Reforma czy deforma? Jeden krok do przodu, kolejny do tyłu

kobieta pracująca przy laptopie

W projekcie nowelizacji ustawy o kierujących pojazdami, do którego dotarła „Szkoła Jazdy”, zniesiona została możliwość zwolnienia kursanta z obowiązkowych zajęć z teorii w OSK. Problem w tym, że trudno znaleźć jakieś racjonalne przesłanki skłaniające do podjęcia właśnie takiej decyzji.

Warto zwrócić uwagę, że jeszcze w 2014 roku kandydat na kierowcę musiał spędzić w ośrodku szkolenia kierowców trzydzieści godzin lekcyjnych na nauce teorii. Ta obligatoryjna obecność została zniesiona w momencie nowelizacji ustawy o kierujących pojazdami. Pomysłodawcą tej zmiany był ówczesny poseł Platformy Obywatelskiej Arkadiusz Litwiński. Argumentował to w taki sposób: „Intencją jest usprawnienie procedury egzaminowania kandydatów na kierowców. Wprowadziliśmy rozwiązanie wzorowane na brytyjskim, polegające na tym, że do egzaminu z części teoretycznej będzie można przystąpić po nauczeniu się wymaganego zakresu, samodzielnie lub z pomocą szkoleń w dowolnej formie. Do tej pory nie tylko egzamin, ale i tryb nauki jest regulowany ustawowo i zmusza do udziału w szkoleniach. Gdyby to tylko ode mnie zależało, rozwiązania brytyjskie kopiowałbym częściej. Choć nie zawsze”.

Samodzielna nauka teorii jest jednak możliwa nie tylko w Wielkiej Brytanii. Bo do egzaminu teoretycznego, bez konieczności odwiedzania OSK, można się przygotować choćby we Włoszech czy Stanach Zjednoczonych.

Kursant wybiera ścieżkę

Nowelizacja ustawy o kierujących pojazdami, znosząca m.in. obowiązkowe szkolenie teoretyczne w ośrodku szkolenia kierowców, weszła w życie 1 stycznia 2015 roku. Od tamtego czasu to kandydat na kierowcę jest osobą odpowiedzialną za wybór ścieżki, którą zamierza podążać. Jeśli tylko chce, może uczęszczać na zajęcia teoretyczne organizowane przez ośrodek szkolenia kierowców. Ale w sytuacji, gdy nie ma czasu lub ochoty na spotkanie z wykładowcą, uczy się teorii sam, w domu. Nie przysparza mu to żadnego problemu, choćby ze względu na to, że na rynku dostępne są programy pomagające przyswoić sobie zasady ruchu drogowego.

Z technicznego punktu widzenia wygląda to tak, że osoba, która chce sama uczyć się teorii, musi udać się do urzędu i wyrobić tzw. profil kandydata na kierowcę. Następnie powinna przyswoić sobie przepisy, żeby zdać państwowy egzamin na prawo jazdy. Gdy to się jej uda, może rozpocząć szkolenie praktyczne w ośrodku szkolenia kierowców.

Kto na tym zyska? Chyba nikt…

Gdyby propozycja sformułowana przez zespół doradczy ds. szkolenia i egzaminowania oraz resort infrastruktury weszła w życie, czekałby nas powrót do przeszłości. Komu taka zmiana byłaby na rękę? Trudno powiedzieć. Na pewno zadowoleni nie będą kandydaci na kierowców, którzy są w stanie samodzielnie nauczyć się teorii. Bo musieliby udać się do OSK i uczestniczyć w obowiązkowych zajęciach. Chyba że znajdą taki ośrodek, który nie wymaga od nich nawet obecności na wykładach.

Czy na takiej zmianie w prawie mogłyby zyskać autoszkoły? Wydawać by się mogło, że tak. Bo skoro kandydat na kierowcę uczestniczy także w zajęciach teoretycznych, zapłaci więcej za cały kurs. Ale tak się raczej nie stanie. Dlaczego? Bo osoby, które uczą się teorii w domu, nie płacą ośrodkom mniej niż odbywający cały kurs w szkole jazdy.

Dreptanie w miejscu

Można by sądzić, że w normalnie funkcjonującym państwie decyzja o wycofaniu przepisu, który funkcjonuje niecałe trzy lata, powinna być poparta racjonalnymi argumentami. Jak dotąd, w przypadku planowanego zniesienia nieobowiązkowej teorii, o takich nie usłyszeliśmy. Nikt nie alarmował, że na przykład zdawalność egzaminu teoretycznego osób uczących się poza ośrodkiem jest znacznie niższa niż uczących się pod okiem wykładowcy. A może takie dane istnieją, tylko opinia publiczna o nich po prostu nie wie? Jeśli tak, warto je przedstawić. Bo na razie znalezienie racjonalnych przesłanek do tego, żeby zlikwidować przywilej uczenia się teorii w domu, graniczy z cudem. Kilka lat temu postanowiono zrobić krok do przodu, teraz proponuje się postawienie kolejnego, tylko do tyłu. Wychodzi więc na to, że drepczemy w miejscu…

Jakub Ziębka

8 komentarzy do “Reforma czy deforma? Jeden krok do przodu, kolejny do tyłu”

  1. Akurat tej propozycji zmiany nie popieram. Z naszych obserwacji wynika, że cześć kursantów nie jest w stanie dojechać na wykłady stacjonarne, a część z nich po prostu woli samodzielnie nauczyć się teorii. Od kiedy wprowadzono możliwość samodzielnej nauki, jest coraz większe zainteresowanie takim sposobem zaliczenia teorii i większość kursantów twierdzi, że nie miało większych problemów z przyswojeniem wiedzy oraz zaliczeniem egzaminu państwowego. Nigdy nie mieliśmy negatywnych opinii o tym rozwiązaniu. Ciekawe jakie są doświadczenia innych OSK?

  2. Należałoby zapytać raczej kto straci, stracą firmy oferujące ekursy do domu bez pośrednictwa osk to raz. A moje zdanie to kat. B albo wykłady albo elearning z nadzorem osk. Pozostałe kategorie może być eksternistycznie. Inaczej pracuje się z kursantem, który był i aktywnie uczestniczył w zajęciach.

    1. Pan z Rzeszowa ma rację panie z długimi paznokciami może się i nauczą tych testów same ,ale czy będą coś z tego rozumiały wątpię? będą natomiast atakowały pytaniami inst. n.j. a gdzie tu jest nauka jazdy, autko szkolne to nie miejsce do nauki przepisów, wiem coś o tym z własnego doświadczenia.

  3. To przecież na podstawie światowych doświadczeń edukacyjnych wprowadzono tę możliwość samodzielnego -indywidualnego szkolenia. Truizmen jest przypominanie o powszechnym i nagminnym stosowaniu tej formy edukacji i wręcz kuriozalnej sytuacji w której zabroniono prowadzenia szkolenia i konsultacji w OSK dla wszystkich chętnych. Są one cały czas formalnie nielegalne.

  4. Pingback: guns for sale

  5. Pingback: mushroom grow kits with spores

  6. Pingback: ดูดวงไพ่ยิปซี

Dodaj komentarz