Jak się szkoli na Wyspach? [cały wywiad]

mężczyzna siedzący w samochodzie

– Bardzo ważną częścią egzaminu jest tzw. jazda samodzielna. Trwa około 10 minut. Egzaminator wyznacza trasę i miejsce docelowe. Prezentuje nam planszę, mapkę z prostym opisem. Zadanie kierowcy – bezpiecznie dojechać bez pomocy egzaminatora. Nie trzeba się spieszyć. Jeśli pojedzie się ulicą x, a nie ulicą y, też nie jest to uznawane za błąd – mówi Tymek Skroban, ekspert ruchu drogowego w Wielkiej Brytanii.

Początkujący kierowca na polskich drogach nie ma lekko – narzekaliśmy w poprzednim numerze „Szkoły Jazdy”, zainspirowani wyznaniami „Niedawnej Kursantki”, czyli Aleksandry z Wrocławia, która od kilku miesięcy uczy się jeździć. To znaczy – uczy się poruszać w polskiej drogowej dżungli. Bo po zaliczonym kursie na prawo jazdy i zdanym egzaminie okazało się, że to, co wpajał instruktor, nijak ma się do codzienności, nawyków, standardowych zachowań kierowców.

Czy pierwsze godziny i kilometry za kółkiem zawsze muszą być tak trudne i stresujące? Czy kandydaci na kierowców w Polsce są dobrze przygotowywani? Może zdobycie prawka powinno być trudniejsze niż jest, egzaminatorzy bardziej surowi? A może wręcz przeciwnie – tzw. zdawalność w Polsce należy podnieść, tylko że zdobycie państwowych uprawnień do prowadzenia pojazdów powinno poprzedzać znacznie dłuższe i droższe szkolenie?

Jak to wygląda w innych krajach europejskich? Jak się robi prawko w Berlinie, Rzymie, Londynie? W minionej dekadzie ponad 2 mln Polaków zdecydowały się na życie i pracę za granicą. Najliczniejsza emigracja jest w Wielkiej Brytanii, więc tamtejsza nauka jazdy zainteresowała nas najbardziej.

 

Tomasz Maciejewski: Wielka Brytania jest przyjazna dla początkujących kierowców? Powolni, nieporadni często słyszą klakson?

Tymek Skroban: Trąbienie rzadko się zdarza. Trzeba być wyjątkowym zawalidrogą, żeby aż tak zdenerwować innych kierowców. Jeśli ktoś widzi w lusterku sznur samochodów za sobą i złośliwie nie zjeżdża, może usłyszeć klakson. Ale nawet wtedy bardzo rzadko się to zdarza, chyba że jeździ w Londynie. Ale jeśli po prostu jedzie ostrożnie, wolniej lub mniej sprawnie wykonuje jakieś manewry, nie musi obawiać się obtrąbienia czy innych wyrazów dezaprobaty. Nigdy nie spotkałem się z wyzwiskami czy obraźliwymi gestami w stosunku do uczącego się jeździć, co w Polsce jest chyba dość częste. W Wielkiej Brytanii ludzie są – generalnie – spokojniejsi, cierpliwi. Bardziej życzliwi dla sąsiadów, także na drodze.

Naprawdę nie zdarzyło się panu żadne spięcie na angielskiej ulicy czy zatłoczonym skrzyżowaniu?

– Pewnie zdarzyłoby się, gdybym zachowywał się za kierownicą tak jak kiedyś, w Polsce. Trochę przesadzałem. Można powiedzieć nawet – szalałem na drogach. Ale zmądrzałem. Kiedy teraz słyszę narzekania na „dziadków” za kierownicą, mówię: ty i ja też kiedyś będziemy dziadkami. Też będziemy mieli gorszy refleks, też będziemy niedołężni. Miejmy na uwadze, że osób wiekowych przybywa. Demografia. Społeczeństwo się starzeje.

A zieloni kierowcy, którzy dopiero zaliczają pierwsze kilometry? Jak nie utkną na skrzyżowaniu, to mają problem z parkowaniem. I jeżdżą, tak jak nakazują znaki…

– Każdy kiedyś stawiał pierwsze kroki, każdemu silnik zgasł w najmniej odpowiednim momencie, każdemu zdarzyło się spowodować zagrożenie… Natomiast przestrzeganie przepisów powinno być normą, nie czymś dziwnym. Zresztą osoby, które niedawno zdały egzamin na prawo jazdy w Anglii, zwykle jeżdżą bardzo poprawnie, bezpiecznie. Lepiej niż kierowcy z długim stażem i różnymi nawykami. Ja na przykład na pierwszej lekcji szkolenia na zaawansowanego kierowcę (takie dobrowolne bezpłatne szkolenia i egzaminy są ogólnie dostępne w UK) dowiedziałem się, że kciuki powinno się opierać na obręczy kierownicy, a nie jej zaciskać, aby w przypadku kolizji ich sobie nie wyłamać.

