WORD przyjacielem OSK, czyli rozbieranie barykady

WORD Toruń

Po latach budowania murów i kreowania konfliktów między szkołami jazdy i WORD barykada jest powoli rozbierana – ocenia szef Górnośląskiego Stowarzyszenia OSK. Potwierdzają to instruktorzy z innych regionów Polski. A dyrektorzy WORD-ów przekonują, że zawsze byli otwarci na współpracę.

– W listopadzie mieliśmy problem z egzaminem praktycznym B+E. Były zastrzeżenia, że przyczepa „chodzi bokiem” – opowiada Piotr Drapa, przewodniczący GSOS. – Sprawa została błyskawicznie wyjaśniona, dopuszczono nas do sprzętu WORD-owskiego. Wystarczył jeden telefon do dyrektora.

Dodaje, że problem, zgłaszany przez zdającego i jego instruktora, się nie potwierdził. Ale szefostwo Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Katowicach bez urazy przyjmuje takie reklamacje, uwagi, prośby o sprawdzenie sprzętu.

– Niedawno, przy egzaminach C+E, była dyskusja o tak zwanych kłódkach, złączkach do pneumatyki. Kierowcy zgłaszali, że jedna uszczelka może być uszkodzona. Mieli rację. Skończyło się nie tylko wymianą części, ale poleceniem dyrektora, by pracownicy techniczni WORD sprawdzali „kłódki” codziennie. Tak jakby pracowali w bazie transportowej – śmieje się Drapa. – Mam wrażenie, że po latach budowania murów, kreowania konfliktów, po jednej stronie my, po drugiej wy, ta barykada jest rozbierana – dodaje poważnym tonem.

Przewodniczący GSOS mówi, że jeszcze kilka lat temu interwencje w WORD-ach były trudniejsze, a dyrektorzy ośrodków na Śląsku (katowicki ma pięć oddziałów terenowych) i w Małopolsce raczej unikali dyskusji z przedstawicielami środowiska OSK.

Dyrektor, co się zastępcami nie wysługuje

Tak samo było w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi.- Komórkę do dyrektora mam. Kiedyś nie było to takie oczywiste – zauważa Zbigniew Popławski, łódzki instruktor z 40-letnim stażem. – Współpraca z WORD-em nie jest może wzorcowa, ale jest dobra. Odbywają się regularne konsultacje, dyskusje na temat nowych przepisów. Dyrektor uczestniczy w nich osobiście, szczegółowo omawia różne problemy. Nie wysługuje się zastępcami. Kolega z Mazowsza powiedział kiedyś na naszym zebraniu, że zazdrości nam dyrektora, z którym można normalnie pogadać. No cóż, szefowie WORD-ów w innych miastach różnie rozumieją władzę – stwierdza filozoficznie Popławski.

Dodaje, że kierujący łódzkim ośrodkiem ruchu drogowego Łukasz Kucharski ma trudną rolę w debatach na temat szkolenia i egzaminowania, bo jest przewodniczącym Krajowego Stowarzyszenia Dyrektorów WORD.

– Musi bronić interesów swojego środowiska, a jednocześnie mieć otwartą głowę, widzieć problemy całościowo – tłumaczy Popławski.

Doświadczony instruktor powtarza, że „egzamin jest ostatnim etapem szkolenia”, a wojewódzkie ośrodki ruchu drogowego i szkoły jazdy są częściami tego samego systemu. Cele ich działań powinny być zbieżne – jak najlepsze przygotowanie kandydatów na kierowców, edukacja w zakresie BRD, transparentność i wysoki poziom egzaminów. Jednak drogi do celu bywają kręte i wyboiste. Właściciele OSK narzekają, że wyścig cenowy negatywnie odbija się na jakości szkolenia, że ciągłe zmiany przepisów utrudniają funkcjonowanie autoszkół, że WORD-y stały się maszynkami do zarabiania pieniędzy (opłaty za egzaminy to 90 proc. budżetu ośrodków). Zarzutów w drugą stronę też jest dużo – niekompetentni instruktorzy, źle wyposażane OSK, zajęcia odbywające się tylko „na papierze”.

W gęstej atmosferze wzajemnych pretensji niełatwo o dobrą współpracę.

