Dużo czy mało?

Z opublikowanych danych wynika, że pracę w OSK w pełnym wymiarze godzin może uzyskać 12-15 tys. pracowników. A co z pozostałymi instruktorami? Czy stanowią rezerwę kadrową do wykorzystania na naszym rynku pracy? Czy też są wśród nich osoby, które już się wypaliły i czekają na lepsze czasy?

No i mamy 2017 rok! A ja wciąż myślę o zeszłorocznej informacji, z której wynika, że w Polsce działa coraz mniej ośrodków szkolenia kierowców. Otóż pod koniec 2015 roku na rynku działało niespełna 6 tys. OSK. A jeszcze kilka lat wcześniej było ich prawie 4 tys. więcej. Tylko w 2014 roku zniknęło z rynku 2944 OSK! Od dłuższego już czasu obserwujemy zasmucający upadek firm, głównie małych. Towarzyszy temu zjawisku stałe, ale przecież również zauważalne obniżenie prestiżu zawodów związanych ze szkoleniem i egzaminowaniem kierowców.

Ważne pytania

Jakie są więc przyczyny załamania się w tak krótkim czasie całej szkoleniowej branży? Dlaczego firmy z tradycjami zbankrutowały? Z jakiego powodu nie obserwujemy masowego przypływu młodych i wykształconych instruktorów? Czy fakt, że w rejestrach zostało niespełna 25 tys. aktywnych szkoleniowców jest ze społecznego punktu widzenia sukcesem, czy tragicznym osiągnięciem polityki gospodarczej byłego rządu? Czy dotychczasowy sposób komunikowania się naszej ministerialnej władzy ze środowiskiem przyniósł oczekiwane rezultaty? Kto powinien ocenić, czy mamy obecnie duży, czy może za mały potencjał do przeszkolenia wszystkich zainteresowanych osób? Czy błędy w zarządzaniu, brak biznesowego doświadczenia początkujących przedsiębiorców są przyczyną tak wielu niepowodzeń i porażek?

Odpowiedzi na takie i wiele podobnych pytań, które padają podczas spotkań, koleżeńskich dyskusji, narad podsumowujących ubiegłoroczne osiągnięcia, wymiany poglądów na forach internetowych, trzeba szukać zarówno wewnątrz naszych organizacji, jak i w kontaktach z przedstawicielami strony rządowej. Zastanawiam się, jakie kryteria pozwoliłyby odpowiedzieć w miarę prosty sposób na postawione w tytule pytanie: dużo czy mało? Odnosi się ono do stanu i liczebności naszej bazy. Na wstępie proponuję proste przeliczenie przyjętych z dużą ostrożnością danych.

Prowadzenie ośrodka jako działalność dodatkowa

W 2015 roku pobrano ponad 800 tys. PKK. To w przeliczeniu na liczbę 6 tys. wciąż jeszcze działających OSK daje 133 osoby na jeden ośrodek szkolenia. Jest to oczywiście tylko średnia statystyczna, która jednak umożliwia wyciągnięcie kilku wniosków. Wiem, że ośrodki szkolące dziesięć, a nawet jednenaście osób miesięcznie przy obecnych kosztach stałych (płace, podatki, czynsze, amortyzacja środków trwałych, wymiana taboru) i jednocześnie cenach od 1 tys. do 1,6 tys. zł, nie mają racji bytu. Muszą, jeśli nie dysponują własną infrastrukturą, upaść!

