Zdałem. Co dalej? Felieton Albina Sieczkowskiego

prawo jazdy wygrane w chipsach

Kilkadziesiąt obowiązkowych godzin podczas zajęć teoretycznych i praktycznych na kursie na prawo jazdy to zdecydowanie za mało, żeby mówić, że jesteśmy świetnymi kierowcami.

Dobry kierowca nie jest bowiem oporny na wiedzę, cały czas stara się doskonalić swoją technikę jazdy. Podczas jazdy samochodem zawsze analizuje sytuację i antycypuje zdarzenia, chociaż o kilka sekund. Ponadto zawsze przestrzega zasad ruchu i drogowego savoir-vivre’u.

Zacznijmy jednak od momentu zdania egzaminu praktycznego. Mamy prawko, nie oznacza to jednak, że umiemy jeździć. Możemy poruszać się po drogach bez asysty instruktora. Nikt już za nas nie odpowiada. Uczyć musimy się sami! Nie jesteśmy zmuszani do czerpania przyjemności z jazdy, ale każdy kierowca powinien mieć o niej jakieś pojęcie.

Nie uważam się za króla szos, kieruję samochodem od dziesięciu lat. Każda kolejna jazda to nowe doświadczenie. Ważne jest to, żeby z różnych sytuacji potrafić wyciągać wnioski. Nie ma sensu oglądanie wypadków drogowych na YouTube. One nic nie wnoszą, ale młodzież ogląda je i myśli: „on nie dał rady, ale ja bym sobie poradził!”.

Asertywny trendsetter

Niektórzy świeżo upieczeni kierowcy wkładają prawo jazdy do szuflady i przypominają sobie o nim parę lat później. Znam kilka takich osób. Co należy zrobić w takiej sytuacji? Warto skorzystać z asysty tych, którzy są doświadczonymi kierowcami i mogą nas nieco przypilnować.

Niezależnie od tego, czy jeździmy, czy nie, warto czytać! Szczególnie ważną lekturą dla każdego kierowcy jest ustawa Prawo o ruchu drogowym. Problem w tym, że wielu zna ją pobieżnie albo tylko słyszało, że w ogóle istnieje. Warto także śledzić zmiany w taryfikatorze mandatów. Po jego przeanalizowaniu dowiemy się, że głupota na drodze się nie opłaca.

Świeżaki powinny pamiętać o przydatnej umiejętności: asertywności. Często młodzi kierowcy robią za szoferów, a pasażerowie lubią dopingować: „no, dajesz, pokaż im!”. Takim okrzykom towarzyszy zazwyczaj energetyzująca muzyka. Jakie myśli mogą się wtedy pojawić w głowie młodego kierowcy? „Dam radę, pokażę im, patrzcie, jestem mistrzem kierownicy!”.

Warto ryzykować? W żadnym wypadku. Należy odpuścić. Nie warto podążać za modą, lepiej być trendsetterem. Sprawić, żeby bezpieczna i kulturalna jazda stała się wzorem do naśladowania. Przy okazji powinno się sprawdzić, czy pasażerowie, także jadący na tylnej kanapie, mają zapięte pasy. Nigdy przecież nie wiadomo, czy nie spotkamy po drodze jakiegoś pajaca, którego poniosła ułańska fantazja. Wyobraźcie sobie laptop leżący luzem na tylnej kanapie. Ostro hamujemy, on uderza w przednią szybę, a ona rozsypuje się na milion kawałków. Każdy pasażer waży dużo więcej niż przenośny komputer…

Spiesz się powoli

Młodzi ludzie są pełni energii. Żyją w przekonaniu o swojej nieśmiertelności. Chcąc zaimponować, często nawet samemu sobie, zbyt mocno wciskają pedał gazu. Kiedy najczęściej dochodzi do wypadków? Na najlepszych drogach, przy najlepszej pogodzie i na długich prostych. Zimą każdy zdaje sobie sprawę, że jest ślisko i jedzie wolniej. Młodzi kierowcy zapominają o jednym, ale bardzo ważnym. Doświadczeniu, które nabywa się wraz z każdym pokonanym samochodem kilometrem.

Należy się spieszyć, ale powoli! Tym bardziej że młodzi kierowcy mają przed sobą całe życie. Ale to właśnie oni znacznie często wyprzedzają na podwójnej ciągłej, przejściach dla pieszych i w innych niedozwolonych miejscach. Dlaczego tak się dzieje? Przecież dopiero co zdali egzamin, powinni pamiętać przepisy…

Trzeba się uczyć, analizować błędy i wyciągać z nich wnioski. Doświadczenie to cenna rzecz pod warunkiem, że nie powiela się tych samych błędów. Można mieć farta, jeździć niezgodnie z przepisami i przez długi czas nie spowodować wypadku, nie dostać mandatu. Przykładem jest szeryf drogowy. On nie wie, dlaczego blokuje pas i tamuje ruch, ale to robi. Ba, myśli, że nic lepszego nie mógłby wymyślić!