Czy nowicjusze za kółkiem są jakoś specjalnie oznaczeni?

– Zielonego listka nie ma. A zielona literka P, oznaczająca początkującego kierowcę, nie jest obowiązkowa. Bardzo rzadko widuje się pojazdy z takim symbolem.

W Polsce ma wrócić zielony listek. To dobry pomysł? Charakterystyczny znaczek funkcjonuje w wielu krajach Europy.

– Na Wyspach również się o tym dyskutuje. Były jakieś przymiarki, lecz wprowadzenie nowego przepisu nie jest proste. Muszą się odbyć konsultacje publiczne, później nowe regulacje przechodzą przez parlament. Warto zauważyć, że od dziesięciu lat obowiązuje ten sam kodeks drogowy, wprowadzano tylko drobne korekty dotyczące np. fotelików dziecięcych czy prędkości ciężarówek w Szkocji. Można powiedzieć, że przepisy są coraz sztywniejsze. Kiedyś zmiany prawne dotyczące dróg i kierowców wprowadzano częściej. Analizowałem kodeksy od lat 40.

Jako fachowiec jestem za zielonym listkiem, ale trudno byłoby wprowadzić taki obowiązek. Wiem, jak konserwatywni są Brytyjczycy i jak bardzo cenią sobie wolność. To dla nich świętość. Podstawowe prawo. Niechętnie godziliby się na takie różnicowanie: ten jest początkującym kierowcą, ten doświadczonym. W domyśle – temu wolno mniej, temu więcej.

Poczucie wolności u Brytyjczyków jest tak silne, że nawet bez kursu, profesjonalnego szkolenia każdy może jeździć autem.

– Nie każdy, ale system uzyskiwania uprawnień jest zupełnie inny. Bardzo liberalny. Oparty na zaufaniu do obywatela. Aby uzyskać tymczasowe prawo jazdy, wysyła się stosowny formularz, płaci 43 funty i można jeździć. Aha, trzeba mieć przynajmniej siedemnaście lat.

Bez badań lekarskich, bez znajomości teorii?

– We wspomnianym wniosku do urzędu kandydat na kierowcę oświadcza, że nie ma poważnych schorzeń.

Oświadczenie zamiast zaświadczenia?

– Tak. Ale jeśli okaże się, że zatailiśmy jakieś ważne informacje o swoim zdrowiu i np. spowodujemy wypadek drogowy, musimy liczyć się z konsekwencjami. Poza tym kandydat na kierowcę musi być ubezpieczony. A dokładniej – jako posiadacz tymczasowego prawa jazdy musi zostać powiązany z polisą wykupioną dla danego pojazdu. Czyli właściciel auta jest zobowiązany poinformować ubezpieczyciela, kto jeszcze będzie nim jeździł.

Inne wymogi, procedury?

– Tymczasowe prawko można uzyskać, gdy mieszka się i/lub pracuje w Wielkiej Brytanii od co najmniej 185 dni. Dokument ten oznacza, że zawsze jeździ się z osobą, która ma uprawnienia do prowadzenia pojazdu co najmniej trzy lata i ma ukończone 21 lat. Oczywiście najlepiej jest, kiedy takim nauczycielem, asystentem jest zawodowy instruktor.

Ale może to być po prostu starszy brat, mąż, sąsiad?

– Jak najbardziej, ale żony lepiej nie uczyć, bo się nie uda, mnie się przynajmniej nie udało. Osoba postronna zwykle lepiej się sprawdza w roli nauczyciela. Szkolenie jest bardziej merytoryczne, mniej emocjonalne.

Polak może szkolić Anglika?

– W sensie czy polskie prawo jazdy jest tak samo ważne? Tak. Wielka Brytania nadal formalnie jest w Unii Europejskiej. Jednak radziłbym wymienić dokument na brytyjski. Słyszałem o sytuacjach, kiedy policjanci wlepiali mandaty, jeśli nauczyciel miał polskie prawko. Nie mieli racji, lecz dyskusja na temat przepisów, ich interpretacji bywała nerwowa.

A co z oznaczeniem i wyposażeniem pojazdu „tymczasowego” kierowcy?

