(Nie)porozumienie. Felieton Marcin Zygmunta

nieporozumienie

Rozmawiamy ze sobą, ale się nie słuchamy – takie zdanie chyba najbardziej charakteryzuje polskie społeczeństwo. Nie inaczej jest z przedstawicielami branży nauki jazdy. Każda organizacja ma swój zbawczy plan naprawczy, oczywiście jedyny słuszny! Swoje trzy grosze dorzucają jeszcze niezrzeszeni właściciele szkół jazdy oraz ich pracownicy.

Zrzeszeni nie mogą patrzeć na niezrzeszonych, prezesi nie mogą patrzeć na nikogo, bo boją się każdego, kto może im zagrozić w kolejnych wyborach.

Barwne wizje prezesów

Głupie pomysły samozwańczych naprawiaczy branży mnożą się niczym króliki w okresie lęgowym. To jest lawina, nikt już chyba nie chce jej zatrzymać. Bo i po co! Każdy normalny właściciel ośrodka szkolenia kierowców przestał się przejmować zapowiadanymi zmianami. Każdy rozsądnie myślący szef oraz instruktor widzi, że jest to po prostu bicie piany. Jeżeli ukaże się gdzieś wywiad z prezesem stowarzyszenia nr 1, w którym nakreśli on swoją wizję, możemy być pewni, że wkrótce do kontrataku przejdzie prezes stowarzyszenia nr 2. Wymyśli zupełnie coś innego. Do pewnego momentu jest to nawet zabawne, że tak dostojni panowie mogą mieć tak wybujałe pomysły. Nawet najlepsi pisarze fantasy mogą pozazdrościć naszym zbawcom i wybawicielom kreatywności oraz wizji.

Ja jestem tylko biernym obserwatorem tych wojen na górze, wzajemnych animozji. Ale z żalem stwierdzam, że w naszej branży nigdy nie będzie dobrze. Dlaczego? Bo wizje są tak rozbieżne, a politycy, którzy mają wpływ na kształt prawa w Polsce, są tak nieskuteczni w stanowieniu mądrego, dobrego prawa, że nie mamy co liczyć na porządek. Jeżeli do osób decyzyjnych spływa milion sprzecznych i wykluczających się pomysłów na naprawę naszej branży, to… resztę dopiszcie sobie sami.

Wolny rynek

Czytając komentarze pod moimi artykułami na stronie internetowej „Szkoły Jazdy” oraz spływające do mnie e-maile czasami czuję się zażenowany. Proszę mi wierzyć, moje teksty nie mają magicznej mocy, nikogo nie zbawią. Ale gdybym taką moc miał i byłbym prezesem stowarzyszenia, zająłbym się stworzeniem regulacji pozwalających ludziom zarobić, nie kwestią dotyczącą własności placu manewrowego. Argumenty, że ktoś 30 lat temu zainwestował na wsi w hektar ziemi mnie nie przekonują. Dlaczego? Bo w Poznaniu ten sam hektar w centrum miasta będzie kosztował kilka milionów złotych. Jeżeli pięciu szefów OSK się dogada i wspólnie wynajmie jedną salę – nie ma problemu. Niech to robią, niech racjonalizują swoje koszty. Czy kursant ucierpi, gdy będzie korzystał z sali, którą wynajmie kilka podmiotów? Ludzie, żyjemy w XXI wieku, ktoś buduje pod wynajem, inny wynajmuje. To się nazywa wolny rynek.

Zacznijmy współpracować z sobą lokalnie. Zobaczymy wtedy, czy w naszej okolicy nie działa dobre OSK. Może warto się z nim jakoś dogadać, żeby zmniejszyć koszty infrastruktury, wtedy zwiększą się możliwości podniesienia pensji pracownikom. Może takie porozumienie małych OSK sprawi, że będą silną konkurencją dla wielkich? Może trzeba na siebie spojrzeć przychylnym okiem, a nie widzieć w drugim człowieku tylko wroga i konkurenta.

Nie wracajmy do gospodarki centralnie planowanej

Uczciwie się przyznaję: wynajmuję salę wykładową, w której do dyspozycji mam m.in. tablicę multimedialną, rzutnik, laptopy, 50 miejsc siedzących, toaletę. Płacę tylko za czas, jaki spędzam w niej z kursantami. Wykłady prowadzę we wtorki i czwartki. Po co mi sala na własność? Żeby pięć dni stała pusta?

Plac manewrowy wynajmuję od prywatnej firmy. Jestem zadowolony. Płacę, nic mnie nie interesuje, mam święty spokój. Korzystam z ochrony, monitoringu, zadaszonego miejsca dla motocykli, pomieszczenia technicznego, toalety. Samochody leasinguję. Jest to rozwiązanie, z którego korzysta wiele firm w Polsce. Czy to coś złego?

Biznes potrzebuje elastyczności, nie wiązania sobie pętli na szyi. Nam są potrzebne rozwiązania biznesowe na miarę czasów, w których żyjemy. Powinniśmy więc wymagać od prezesów stowarzyszeń tworzenia propozycji nowoczesnych. Wystarczy nam już chyba doświadczeń z czasów centralnie planowanej gospodarki.

Marcin Zygmunt, instruktor nauki jazdy, właściciel OSK

7 komentarzy do “(Nie)porozumienie. Felieton Marcin Zygmunta”

    1. Masz kursantów, działasz, rozwijasz się, nie masz kursantów to się zwijasz, rynek szybko zweryfikuje Osk. A tak w gąszczu przepisów firmy krzaki żyją i mają się dobrze. Sala, plac, auto, tyczki, wszystko powinno być na wynajem , wynajmuję to płacę i tyle.

      1. Jaki wolny Rynek? W tej branży nie ma zdrowej konkurencji!!!! Jak właściciel OSK będący 40 letnim emerytem mundurowym nie będzie miał kursantów to pójdzie do bankomatu i wypłaci sobie emeryturkę i pojedzie na wczasy.. Kiedy dotrze do autora tego artykułu że za dużo w tej branży jednoosobowych OSK na tzw emeryturach.na doklejanych placach manewrowych i salach wykładowych.

      2. Od lat nic się nie zmienia w mentalności twórców naszego prawa. Myślą przewodnią konstruowanych wciąż nowych systemowych rozwiązań jest znalezienie sposobu na wykończenie małych konkurencyjnych OSK! To,że takie rozwiązania nie mają żadnego przełożenia na jakość szkolenia zostało już wielokrotnie udowodnione.

      3. Pingback: texas mushroom laws

      4. Pingback: แทงบอล Lsm99

Dodaj komentarz