Kamera w elce ośmiesza instruktorów? Zdania są podzielone

nauka jazdy

Ten program ma bawić czy edukować? Ma być lustrem, które zniekształca, czy odbiciem rzeczywistości? Właśnie zaczyna się drugi sezon „Nauki Jazdy” w TTV. Oglądalność rośnie, a ludzie z OSK krytykują. – To branża zawiści – ripostuje jedna z telewizyjnych instruktorek.

Zmagania kursantów z kierownicą, sprzęgłem i skrzynią biegów emocjonują tysiące widzów. Nieporadność początkujących kierowców bawi, ale też skłania do refleksji (w końcu każdy tak zaczynał…). Uczniowie za kółkiem są zestresowani, mają problemy z koordynacją ruchów i techniką jazdy. Nie zawsze dostrzegą znak drogowy, nie zawsze ustąpią pierwszeństwa. A to wjadą pod prąd, a to skręcą w lewo… na rondzie. Ktoś krzyknie, ktoś się popłacze. Takie obrazki to gotowiec dla telewizji. Po sprawdzone składniki i znaną recepturę sięgnęła stacja TTV, reaktywując program „Nauka Jazdy”. Pierwsze serie, przygotowane piętnaście lat temu dla TVN, biły rekordy oglądalności. Nowa wersja, którą zaczęto emitować w marcu (pisaliśmy już o tym na łamach „Szkoły Jazdy” – przyp. red.), też okazała się hitem. Drugi sezon jest na antenie od września.

Oglądalność? Tego producenci i TTV nie chcą zdradzić. Ale o tym, że kamera w elce przyciągnęła dużą widownię, świadczy zapał producentów, wcześniejsza godzina emisji i burzliwe dyskusje prowadzone na profilu programu oraz branżowych portalach.

Błazenada dla głupków?

Najaktywniejsi i najbardziej krytyczni są instruktorzy. Zwracają uwagę na drobiazgi i sprawy fundamentalne. Razi ich zbyt odchylony prawy fotel, niezapinanie pasów, metodyka pracy i słownictwo telewizyjnych nauczycieli, wygłupy na placu manewrowym, prowokowanie niebezpiecznych sytuacji na drodze.

– Instruktorzy mogliby pasy zapinać, bo dają demoralizujący przykład – oburza się Tomasz Kulik.

– Profanacja naszej funkcji i tyle. Żenada, prostactwo – grzmi Izabela Klimas-Niekało. – Uczę dwadzieścia lat i nie doprowadzam do takich sytuacji, jak tam. Leżący na fotelu instruktor bez zapiętych pasów to żenujący widok.

– To program dla głupków. Aby tylko oglądalność była – ocenia Grzegorz Szczepański.

– Nie ma nic wspólnego z rzeczywistą pracą instruktora – powtarza Ewa.

– Bzdury, bzdury. Nic wspólnego z nauką jazdy – potwierdza Marcin.

– Większej błazenady nie widziałem, jak szkolę 25 lat. Program totalne dno. Nie wiem, komu to się może podobać. Ale na pewno nikomu z branży – komentuje Janusz Nowak.

– Masakra! Ja z tym kończę! – deklaruje Łukasz Głuszkowski.

– Oglądałem tylko pierwszy odcinek pierwszej serii. Dno. Bałem się kolejnych. Szkoda mi było czasu i wzroku – mówi Grzegorz Biskup.

To tylko garść komentarzy pod materiałami na temat programu „Nauka Jazdy”. Ludzie z branży śmieją się z takich atrakcji szkolenia, jak… piknik z kursantem. I oburzają się, że jazda z kamerami zachęca do widowiskowych akcji, jak np. uszkodzenie koła na placu manewrowym.

– Dostają pojazdy w gratisie, to pozwalają kursantom je rozwalać – ironizuje Izabela Klimas-Niekało.