– W mojej ocenie nie można w tym temacie generalizować, a już na pewno nie można generalizować w negatywnym wydźwięku. Znam i nieraz zasłyszałem na własne uszy wiele dobrych słów na temat pracy OSK wypowiadanych przez dyrektorów czy personel WORD. Znam też nieodosobnione przypadki chwalenia działań WORD-ów przez instruktorów czy właścicieli autoszkół – przekonuje szef łódzkiego WORD. – Według mnie, mamy do czynienia z pseudosporem, podkręcanym wielokrotnie na potrzeby… No, właśnie, czego? Sytuacji, nośności informacji, sensacji. Normalne jest w sferze ludzkiej, że trafiają się odrębne zdania na jakiś temat, ale sam czyn dyskutowania czy nawet sporu i różnicy zdań z mojego punktu widzenia nie oznacza braku szacunku czy też doceniania dobrych stron – stwierdza Łukasz Kucharski.

Współpracę z ośrodkami szkolenia działającymi w regionie ocenia jako bardzo dobrą. Mówi o regularnych spotkaniach ze środowiskiem instruktorów.

– Dyskutujemy na tematy wymagające wspólnej interpretacji czy to przepisów ogólnych, czy też konkretnych zachowań w określonych warunkach na konkretnych skrzyżowaniach, gdzie prowadzone są egzaminy – tłumaczy Kucharski. – Różnice zdań pojawiają się w każdej przestrzeni naszego życia. To normalna i ludzka cecha. Staram się, żeby wszelkie różnice zdań nigdy nie były powodem do wzajemnej utraty szacunku i myślę, że to się udaje.

Auto za grosz. Też bym się wściekł

Różnice zdań pojawiały się m.in. przy okazji wymiany pojazdów egzaminacyjnych. W 2012 roku na parkingu WORD-u Łódź pojawiły się suzuki swift, wypożyczone przez dilera za… grosz miesięcznie. Taką samą „promocyjną” stawkę od dilera Hyundaia otrzymał WORD Szczecin. Właściciele szkół jazdy pomstowali, bo dla nich zakup choćby jednego nowego auta jest dużym wydatkiem. A wiadomo, że kursanci chcą uczyć się takim samym modelem, jakim będą zdawać. Rozwiązaniem jest podstawienie na egzamin elki OSK.

– Spieraliśmy się o to z dyrektorem Kucharskim. Był sceptyczny – wspomina Popławski. – Ale po zmianie przepisów, uproszczeniu procedur dyrektor zmienił stanowisko. Teraz namawia do podstawiania aut.

Oczywiście muszą być one wyposażone w kamery i sprzęt do rejestracji przebiegu egzaminu.

-Samochody zawsze były punktem zapalnym, czemu się nie dziwię, bo gdybym ja miał kupić auto za dziesiątki tysięcy złotych, a ktoś mógłby je kupić za symboliczny grosz, to bym się wściekł – przyznaje Kucharski.

Tłumaczy, że WORD-y muszą pozyskiwać pojazdy w drodze zamówień publicznych. A dyrektorzy kierują się przepisami prawa i gospodarnością.

– Rozumiem, że tak niskie kwoty raziły w oczy. Dlatego zawsze zapraszaliśmy przedstawicieli OSK do udziału w postępowaniu przetargowym, a wszelkie niejasności kierowaliśmy do Krajowej Izby Gospodarczej, która rozstrzygała w sprawach, żeby całe środowisko wiedziało, że takie czy inne działanie to nie jest tylko widzimisię dyrektora – podsumowuje szef łódzkiego ośrodka.

Wymiana WORD-owskiej floty jest chyba najczęstszym zarzewiem konfliktów ze środowiskiem OSK. Ale w kilku województwach instruktorzy i kursanci cieszą się stabilizacją.

– Wszystkie WORD-y w Wielkopolsce mają takie same pojazdy na egzaminy na kategorię B i nie ma częstych zmian marki – wyjaśnia Stanisław Piotrowski, dyrektor WORD Kalisz.

– To prawda. U nas jest spokojnie – potwierdza Dariusz Kosnowicz, właściciel OSK w Ostrowie Wielkopolskim, w branży od 1992 roku. – Całe województwo jeździ tymi samymi samochodami, nie ma też problemów z przenoszeniem papierów do innych ośrodków.

Od ośmiu lat Wielkopolska szkoli i egzaminuje renault clio. Na początku 2017 roku kaliski WORD ma jednak rozstrzygnąć przetarg na nowe pojazdy.

– O procedurze zakupu OSK zostały stosownie wcześniej poinformowane – podkreśla dyrektor.

Mówi, że w sprawie wymiany pojazdów konsultował się ze środowiskiem instruktorów. Często organizuje też spotkania poświęcone np. zmianom przepisów, ale również wynikom egzaminów.

– Omawialiśmy najczęściej popełniane błędy, statystykę zdawalności – precyzuje Piotrowski.

