Reforma czy deforma? Egzaminowany na podwójnym stresie

nauka jazdy

Obowiązkowa obecność instruktora na każdym egzaminie praktycznym swojego kursanta to jakiś absurd. Szkoleniowiec nie będzie mógł normalnie prowadzić zajęć, bo czeka go wizyta w WORD-zie. Poza tym egzaminowani będą na podwójnym stresie, chcąc dobrze wypaść przy swoim nauczycielu – tak propozycję, która znalazła się w nowelizacji ustawy o kierujących pojazdami komentują właściciele OSK.

Teraz też istnieje możliwość uczestniczenia instruktora nauki jazdy w egzaminie praktycznym kursanta, którego wcześniej szkolił. Jednak nie jest to opcja obligatoryjna. Jeśli kandydat na kierowcę czuje, że mu to pomoże, prosi o wyświadczenie takiej przysługi swojego nauczyciela. Jednak nie korzysta się z niej często.

– Jestem instruktorem nauki jazdy już od 12 lat, przez ten czas o uczestnictwo w egzaminie zostałem poproszony tylko jeden raz – mówi szkoleniowiec zatrudniony w jednym z wielkopolskich ośrodków.

– Staram się pojawić na egzaminie przynajmniej raz w roku, bo to pouczające doświadczenie – dodaje Dawid Harynek, właściciel Szkoły Nauki Jazdy D-H z Opola. – Nie znaczy to jednak, ze wymagają ode mnie tego moi kursanci. Wręcz przeciwnie, często to ja muszę ich namawiać. Niektórzy dają się przekonać.

Instruktor na egzaminie. A co ze szkoleniem?

Jednak już niedługo prawo może się zmienić. W projekcie nowelizacji ustawy o kierujących pojazdami znalazł się zapis o tym, że na egzaminie praktycznym na kategorię B obecny ma być instruktor prowadzący albo inny – upoważniony przez OSK, który szkolił osobę egzaminowaną. Nie jest to propozycja, która spotkałaby się z dużym poparciem właścicieli ośrodków szkolenia kierowców. Powodów jest co najmniej kilka. Pierwszy? Jeśli instruktor musi stawić się w WORD-zie na określoną godzinę, nie szkoli wtedy kandydatów na kierowców. Kto miałby robić to za niego?

– Pracuje u mnie pięciu instruktorów, nie wyobrażam sobie, żeby codziennie asystowali naszym kursantom w egzaminach – uważa Małgorzata Kołek z wodzisławskiego OSK Driver. – Kto wtedy miałby uczyć jeździć tych, co nie skończyli jeszcze kursu? Trzeba byłoby zatrudnić chyba jeszcze kilku instruktorów. A jak to zrobić, skoro na rynku brakuje ludzi z uprawnieniami, a tym bardziej fachowców?

Ile to będzie trwało? Nie wiadomo…

Sprawa komplikuje się coraz bardziej, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że instruktor nigdy nie będzie wiedział ile czasu spędzi w ośrodku egzaminacyjnym

– Wiadomo, że egzaminy przeprowadzane są w turach – mówi Marcin Piotrowski, właściciel Akademii Dobrej Jazdy w Bydgoszczy. – Przyjmijmy, że kursant powinien stawić się na godz. 10. Nie wiadomo jednak dokładnie o której godzinie egzamin rozpocznie i ile on będzie trwał.  Może to być godzina, może dwie…

– Trzeba także pamiętać, że część instruktorów pracuje w ośrodkach szkolenia kierowców tylko popołudniami, wcześniej chodzą do innej pracy – zauważa szef ośrodka z Wielkopolski. – Przecież kandydat na kierowcę nie będzie tego brał pod uwagę, tylko zarezerwuje sobie termin, który odpowiada właśnie jemu. I co wtedy? Instruktor ma się zwalniać z pracy? Jak wytłumaczy to swojemu szefowi?

Kto za to zapłaci?

Kolejną ważną kwestią są pieniądze. Kto miałby płacić za obecność instruktora na każdym egzaminie kandydata na kierowcę? Bo przecież, gdy przebywa on w WORD-zie, nie zarabia pieniędzy…

– Czyli co, mielibyśmy podnieść wszystkim ceny za kurs? – denerwuje się właściciel dużego OSK w Małopolsce. – To mało realne, ludzie i tak myślą, że kosztuje ich to za dużo. A konkurencja proponuje ceny tak niskie, że aż dla nich nieopłacalne.