W pasach nie chwycisz kierownicy

Krytycy telewizyjnej „Nauki Jazdy” mówią, że teraz wszyscy sądzą, iż instruktorzy są słabo przygotowani do zawodu. Że seria przygotowana przez TTV ośmiesza całe środowisko. Niektórzy recenzenci zauważają jednak, iż produkcja telewizyjna rządzi się swoimi prawami. Program odniósł sukces, skoro błyskawicznie zrealizowano drugi sezon.

W internetowych postach jest dużo emocji, nawet epitety i niewyszukane porównania. Ale są też dyskusje merytoryczne. Jeden z komentatorów przypomina, że instruktor ma prawo nie zapinać pasów. Dzięki temu szybciej zareaguje w sytuacji kryzysowej.

– Bzdura. Jeśli doprowadziłeś do sytuacji, kiedy oburącz musisz sięgać do kierownicy, to gdzie ty się chłopie metodyki nauczania uczyłeś? – pyta Kulik.

– A kto tu mówi o łapaniu dwoma rękami? – ripostuje Grzegorz Kubiak. – Widocznie za mało jeszcze widziałeś, co kursanci potrafią zrobić, i to w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Trzeba też brać pod uwagę to, że ludzie są różni i możesz – czego nie życzę – trafić na samobójcę. I co ci wtedy da ta metodyka i przewidywanie zachowania osoby szkolonej? Nic. A bez pasów masz szansę się rzucić na kierownicę i uratować swój tyłek.

Tak zwani koledzy hejtują

Krytycy nie dają się jednak przekonać. Mówią, że telewizyjni instruktorzy błaznują, za dużo żartują, celowo pozwalają kursantom na błędy. Żeby przed kamerą było wesoło. Zarzuty są zasadne? Może właściciele i pracownicy OSK podchodzą do tematu zbyt serio? Przecież telewizyjna „Nauka Jazdy” nie ma być instruktarzem dla kandydatów na kierowców. To po prostu rozrywka. Z odrobiną walorów edukacyjnych.

– No właśnie. Zarzuty tak zwanych kolegów są absurdalne – mówi „Szkole Jazdy” Łukasz Kmiecik, czyli ten, który „leży” i nie zapina pasów. – Staram się nie czytać komentarzy w Internecie. Jeśli ktoś z konkurencji mnie krytykuje, to może porównamy wyniki zdawalności?

Szkoli kierowców z Małopolski, m.in. w Wieliczce. Zapewnia, że klientów ma bardzo dużo. Na telewizyjnej popularności mu nie zależy.

– Było trochę telefonów z różnych zakątków Polski. Ludzie chcieli się u mnie szkolić, ale przecież nie będą dojeżdżać na kurs kilkaset kilometrów – tłumaczy Kmiecik.

Pytamy o rozłożony fotel.

– Leżę? Wielu instruktorów ma bardziej odchylony fotel – przekonuje pan Łukasz. – Nie da się przez osiem godzin sztywno siedzieć. Wiadomo, że na pierwszych lekcjach bacznie obserwuję kursanta, jestem czujny. Później już wiem, jakie on ma umiejętności. Atmosfera staje się swobodniejsza. Pozycja w aucie też.

Swoje występy przed kamerą spokojnie komentuje również Anetta Gniezińska z Katowic.

– Udział w programie traktuję jako przygodę. Wiedziałam, że nieliczni będą chwalić, reszta hejtować. Pozdrawiam koleżanki i kolegów z branży. Zalecam im więcej dystansu. To nie jest program edukacyjny, tylko rozrywkowy. W telewizji nie nauczy się nikogo jeździć. Odcinek trwa 25 minut. Na początku też miałam trochę inne oczekiwania. Chciałam jak najwięcej wiedzy przekazać, lecz telewizja narzuca pewną formę – powtarza instruktorka.

Rozwaliła koło i wyciągnęła wnioski

Kulik widzi to inaczej.