– Szczególnych wymagań technicznych nie ma. Przepisy nie określają wieku pojazdu, marki. Samochód do nauki jazdy musi być tylko oznaczony dużą czerwoną literą L. Właściwie dwoma literami. Z przodu i z tyłu. To mogą być naklejki albo specjalne magnesy na karoserię.

I tak sobie można jeździć do emerytury?

– Teoretycznie. Tylko że prawo jazdy zdobywamy po to, żeby się komunikacyjnie usamodzielnić. A „tymczasowi” zawsze muszą mieć asystę i nie mogą jeździć po autostradach. To istotne ograniczenia. Słyszałem o osobach, które miały tymczasowe prawko nawet dziesięć lat. A tak na marginesie – po takim czasie jest obowiązek aktualizacji zdjęcia w dokumencie uprawniającym do kierowania pojazdem. Czasami dość komicznie wyglądają fotografie w prawach jazdy, bo wniosek składa np. siedemnastolatek, więc urząd dysponuje jego zdjęciem paszportowym sprzed dziesięciu lat.

Co ze znajomością przepisów, znaków drogowych?

– Można jeździć bez zaliczonego egzaminu teoretycznego. Kursu, takiego jak w Polsce, nie ma. Kupuje się materiały do nauki i samodzielnie zdobywa wiedzę. Dobrze jest równolegle praktykować, bo wtedy informacje się utrwalają.

Jest określona liczba godzin do wyjeżdżenia? Praktykę trzeba udokumentować?

– Nie. Przyjmuje się, że osoba bez żadnego doświadczenia drogowego potrzebuje przynajmniej czterdziestu godzin jazdy, żeby przystąpić do egzaminu. Taka jest średnia krajowa.

Z instruktorem ile by to kosztowało?

– Instruktor oczywiście podstawia swoje auto, ma wszelkie dokumenty, ubezpieczenie. A stawki są zróżnicowane, 20-28 funtów za godzinę. Zależą od renomy instruktora, ale też od miasta, regionu. W Londynie jest najdrożej. Tak na marginesie – bardzo ciężko się tam jeździ, nawet porównując stolicę do innych dużych miast. Nigdzie nie ma takiego ścisku, takiego wjeżdżania „na żyletkę”. Oczywiście są też ogromne korki. I wszędzie rowerzyści, piesi. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, a i to czasami nie wystarcza.

Zanim do Londynu, jedziemy na egzamin. Z jaką sumą w portfelu?

– Teoria 23 funty, praktyka 62 funty (jeśli chce się zdawać wieczorem lub w weekend – 75 funtów).

Egzamin teoretyczny to zwykły test?

– Składa się z trzech części: 45 typowych pytań testowych, z jedną lub kilkoma poprawnymi odpowiedziami; pięć pytań dotyczących konkretnej sytuacji drogowej (studium przypadku); na koniec czternaście filmików (hazard perception), które sprawdzają, czy kandydat na kierowcę potrafi szybko ocenić zagrożenia na drodze.

Żeby zdać…

– Trzeba odpowiedzieć poprawnie na przynajmniej 43 z 50 pytań testu. Jest na to 57 minut. W części hazard perception, trwającej 20 minut, kandydat na kierowcę musi zdobyć minimum 44 punkty na 75 możliwych.

Jak wygląda egzaminacyjna jazda?

– Część praktyczna trwa około 40 minut. Samochód musi zapewnić kandydat na kierowcę, nie urzędnik. W Anglii, Irlandii, Szkocji nie ma WORD-ów… Obserwatorem egzaminu może być instruktor, ale nie jest to często praktykowane. W pojazdach nie ma kamer. Co ważne – nie zaczyna się na placu manewrowym. Wszystkie zadania wykonuje się w ruchu miejskim. Egzamin zaczyna się od… sprawdzenia wzroku. W jaki sposób? Trzeba odczytać tablicę rejestracyjną z odległości 20 metrów, w okularach lub bez, jeśli nie musisz ich zakładać do jazdy. Później są dwa pytania z zakresu bezpiecznej eksploatacji pojazdu. Na przykład gdzie sprawdza się poziom oleju, jak uzupełnić płyn do spryskiwania szyb.

Kiedy już sprawdzimy olej, ustawimy fotel i lusterko…

– Egzaminator wyjaśnia, jak będzie wyglądała jazda, w jaki sposób będzie wydawał instrukcje. Odpalamy i ruszamy. Zwykle w jakichś bocznych uliczkach egzaminator prosi o wykonanie kilku manewrów: cofanie po łuku, zawracanie, parkowanie równoległe lub w zatoczce. Co ciekawe – można wysiąść z auta i sprawdzić, czy się dobrze wjeżdża… zanim zrobi to egzaminator i zakończy przedwcześnie egzamin.