Elementami, które kursanci wykonują na szkoleniu praktycznym za rzadko, są jazda na drogach szybkiego ruchu oraz manewr wyprzedzania. Szkoda, bo młodzi kierowcy nie wiedzą potem, jak należy się zachować. Podjeżdżają zbyt blisko auta, które chcą wyprzedzić? Skutkiem jest wymiana kilku elementów karoserii. Często świeżaki zapominają o podstawach. Chodzi o spoglądanie w  lusterka. O kierunkowskazach już nawet nie wspominam…

Logika, kultura i przepisy

Młodzi często także są rozkojarzeni. Dlaczego? Z kilku powodów. Na przykład podczas jazdy korzystają z tabletów czy smartfonów. Pisanie SMS-ów na czerwonym świetle także jest idiotycznym pomysłem, lepiej obserwować drogę!

No i ta muzyka. Wiem, że potrafi umilić nawet najkrótszą podróż. Ale słuchanie jej zbyt głośno nie jest najlepszym pomysłem. Można szybko odlecieć, zlekceważyć to, co dzieje się na drodze. O wypadek w takiej sytuacji nietrudno.

Młodzi muszą także powściągnąć swoje emocje. Nie powinni reagować na trąbienie, „siedzenie na zderzaku”. Lepiej odpuścić, być oazą cierpliwości.

O czym świeżaki powinny pamiętać? O logicznym myśleniu, bo sytuacja na drodze może dynamicznie się zmienić, trzeba na nią reagować. Ale z głową! Nie można także zapominać o drogowych zasadach savoir-vivre’u. No i o przepisach! Trzeba ich przestrzegać!

Albin Sieczkowski, autor bloga StrefaKulturalnejJazdy.pl

7 komentarzy do “Zdałem. Co dalej? Felieton Albina Sieczkowskiego”

  1. Wreszcie coś o nas, tylko znowu o smarkaczach, ale trudno 🙂 Wg mnie, najpierw asertywność. Tu pomogło, że nasz instruktor był ostry i ostro reagował na ewidentne łamanie przepisów. Zdecydowanie i konsekwencja w decyzjach. Unikanie manewrów i jazdy na pamięć. Dbałość o każdy szczegół: łatwo jest – bo już nikt nie pilnuje – odpuścić sobie jeden przepis, a potem samo idzie. Pokora – już myślę, że jeżdżę pewniej, a tu bęc! przy własnej bramie ścinam lusterko. Co do ekspresówek, tego mnie nikt nie uczył, nie próbowałam.

  2. Chyba zbyt mało zwracamy uwagi na poziom i sposób szkolenia instruktorów. Wielokrotnie zwracałem uwagę ,że jedno osobowe przedsiębiorstwo tak zwane OSK w którym instruktor pełni rolę kierownika, wykładowcy, instruktora nauki jazdy, sekretarki i oczywiście właściciela znajduję się poza jakąkolwiek kontrolą bo nadzór starosty jest formalny i niestety bardzo iluzoryczny.Często więc musi przynosić fatalne dla kursantów fatalne efekty.Już dawno dawno temu nasz genialny rodak M Kopernik stwierdził,że to właśnie zły pieniądz wypiera dobry!

    1. Panie W.Sz. temu OSK , gdzie kierownik jest instruktorem , sekretarką i właścicielem, nie zależy na okrojeniu komuś godzin , załatwieniu swoich spraw w czasie jazdy , bo on pracuje dla siebie i na swój autorytet. Powinien Pan współczuć tym kursantom którzy uczą się w dużych OSK , gdzie Instruktor patrzy aby zleciała tylko godzina bo co on ma do straceniu czy pracuje tu czy tu, to nie jego OSK. On nie musi robić na jego autorytet i potem widzimy jakieś durne i naiwne reklamy. Mały nie musi się reklamować bo jego reklamą są zadowoleni kursanci , gdzie kursanci przychodzą z polecenia.

      1. Ja się uczyłam w takim OSK. Miało to same zalety, przede wszystkim jeden instruktor kontrolował wszystko od początku do końca (stary wyga), wada: czasem skracał zajęcia, gdy mu pasowało. Gdybym znowu miała wybierać OSK, wybrałabym ten sam. Duży komfort indywidualnej nauki, a mam porównanie z większym OSK, gdzie się uczyłam kiedyś.

    2. Szanowny Panie W Sz. Pan byłeś chyba pijany pisząc ten śmieszny tekst. To właśnie małe ośrodki szkoleniowe dbają o swoje dobre imię szkoląc kursanta od A do Z. Szkolę od 25 lat na kat. A B oraz D. Zatrudniam okresowo 1 instruktora . nie potrzebuję reklam itp. do kazdego kursanta podchodzę indywidualnie, kursanci polecają następnych. O czym ty piszesz człowieku , zastanów się zanim coś powiesz. Pozdrawiam.

    3. Pingback: ตารางบอล

    4. Pingback: click this site

Dodaj komentarz