Debeściaki, czyli kursanci, których nie sposób zapomnieć…

nauka jazdy

Historie związane z kursantami często wywołują u mnie wzruszenie oraz uśmiech. W mojej instruktorskiej pracy pojawiło się wiele wyjątkowych osób. Kurs był dla nich piękną przygodą. A ja? Miałem okazję, żeby też się czegoś nauczyć…

Halszka. Tę kursantkę zawsze będę pamiętał. Wszystko z powodu jej determinacji i ogromu pracy, jaką musiała włożyć, żeby móc uczestniczyć w kursie na prawo jazdy. Pochodziła z wielodzietnej i bardzo skromnie żyjącej rodziny, ale widać, że bardzo się kochającej. Pamiętam, jak opowiadała, że pieniądze na kurs zbierała pięć lat, zaczęła, gdy miała trzynaście. Dostawała od babci 5 zł miesięcznie. Skromne kieszonkowe dawali jej także rodzice. Podejmowała prace sezonowe w kawiarniach, udzielała korepetycji. Jej mama była bardzo chora. Tata pracował i to z jego pensji utrzymywana była cała rodzina. Halszka była najstarsza z rodzeństwa. Czuła odpowiedzialność za rodzinę, miała być pierwszą, która zdobędzie prawo jazdy.

Halszka była bardzo inteligentna. Zdała egzamin za pierwszym podejściem. Pamiętam jej radość i dumę, która ją rozpierała. Bo oto ona, taka skromna osoba, poradziła sobie z tak potężną instytucją jak WORD Poznań. Jeździłem z nią przez prawie cały kurs. Wtedy nauczyłem się, że pieniądze szczęścia nie dają. Ważne są rodzina, wiara we własne możliwości, ciężka praca i poczucie własnej wartości. Halszka nie nosiła najmodniejszych ubrań, nie bywała na mieście, ale miała wiarę, że jest wyjątkowa. Dlaczego? Bo ma kochającą się rodzinę i spotyka na swojej drodze życzliwych ludzi.

Upadłeś? Powstań, walcz, żyj normalnie

Kasia. Wszystko zaczęło się na skrzyżowaniu. Jedziemy spokojnie, opowiadam kursantce, że miasto to prawdziwa dżungla. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Na to ona z rozbrajającym uśmiechem, że może rzucimy okiem na skrzyżowanie, z wyprzedzeniem zobaczymy, co tam się dzieje. Zgodziłem się. Chwilę milczeliśmy. Nagle Kasia mówi: „Wiesz, Marcin, nie mam prawego oka, miałam raka, z tym rzucaniem to był żart”. Byłem w szoku. Bałem się, że będzie miała problemy na placu manewrowym, gdzie trzeba obrócić się przez prawe ramię. W głowie kołatało mi jeszcze milion innych myśli.

Kasia studiowała na politechnice, była mistrzynią w grze w warcaby. Opowiadała o turniejach. O tym, że nagrody za pierwsze miejsce wynosiły 50 zł. Wiadomość o chorobie spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Oko zabolało, postawiono diagnozę. Okazało się, że trzeba je usunąć. Miała wtedy osiemnaście lat. Zawalił jej się świat. Ale się nie załamała. Wyznaczyła sobie kolejne cele w życiu. Studia, warcaby, prawo jazdy, praca, dom, rodzina. Nie czuła się skrępowana tym, że ma tylko jedno oko. Bo przecież zostało jej jeszcze drugie!

Pamiętam, że miała żal do egzaminatora. Powiedziała mu o swoim ograniczeniu. Oznajmiła mu, że przez swoją niepełnosprawność zmuszona jest obserwować tor jazdy w lusterkach. A co on na to? „Najwyżej nie zaliczę pani egzaminu”. Ale Kasia zdała. Jednak z całego egzaminu najbardziej wryły się jej w pamięć słowa egzaminatora.

Warto marzyć!

Tomek. Marzeniem tego osiemnastolatka był nissan 200 SX przerobiony na auto do driftu. Nic w tym dziwnego. W końcu to młody chłopak. Jednak Tomek miał problemy z nogami. Poruszał się o kulach, ale lekarz uznał, że jest w stanie samodzielnie prowadzić samochód ze skrzynią manualną. Pamiętam jego obawy. Przed pierwszą jazdą zastanawiał się, czy nogi będą prawidłowo działać w samochodzie. I na tyle sprawnie, że jazdy będą efektywne, a jego marzenie o driftowaniu stanie się realne. Chciał jeździć autem z manualną skrzynią biegów. Było to dla niego wyzwanie, choć okupione bólem. Dla niego wciskanie sprzęgła nie należy do rzeczy przyjemnych. Ale opanował tę sztukę perfekcyjnie!

Chłopak wsiadał do samochodu 10 minut, wysiadał 15, ale czuł się w nim jak ryba w wodzie. Pamiętam też rozmowę z jego rodzicami. Zastanawiali się, czy to jest dla niego bezpieczne, czy się nie rozczaruje, bo może fizycznie nie dać rady. Powiedziałem im, że będzie kierowcą, będzie driftował, więc powinni już zbierać pieniądze na nissana. Tomek zdał egzamin za pierwszym razem. Kupił sobie wymarzonego nissana 200 SX. Musiał pokonać fizyczną słabość, żeby spełnić swoje marzenia. Warto marzyć i wierzyć, że one się spełnią.

To tylko troje kursantów z setek, które uczyłem. Każdy jest wyjątkową osobą, jedyną w swoim rodzaju. Są kursanci, dla których wypruwamy sobie żyły, bo widać, że im zależy, starają się, chcą się nauczyć. Mamy też innych, z nimi pracuje się dużo gorzej…

Zawsze wszystkim powtarzam, że kurs na prawo jazdy może być naprawdę fajną przygodą. Jeżeli do maksimum wykorzystają swój czas podczas kursu, staną się kierowcami. Egzamin będzie tylko formalnością.

Marcin Zygmunt, instruktor nauki jazdy, właściciel OSK

2 komentarze do “Debeściaki, czyli kursanci, których nie sposób zapomnieć…”

  1. Pingback: https://www.kentreporter.com/reviews/phenq-reviews-urgent-side-effects-warning-honest-customer-truth/

  2. Pingback: บอลยูโร 2024

Dodaj komentarz