Jakimi umiejętnościami jeszcze trzeba się wykazać?

– Na przykład zatrzymanie i ruszanie na wzniesieniu. Bardzo ważną częścią egzaminu jest tzw. jazda samodzielna. Trwa ok. 10 minut. Egzaminator wyznacza trasę i miejsce docelowe. Prezentuje nam planszę, mapkę z prostym opisem. Zadanie kierowcy – bezpiecznie dojechać bez pomocy egzaminatora. Nie trzeba się spieszyć. Jeśli pojedzie się ulicą x, a nie ulicą y, też nie jest to uznawane za błąd.

A propos – jest limit błędów? Jak bardzo trzeba nawalić, żeby oblać?

– Błędów drobnych, typu niewłączenie kierunkowskazu, może nam się przytrafić nawet czternaście. Przy czym – jeśli trzy razy popełnimy ten sam drobny błąd, egzamin kończy się wynikiem negatywnym.

A błędy wielbłądy?

– Wymuszenie pierwszeństwa, nieprzepuszczenie pieszych, wyprzedzanie na zakazie, generalnie stworzenie poważnego zagrożenia w ruchu drogowym… Takie wpadki dyskwalifikują.

Zdawalność w Wielkiej Brytanii jest wyższa niż w Polsce.

– Tak. Zasadniczą różnicą jest to, że na Wyspach egzaminator, czyli urzędnik, stara się kandydatowi pomóc, a nie uprzykrzyć mu życie. Nie ma polowania, czyhania na błąd. 99 proc. egzaminatorów to ludzie życzliwi. Mimo Brexitu.

Ale stres egzaminacyjny jest zawsze i wszędzie.

– Oczywiście, początkujący kierowcy zwykle się denerwują, w ich jeździe widać brak pewności, luzu. Wydaje mi się jednak, że warunki egzaminów w Wielkiej Brytanii są bardziej przyjazne niż w Polsce, więc stres mniejszy.

Można sobie ułatwić życie, podstawiając na egzamin samochód z automatyczną skrzynią biegów?

– Tak, lecz wtedy uzyskamy uprawnienia tylko do prowadzenia automatów. Jeśli uczymy się i zdajemy pojazdem ze skrzynią manualną, później możemy jeździć samochodami obu typów.

Są jakieś inne ciekawostki prawa jazdy po angielsku?

– Planowane jest wprowadzenie jazdy z nawigacją, żeby egzamin jak najbardziej przypominał rzeczywiste zadania kierowcy. Teraz mało kto jeździ z tradycyjną mapą, wszyscy korzystają z GPS. W ramach szkolenia postuluje się też wprowadzenie jazdy po autostradzie, pod nadzorem instruktora. Bo przecież kierowca musi umieć korzystać z autostrady, a jak ma to zrobić, skoro aż do zdania egzaminu praktycznego nie wolno mu na nią wjechać?

Autostrady w Wielkiej Brytanii są lepsze niż w Polsce?

– Gorsze, bo mają 50 lat, a w Polsce są nowe. Pod Londynem zawsze utknie się w korku, bo ruch jest ogromny i wszędzie pracują drogowcy. Remontują, łatają, przebudowują. Są zwężenia, objazdy.

Dopuszczalna prędkość?

– National speed limit to 70 mil na godzinę, czyli 112 km/h. Obowiązuje na autostradach i drogach szybkiego ruchu. Na drogach dwukierunkowych, poza terenem zabudowanym można jechać 60 mil (96 km/h). W mieście 30 mil, czyli około 50 km/h. Podobnie jak w Polsce. Generalnie na Wyspach jeździ się wolniej i spokojniej. Jest dużo wąskich, krętych dróg. I jeszcze poza miastem wszędzie są żywopłoty. Moi znajomi z Polski, których wiozę np. z lotniska, najbardziej się dziwią właśnie tym żywopłotom przy drogach. Bardzo ograniczają widoczność. Cóż na to poradzić? Dostosować prędkość do warunków. Na prowincji naturalną przeszkodą mogą być również… stada owiec. Uroczy obrazek. Tylko trzeba oduczyć się pośpiechu.

Oprócz wszechobecnych żywopłotów, ruchu lewostronnego i kierownicy po prawej stronie są jeszcze jakieś znaczące różnice między drogowym światem w UK i w Polsce?

