczny aut należących do OSK jest dobry, tylko raz podczas szkolenia pojawiła się jakaś usterka, która została natychmiast usunięta w warsztacie samochodowym.

Na koniec Piotr M. ocenia system egzaminowania kandydatów na kierowców. Uważa, że jest on niezdrowy (choć większość egzaminatorów stara się być przyjazna), jednocześnie zaznaczając, iż także niektóre OSK zachowują się nieuczciwie. Ale jego zdaniem sytuację można poprawić dzięki współpracy środowiska OSK z WORD-em. Przepychanki przecież nikomu nie służą – podsumowuje.

Co oznacza słowo „polemika”?

Ostatecznie wywiad w „Bezpiecznej Jeździe” się nie ukazał. Szkoleniowcy są rozżaleni.

–  Nie dano nam możliwości sprostowania informacji, które godzą w dobre imię OSK – mówi Drapa. – To działanie nie fair. Swoją drogą nie wiem, dlaczego ktokolwiek wyraził zgodę na publikację takiego wywiadu z dyrektorem Kuwakiem.

–  Żaden tekst w „Bezpiecznej Jeździe” nie ukazuje się bez mojej akceptacji – wyjaśnia Roman Bańczyk, dyrektor katowickiego WORD-u. – Nie inaczej było z wywiadem, którego udzielał wicedyrektor Janusz Kuwak. Po dyskusji na temat jego treści zdecydowaliśmy się go opublikować.

Dyrektor uważa ponadto, że wywiad nie był próbą uderzenia w środowisko ośrodków szkolenia kierowców.

–  Takie rzeczy jak dopłacanie autoszkołom 300-350 zł za możliwość zdawania egzaminu autem OSK czy zły stan techniczny aut należących do ośrodków się po prostu zdarzają. A nasza współpraca ze szkołami jazdy układa się dobrze. Cały czas się spotykamy, rozmawiamy ze sobą – ocenia Bańczyk.

A dlaczego nie wyrażono zgody na opublikowanie repliki GSOS?

–  Stoimy na stanowisku, że wywiad przygotowany przez Górnośląskie Stowarzyszenie Ośrodków Szkolenia nie był polemiką ani nie miał formy sprostowania zgodnie z wymogami prawa prasowego w stosunku do wypowiedzi Janusza Kuwaka – wyjaśnia Bańczyk. –  Są tam cytowane wypowiedzi jednej kursantki, w dodatku niewymienionej z nazwiska i nieznanej redakcji „Bezpiecznej Jazdy”. Proponuję coś innego. Jeśli GSOS wyśle nam tekst spełniający kryteria polemiki, na pewno opublikujemy go w „Bezpiecznej Jeździe”.

Co na to szkoleniowcy?

–  Nie chcę się czepiać, ale personalia zatroskanych rodziców, przywoływanych w wywiadzie z dyrektorem Kuwakiem, też nie są mi znane – mówi Makioła.

–  Nie bardzo wiem, jakiego rodzaju kryteria miałbym spełniać – dodaje Drapa. – Bo dla katowickiego WORD-u słowo „polemika” oznacza chyba to, że można pisać tylko po jego myśli. My tak robić nie będziemy!

Jakub Ziębka

7 komentarzy do “Na Śląsku iskrzy. Poszło o auta podstawiane na egzaminy przez OSK”

  1. A ja mam pytanie kiedy Word w Katowicach ogłosi w końcu przetarg na nowe samochody? Ostatni był bodajże w 2009 roku. Od tej pory Word dowolnie wymiania samochody u tutejszego dilera Toyoty. Tak bez przetargu. Rozumiem, że komuś musi taki układ być na rękę.

    1. Winę ponosi chory system egzaminowania w Polsce, POwinno być jak jest np. w Niemczech czy UK. Tym czym sie uczysz tym zdajesz, no ale dopóki istnieją WORDy patologie jakie teraz występują (min,z wyborem aut) bedą miały mieć miejsce,

  2. WORD-y mawiają o sobie iż polityka prowadzona przez to przedsiębiorstwo użyteczności publicznej jest czysta, klarowna i transparentna w praktyce zaś jest inaczej nie jest czysta nie jest klarowna czy transparentna jest to mydleniem oczu, fabryka ta opanowała tę sztukę doprowadzając do perfekcji , widać to gołym okiem , słychać i czuć gdyż okropnie śmierdzi, tak też jest i z egzaminami, .jest to polityka
    mająca przynosić zysk dla firmy i jej właścicieli?

  3. Myślę, że już niedługo problem z podstawianiem samochodów rozwiąże się sam ponieważ niepełnosprawni będą płacili tylko za usługę egzaminatora, natomiast opłata za samochód została wyeliminowana. W dniu 28 lutego 2018 roku Sejm uchwalił ustawę. (druki nr 1714 i 2244) Projekt dotyczy zniesienia dla osób niepełnosprawnych opłaty za praktyczną część egzaminu państwowego na prawo jazdy, w przypadku gdy egzamin nie odbywa się pojazdem wojewódzkiego ośrodka ruchu drogowego, lecz pojazdem osoby niepełnosprawnej wymagającej przystosowania pojazdu do rodzaju schorzenia.Dlaczego pełnosprawna osoba ma płacić za podstawienie auta, skoro z niego nie korzysta, Taka regulacja dyskryminująca obywateli powinna już dawno trafić do sądu. Jest to wstydem dla Rzecznika Praw Obywatelskich i wielu innych organizacji reprezentujących konsumentów –kursantów.

  4. Cd . Swoją drogą ciekawe na ile zostanie wyceniona sama obsługa egzamin dla niepełnosprawnego zdającego swoim samochodem. Uważam, że w drugim przypadku (osoba pełnosprawna) koszty i zasady konstytucyjne powinny być takie same. Być może opisana przez redakcję awantura w Katowickim Wordzie stanie się zaczynem do szerszej ogólnopolskiej akcji mającej na celu likwidację niczym nie uzasadnionych opłat. Kolegom z Katowickiego Stowarzyszenia gratuluję i życzę powodzenia

  5. Pingback: Cannabinoida Smokeyschemsite

  6. Pingback: สล็อตเว็บนอก

Dodaj komentarz