– Może w takim razie za obecność instruktora na egzaminie powinien płacić WORD? – pyta Marcin Piotrowski. – Ale wtedy trzeba byłoby podnieść opłatę egzaminacyjną. Bo nie wyobrażam sobie dlaczego konsekwencje takiego przepisu miałyby dotknąć ośrodki szkolenia kierowców.

Obecność instruktora wcale nie jest pożądana

I na koniec jeszcze jeden ważny argument, który powinno się rozważyć w kontekście obligatoryjnej obecności instruktora na egzaminie praktycznym. Taka sytuacja pogłębiłaby stres egzaminowanego.

– Kandydat na kierowcę stresowałby się podwójnie – uważa Marcin Piotrowski. – Wiadomo, że sam egzamin potrafi zszargać nerwy. A tutaj dochodzi jeszcze sytuacja, w której wszystko obserwuje nauczyciel. I przecież trzeba mu pokazać, że się umie jeździć. A wiadomo, że wtedy często coś nie wychodzi…

Jakub Ziębka

12 komentarzy do “Reforma czy deforma? Egzaminowany na podwójnym stresie”

  1. jest wyjście: zatrudniamy emertywanego instruktora, ktorego osk deleguje na wszystkie egzaminy swoich kursantów. siedzi tak instruktor całymi dniami w wordzie zamiast na prawym fotelu w aucie… poracha…

      1. Przypomnę, że możliwość uczestnictwa instruktora w egzaminie była wywalczona przez środowisko bo egzaminy miały być tak mocno niesprawiedliwe . I co?
        I nic, krzyk był wielki a skutek taki jak zwykle. Nikt prawie na egzamin nie przychodzi. Zresztą to samo z samochodami podstawianymi na egzamin. Jakiż to one miały mieć zbawienny wpływ na wynik i co? I nic -nie opłaca się osk podstawić, a kursant za zbawienne auto nie chce dopłacić.

        1. Na zachodzie nie ma ośrodków egzaminujących ale instruktor na egzaminie to norma. Działa to mobilizująco na szkoleniowca. Teraz wszyscy zaświadczają że kursanci umieją a umie tylko 40%. Egzamin trzeba traktować jako ostatnią godzinę szkolenia, jako koniec pewnego etapu a nie masz kwit i spier…. aj do wordu spróbować.
          W cywilizowanych krajach opłata jest pakietowa, za szkolenie, badania, przygotowanie auta na egzamin i sam egzamin. Kursant płaci za wszystko a opłaty nie są małe. Ale przez to robi się wszystko żeby te opłaty ponieś jeden raz, czyli przychodzi się przygotowanym.

      2. Życie w ogóle jest „stresujące”. Biedne pokolenie, nad którym wszyscy się tak trzęsą…
        *
        Dla mnie instruktor w aucie w WORD to nie kwestia 'stresu”, tylko koncentracji. Przy instruktorze na egzaminie praktycznym państwowym mogłabym mieć odruch: „niech pan ratuje”, zamiast zacząć się sama ratować. Egzamin nauczył mnie liczenia na siebie samą. Wystarczyło mi, że mój przezacny Instruktor patrzył przez szybę, jak jeżdżę i wyjeżdżam z placu do miasta, i jak wracam (no bo czekał na auto), i dobre było to, że po egzaminie można było na świeżo omówić wszystko.

      3. Kierunek dobry, ale do tego WORDy powinny zostać zlikwidowane, a egzaminatorzy powinni być zatrudnieni przez starostwa.
        1. Zniknęły by „miasta elek” (siedziby WORDów), które są uciążliwe dla nieszkańców,
        2. Egzaminator mógłby się skupić na ocenie umiejętności kursanta, a nie nad tym czy wystarczająco zarobił dla siebie i firmy (nie czarujmy się, gdyby wszyscy zdali za pierwszym razem przez kwartał, to WORDy ogłaszają upadłość).
        3. Instruktor mógłby się umawiać na konkretną godzinę telefonicznie ze starostwem i podjechać wraz z kursantem na egzamin powinien też mieć możliwość wniesienia uwag do egzaminu. Inaczej jego obecność nie ma sensu.

        1. Panie Adamie ma Pan całkowitą rację tak się dzieję w wielu krajach w których władza służy ludziom Polska nie jest takim krajem. Jeżeli mam władzę to muszą wszyscy o tym wiedzieć i czuć na własnej skórze że ja tu rządzę ,od czasu do czasu rzuca się ludowi ochłap dla uciechy gawiedzi.Sprawy proste i oczywiste w naszym kraju nie mają siły przebicia gdyż statkiem sterują nie mądrzy sternicy, którzy pokochali władzę.

      4. Pingback: Best universities in Africa

Dodaj komentarz