– Rozrywka nie musi być płytka – stwierdza. – Można robić show z poczuciem humoru, ale bez błazenady.

Znany warszawski instruktor wspomina, że odmawiał producentom telewizyjnym, kiedy widział, że interesuje ich tylko ryk silnika i bezmyślne popisy. Kilka razy dał się namówić na pracę przed kamerami.

– Szkoliłem na przykład Rafała Maślaka, mistera Polski – wspomina Kulik. – Produkcja wywierała presję. Pamiętam, jak kazali mu na jedynce przegazować motor. Powiedziałem: stop! Rafał to wysportowany chłopak, wychowany na wsi, jeździł motorynką, simsonem, wueską. Był strażakiem ochotnikiem. Bardzo sprawny. Szybko się uczył. Ale to nie znaczy, że wszystko opanuje od razu. Chyba w trzecim odcinku ćwiczyliśmy jazdę bez trzymanki i… pan reżyser się cieszył, bo to fajnie wygląda. Tylko trzeba rozumieć, że inny kursant wykona dane ćwiczenie dopiero na szóstej czy ósmej lekcji. Nie można go narażać, bawić się jego kosztem.

O bezpieczeństwie i odpowiedzialności mówi „Szkole Jazdy” także Izabela Klimas-Niekało, która od dwudzistu lat prowadzi OSK w Żarach.

– Jak można pozwolić kursantowi wjechać pod prąd na rondzie albo w ulicę jednokierunkową?! A sytuacja, kiedy instruktorka prowokowała kursantkę i ta uderzyła kołem, by później wzywać pomoc? Absurd! Uderz w krawężnik i zobacz, co się stanie.

– Prowokowałam? Na Iwonkę, widać, podziałało – odpowiada Anetta Gniezińska, kiedy rozmawiamy z nią o krytycznych recenzjach.

Wspomniana Iwonka też wypowiedziała się na internetowym forum.

– Owszem, rozwaliłam koło. Dużo mnie to kosztowało nerwów, ale była to cenna nauka. Porażka, która mnie zmobilizowała. Dziś mam prawo jazdy.

Takich metod bronią też inni internauci, którzy niedawno robili prawko.

– Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz – komentują.

To może potrąćmy pieszego

Właścicielkę ośrodka w Żarach irytują takie tłumaczenia.

– To może potrąćmy kogoś na pasach, by w ten sposób uświadomić kierowcy, że powinien jechać wolniej? – pyta prowokacyjnie Klimas-Niekało. – Tak się zachowuje nauczyciel?! To ośmieszanie naszej profesji. Szkolenie polega na wyrabianiu dobrych nawyków, a nie na – dosłownym – pokazywaniu, jakie są skutki wypadku lub wjechania w słup. Nauka jazdy to nie zabawa. Samochód może zabić. Polska ma fatalne statystyki wypadków.

Podkreśla, że gdyby uczestniczyła w podobnym programie, to tylko na swoich warunkach. Nie pozwoliłaby „rozwalać auta”. Krytykuje infantylny styl. Sugeruje, że w telewizyjnych paradokumentach wszystko jest reżyserowane. Zwraca uwagę, że jedynie najstarszy z instruktorów zatrudnionych przez TTV (Zbigniew Chrzan) zachowuje się profesjonalnie.

– Ma klasę i kompetencje – zgadza się Kulik.

Pozostałych bohaterów ocenia surowo. Mówi o błazenadzie i „schlebianiu najniższym instynktom”. Wylicza sceny z „Nauki Jazdy” robione wyraźnie pod publiczkę.

– Żal mi tej pani Anetty, że dała się przekonać do takiej rozrywkowej formuły – mówi Kulik. – Aż mnie korci, by zrobić konkurencyjny program, który by naprawdę edukował. Na luzie, dowcipnie, ale ciekawie, merytorycznie.