– Przede wszystkim cały system uzyskiwania uprawnień. Ale to już omówiliśmy. A na drogach ciekawe jest m.in. to, że nie ma specjalnego znaku „teren zabudowany”, nie ma białych tablic z nazwami miejscowości. Są różne napisy „welcome to…” w jakimś tam hrabstwie, ale nie po tym poznajemy, że należy zwolnić. Co wyznacza teren zabudowany? Oświetlenie. Jeśli są słupy, latarnie, obowiązuje ograniczenie do 30 mil na godzinę. Na Wyspach jest też znacznie więcej niż w Polsce różnego rodzaju rond, które sprawiają największe trudności przyjezdnym. Poza tym odzwyczaiłem się od reklam przydrożnych w Polsce, bo w Wielkiej Brytanii prawie ich nie ma. Można się skupić na jeździe, a nie czytaniu o kolejnym zakładzie fryzjerskim w okolicy…

 

Tymek Skroban – ekspert ruchu drogowego w Wielkiej Brytanii. Prowadzi firmę Emano, która pomaga Polakom w uzyskaniu prawa jazdy w Wielkiej Brytanii, wydaje materiały szkoleniowe dla kierowców i kandydatów na kierowców, kontaktuje z polskojęzycznymi instruktorami i doradza kierowcom. Był tłumaczem DVSA (urząd odpowiedzialny m.in. za egzaminy na prawo jazdy) dla kierowców zawodowych. Był też zawodowym kierowcą autobusu na Wyspach. Pochodzi z Dolnego Śląska, od dwunastu lat mieszka i pracuje w południowo-zachodniej Anglii.

 

7 komentarzy do “Jak się szkoli na Wyspach? [cały wywiad]”

    1. Mnie egzaminator pomagał. Nie wierzyłam, że potrafię, i on przez cały egzamin powtarzał: „Pani to umie, a powtarza, że nie umie”. Ja decydowałam o manewrze, ale bałam się, i on starał się mi to ułatwić. Raz przy jakimś skręcie nie wytrzymał: „Jedziemy, puszcza nas!”. Tłumaczył na bieżąco, zwracał uwagę na różne sytuacje – a nie, jak niektórzy – „powiem, że zrobiła pani błąd, ale wytłumaczę w WORD” (kpina).

      1. Zmienić konstrukcję ekonomiczną WORD – tak żeby jego byt nie zależał od zdawalności .Zmienić instrukcję egzaminowania – egzaminator ma prawo zaliczyć egzamin ,mimo błędów ,jeżeli z jazdy egzaminacyjnej wyniósł przeświadczenie ,że osoba egzaminowania potrafi bezpiecznie zachowywać się w ruchu drogowym . Swoją decyzję powinien krótko uzasadnić.Plac manewrowy nie powinien wpływać na wyniki egzaminu na kat .B.Instruktor podczas egzaminu na prawym fotelu zapewnia bezpieczeństwo egzaminowanemu i .egzaminatorowi.WORD -y powinny ,oprócz egzaminowania ,realizować zadania państwa z zakresu brd.

      2. Zmienić konstrukcję ekonomiczną WORD – tak żeby jego byt nie zależał od zdawalności .Zmienić instrukcję egzaminowania – egzaminator ma prawo zaliczyć egzamin ,mimo błędów ,jeżeli z jazdy egzaminacyjnej wyniósł przeświadczenie ,że osoba egzaminowania potrafi bezpiecznie zachowywać się w ruchu drogowym . Swoją decyzję powinien krótko uzasadnić.Plac manewrowy nie powinien wpływać na wyniki egzaminu na kat .B.Instruktor podczas egzaminu na prawym fotelu zapewnia bezpieczeństwo egzaminowanemu i .egzaminatorowi.WORD -y powinny ,oprócz egzaminowania ,realizować zadania państwa z zakresu brd.

          1. Eugeniusz Kubiś4a

            Mam nadzieję ,że nasi koledzy współpracujący z Ministrem mają podobne marzenia i potrafią o nie walczyć. Oby nie dali się wykorzystać jak za czasów ministra Jarmuziewicza. W Zielonej Górze wspólnie z kolegami z różnych części Polski , wsp?łdziałając z Marszałkiem województwa i z dyrektorem WORD osiągnęliśmy ,że egzaminy mogą odbywać się na naszych samochodach. Mogliśmy osiągnąć znacznie więcej , gdyby liderzy organizacji branżowych nie odcięli się od nas , naiwnie wierząc ,że wodzowie bez armii mogą wygrać popijając na salonach sodówkę z Ministrem.

            ać na salonach

        1. Pingback: this content

Dodaj komentarz