Z bieżących statystyk wynika, że ponad 50 proc. szkolenia na najpopularniejszą kategorię B odbywa się w OSK obsługujących do około 100 kursantów rocznie. Wygląda na to, że pozornie wszystko jest w należytym porządku i nie ma powodów do większych zmartwień. Jak można więc prosto i logicznie wytłumaczyć tę zagadkę lub, jak kto woli, sprzeczność ekonomiczną? Jednym, ale niejedynym wytłumaczeniem tego polskiego fenomenu gospodarczego jest fakt, że dla sporej grupy mającej własne pomieszczenia, emerytury, renty i inne stałe dochody, działalność szkoleniowa jest tylko źródłem dodatkowych dochodów potrzebnych dla utrzymania rodziny. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Na pewno znacie kierowców pracujących dorywczo, w niepełnym wymiarze czasowym, jako taksówkarze, doręczyciele, wykładowcy, instruktorzy z własnymi pojazdami szkoleniowymi. Do przeszkolenia około 130 kursantów rocznie (jest to 300-350 godzin zajęć praktycznych plus 30 godzin wykładów miesięcznie) wystarczy praca właściciela oraz jednego pracującego w pełnym wymiarze instruktora. Oczywiście można zatrudnić praktycznie dowolną liczbę pracowników w niepełnym wymiarze czasu. Ale to i tak nie zmieni sytuacji ekonomicznej ośrodka. Koszty robocizny są stałe i wynikają wyłącznie z konkretnej umowy. Nie trzeba mieć doktoratu z ekonomii, żeby wiedzieć, że im większa liczba przepracowanych godzin praktycznej nauki jazdy, tym relatywnie mniejsze są koszty stałe całej działalności, a zysk oczywiście wyższy. Większa liczba zaangażowanych instruktorów umożliwia jedynie dostosowanie godzin pracy do zapotrzebowania klientów. Stanowi o atrakcyjności i konkurencyjności naszych usług.

Małe ośrodki są skazane na zagładę

Z opublikowanych danych wynika, że pracę w OSK w pełnym wymiarze godzin może uzyskać 12-15 tys. pracowników. A co z pozostałymi instruktorów? Czy stanowią rezerwę kadrową do wykorzystania na naszym rynku pracy? Czy też są wśród nich osoby, które już się wypaliły i czekają na lepsze czasy? Czy może tak zwyczajnie zmienili zainteresowania i powoli będą odchodzili z zawodu i poszukiwali ciekawszych i atrakcyjniejszych propozycji? A ilu z nich już po prostu nie sprosta wysokim kryteriom stawianym przez właścicieli i pracy nie znajdzie?

Z przytoczonych danych jasno wynika, że statystycznie mamy wystarczającą bazę do obsługi wszystkich chętnych do zdobycia prawa jazdy. Skąd bierze się zatem troska i zaniepokojenie obecną sytuacją? Wydaje się oczywiste, że 50-procentowy spadek liczby instruktorów i aktywnych ośrodków szkolenia na przestrzeni ostatnich trzech lat nie może nikogo cieszyć.

Jeszcze nie tak dawno decydentom wydawało się, że niewidzialna ręka rynku załatwi wszystko. Smutne, ale jest to bardzo typowy obraz przemian zachodzących w ostatniej dekadzie w naszej gospodarce. Właściciele z trudem działających firm nie z własnej winy znajdują się na marginesie i często poza strefą zainteresowania władz. Załamanie koniunktury w połączeniu z ogólną gospodarczą sytuacją, w jakiej się znaleźli, przypomina zjawiska zachodzące w handlu. Wielkopowierzchniowe sklepy doprowadziły do upadku działający w ich pobliżu mały handel. Zjawisko konsolidacji jest oczywiście dobrze rozpoznane również w naszej branży. Jest też od dłuższego czasu wspierane poprzez legislację, czyli administrację państwową odpowiedzialną za podział ośrodków szkolenia na lepsze i gorsze. Myślę oczywiście o sztucznym administracyjnym podziale na OSK, Super OSK i ODTJ-oty. Tym ostatnim przydzielono najbardziej lukratywne rodzaje szkoleń. Efektem takich działań jest powstanie wielobranżowych ośrodków szkolenia, które korzystając z uzyskanych beneficjów skutecznie ściągają klientów z rynku. Warsztaty, które wszyscy musimy odbywać, są przykładem przekazywania poważnych wielomilionowych sum ze zwykłych OSK do Super OSK i WORD-ów. Nic więc dziwnego, że żyjące z konieczności wyłącznie ze szkoleń podstawowych ośrodki szkolące na kategorie A i B są skazane na zagładę.

Obchodzenie prawa, iluzoryczny nadzór

Sztywne trzymanie się przez resort doktryny leżącej u podstaw podziału szkoleń na podstawowe i dodatkowe jest od zawsze krytykowane. Pozbawia OSK naturalnych źródeł dochodów Ale nie tylko. ODTJ-oty zostały powołane do całkowicie odmiennych zadań. Załatwienie tej sprawy na drodze stosownego rozporządzenia powinno być bezdyskusyjnym priorytetem obecnego rządu.