Przypomina kultowy program „Sonda” z lat 80. Zauważa, że wprawdzie dziś telewidzowie oczekują czegoś innego, ale możliwości techniczne też są nieporównywalne.

Branża zawiści

– Zazdrość ludzka jest straszna. OSK to jest branża zawiści – odpowiada Anetta Gniezińska. – Zamknęłam ośrodek. Po dwudziestu latach pracy! Jestem już tylko telewizyjnym instruktorem? Nie. Uprawnienia będę miała zawsze. Serce też. To moja pasja. Po prostu robię sobie przerwę. Mam wiele pomysłów na życie. Mam psy i koty – żartuje.

Przekonuje, że w przygodzie z telewizją nie chodzi o pieniądze i popularność.

– Dostaję wiadomości od zauroczonych mężczyzn i pań, które chcą się zaprzyjaźnić. Nie odpisuję. Na imprezach mnie zaczepiają, proszą o zdjęcie. Mam do tego dystans – zapewnia pani Anetta. – Nie pchałam się do programu. Sami mnie znaleźli. Tak miało być. A wie pan, co się dzieje na castingach? Ilu instruktorów się starało o angaż? Jakie mieli parcie na szkło?

Komplementuje ekipę przygotowującą „Naukę Jazdy” dla TTV. Liczy na kolejne sezony programu.

– Trzeci sezon pewnie będzie – prognozuje Łukasz Kmiecik. – Może zmienią instruktorów – dopowiada z humorem, nawiązując do krytycznych ocen środowiska.

Drugi sezon zainaugurowano 5 września. Wszystkie odcinki są już „skręcone”. Program okazał się jednym z najmocniejszych punktów w ramówce TTV. Do Anetty, Łukasza i Zbigniewa dołączyła nowa instruktorka – Justyna Kalisz. Jest grupa nowych kursantów, nowe przygody za kierownicą, nowe wyzwania. Jest również pani Halinka, rencistka z Tarnowa, która wiosenną „Naukę Jazdy” (ćwiczyła 40 godzin) zakończyła bez sukcesu, lecz nie zniechęciła się do samochodu, do nauczycieli, do kamer. I znów jeździ, by zdobyć wymarzone prawko.

Tomasz Maciejewski

14 komentarzy do “Kamera w elce ośmiesza instruktorów? Zdania są podzielone”

    1. Bo Pan Tomasz jest najmądrzejszy. Za nauke jazdy motocyklem na fotelu kierowcy auta sadzałby do paki ? taka prawda – branza zawisci i zazdrosci. A program no coz..musi byc show zeby sie masie podobalo. To jest zabawa. Zluzjcie majtki troche.

  1. He, he, prawda, co to za autorytet ten Kulik i w imię czego ? Szkoli na motocyklach, a znający temat wiedzą w jaki sposób i na czym… 😉 Specjalistę i komentatora sobie Redakcja wybrała pożal się Boże…

  2. Mnie żal kursantki-Ireny. Ta pani jest w tym programie, aby nabijać oglądalność. Założę się,że ta pani, albo nigdy nie będzie miała prawka, albo zda za setnym razem. Nie wiem jak zdała teoretyczny egzamin wewnętrzny. Żeby ona choćby własnymi słowami opisała znak. Niestety,po egzaminie i ponad 30 lekcjach jazd, nie zna znaków , nie umie ruszać, nie włącza kierunkowskazów, na rondzie w lewo, faktycznie jedzie w lewo itp. Ktoś tej pani powinien powiedzieć,że dla własnego dobra i innych użytkowników dróg,powinna zrezygnować, bo kierowcą nie będzie.

    1. Pingback: Medicijnen bestellen zonder recept bij Benu apotheek vervanger gevestigd in Utrecht

    2. Pingback: Bonuses

    3. Pingback: แทงหวยออนไลน์

    4. Pingback: Learn More Here

    5. Pingback: THEWIN888 สล็อตเว็บตรงมาแรง

Dodaj komentarz