Czy można przejść do porządku dziennego nad faktem, że wszystkie statystyki dotyczące przestrzegania przez szkolących przedsiębiorców przepisów ustawy i rozporządzeń nie są zadowalające? Wskazują one na poważne zaniedbania i odstępstwa od zakładanych przez twórców prawa standardów i powszechne lekceważenie obowiązującego prawa. Widać też wyraźnie, że przyporządkowanie naszej branży do katalogu działalności regulowanych, zamiast spodziewanych korzyści, polegających przede wszystkim na zapewnieniu wysokiego pułapu wymagań w przebiegu szkolenia, spowodowało niepotrzebną rozbudowę biurokracji i administracji służącej do jego kontroli. Jaki jest efekt tak zorganizowanego procesu szkolenia? Nie muszę chyba przypominać. Efektywność lub jak kto woli sprawność na poziomie kilkunastu procent zdanych za pierwszym razem egzaminów państwowych nie pozostawia najmniejszych złudzeń co do jakości naszej pracy. Umiejętność skutecznego lawirowania wśród kontroli, dostosowywanie działalności do aktualnie obowiązującego prawa jest jeszcze jednym z fenomenów polskiej gospodarki.

Jak łatwo ocenić obecną sytuację, w której w rozdrobnionych i często źle zarządzanych przez niedostatecznie wykształconych ludzi szkolą instruktorzy zatrudniani na tzw. śmieciówki!

Początek drogi

Oto co powiedział jeden taki instruktor. „Ubywa nas z powodu niskich zarobków. Niektórzy pracują za 7-8 zł za godzinę, typowa średnia to 12-13 zł. A jaka powinna być przyzwoita płaca? 20 zł netto za godzinę. Każda stawka niższa niż ta kwota jest poniżej mojej godności”. Przypomnę, że kiedyś, gdy cena kursu wynosiła 3 tys. zł, instruktor zarabiał godziwie. A już wtedy uważaliśmy, że należy dążyć do podniesienia rangi, statusu zawodowego i oczywiście płac instruktorów. Znając obecne realia trudno się chyba dziwić, że dla większości młodych dobrze wykształconych obywateli oferta ze strony OSK jest śmieszna. Z innych docierających do nas informacji wynika, że podobne kłopoty przeżywają transportowcy. Tylko w tym roku brakuje już ok. 25 tys. kierowców z prawem jazdy kategorii C i C+E.

Walka o kształt naszego szkolnictwa, rolę ośrodka szkolenia kierowców w procesie szkolenia, egzaminowania, podniesienie stanu bezpieczeństwa na naszych drogach trwa od lat. Kiedy się zakończy? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że dyskusje wciąż trwają. Jedna odbyła się ostatnio w Warszawie. Jej uczestnicy wypowiadali się na temat szkolenia młodzieży, rozbudowy wychowania komunikacyjnego w szkołach, zmian w programach szkolenia i wielu wiecznie omawianych spraw i tematów, z którymi jak dotąd nikomu nie udało się uporać. Niestety, o większości nurtujących nas kwestii, poruszanych ostatnio m.in. na łamach „Szkoły Jazdy”, nie mówiono w ogóle lub bardzo ogólnikowo. Szkoda, że nie poznaliśmy planów naprawy systemu, ale prawda jest taka, że król jest nagi! One po prostu dzisiaj nie istnieją! Widać, jak starania departamentu ukierunkowane na wprowadzenie koniecznych dla szkolenia i egzaminowania nowelizacji tak bardzo absorbują pracę ministerstwa, że pozostałe problemy muszą zostać odłożone na przyszłość… Tak jak choćby CEPiK 2.0. Bo przecież kolejny projekt przesuwający termin jego wdrożenia można nazwać, jak mówił wiceminister cyfryzacji Piotr Woźny, technicznym.

Witamy więc nowy rok ze świadomością, że wiele jest jeszcze do zrobienia. Proces kształtowania się nowoczesnego systemu szkolenia i egzaminowania tak na dobrą sprawę się jeszcze nie rozpoczął. Jesteśmy na początku drogi, która istnieje tylko w naszej wyobraźni. Drogi, którą trzeba wreszcie mądrze zaprojektować, żeby znaleźć choćby odpowiedź na postawione w tytule pytanie…

Wojciech Szemetyłło

2 komentarze do “Dużo czy mało?”

  1. Pingback: เน็ต ais

  2. Pingback: ข่าวบอล

Dodaj komentarz