– Kontakty są regularne. Raczej w życzliwej atmosferze. Przykład? Osiem lat temu, przy zmianie punto na clio, był okres przejściowy. To dla nas ułatwienie – wspomina Kosnowicz. – Kiedy podstawiam swój autobus na egzamin, nie ma żadnych zgrzytów.

Kto dobrze uczy – na tablicę

W temacie samochodów egzaminacyjnych spokój panuje także w Kielcach.

– OSK są zadowolone, że przez kolejne cztery, pięć lat egzaminy będą przeprowadzane toyotami yaris – informuje Czesław Dawid, szef kieleckiego WORD. – Współpracę z ośrodkami szkolenia oceniamy jako dobrą. Zawsze uważaliśmy OSK za partnerów w szeroko rozumianej działalności na rzecz poprawy BRD.

Jednak właściciele autoszkół działających w regionie mówią, że kontakty z szefostwem WORD są sporadyczne.

– Chętnie bym skorzystał z zaproszenia na cykliczne spotkania z dyrektorem lub egzaminatorem nadzorującym – zapewnia Kamil Baran, właściciel szkoły jazdy w Jędrzejowie (ok. 40 km od Kielc). – Warto by omówić tematy dotyczące infrastruktury, kilka kontrowersyjnych skrzyżowań. W każdym mieście są takie miejsca, gdzie łatwo oblać… Niby przepis mówi tak, a praktyka jest inna – tłumaczy instruktor.

Właściciele innych OSK nie chcieli wypowiadać się pod nazwiskiem. Niektórzy żartowali, że chętnie przenieśliby się ze świętokrzyskiego na Podkarpacie. Bo w Rzeszowie zdawalność na kat. B wynosi aż 44,5 proc., a w innych miastach południowo-wschodniej Polski tylko 30-35 proc. Rzeszowski WORD chętnie współpracuje ze środowiskiem szkoleniowym, co roku organizuje konkurs na najlepszego instruktora, promuje solidne szkoły.

– Wynik egzaminu w dużej mierze zależy od poziomu szkolenia kandydatów na kierowców w OSK, co z kolei przekłada się na poziom bezpieczeństwa na naszych drogach. Relacje WORD-OSK powinny być jak najbardziej poprawne z korzyścią dla nas wszystkich – stwierdza Janusz Stachowicz, dyrektor WORD Rzeszów.

Zawody dla instruktorów o puchar dyrektora odbywają się też w Katowicach. Coroczna impreza ma być symbolem dobrych relacji.

– Organizujemy szkolenia, w oddziałach terenowych odbywają się cykliczne spotkania egzaminatorów i instruktorów, powołaliśmy pełnomocnika do spraw kontaktów z OSK i starostwami – wylicza Roman Bańczyk, dyrektor WORD Katowice.

Razem z Górnośląskim Stowarzyszeniem Ośrodków Szkolenia WORD zorganizował już siedem branżowych konferencji (tematem ostatniej było badanie lekarskie i psychologiczne kierowców), w których uczestniczą przedstawiciele samorządów, policji, wyższych uczelni, ogólnopolskich zrzeszeń OSK.

Integruje i edukuje także WORD Toruń, gdzie od dziewięciu lat organizowany jest konkurs na Instruktora Roku i OSK Roku (w różnych kategoriach).

– Laureatów nagradzamy, fotografia każdego widnieje na specjalnej tablicy „Oni dobrze uczą” przed biurem obsługi klienta WORD – podkreśla Marek Staszczyk, szef Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Toruniu. – Współpracujemy z OSK także przez umożliwienie korzystania z naszej infrastruktury: placów, pojazdów, sal dydaktycznych, wydzielonych stanowisk komputerowych (…). Organizujemy spotkania dotyczące zmian przepisów. Przekazujemy w szerokim zakresie informacje związane z planowanymi wymianami taboru. Pytamy o cechy pojazdów, które są dla OSK najważniejsze, zapraszamy przedstawicieli ośrodków szkolenia do komisji przetargowych. Instruktorzy testują oferowane pojazdy. Odbywają się też spotkania wyjaśniające przebieg egzaminów – wylicza Staszczyk.

Zapewnia, że egzaminator nadzorujący i zastępca dyrektora WORD zawsze odbierają telefony od właścicieli autoszkół.

– Z sygnałów docierających z kraju wiem, że są miejsca, gdzie współpraca układa się różnie, nie zawsze zgodnie – komentuje Staszczyk. – U nas relacje są bardzo dobre. W większości mamy tu instruktorów dobrze przygotowanych do zawodu, kulturalnych i odpowiedzialnych za to, co robią. Zdarzają się różnice zdań, ale staramy się wzajemnie szanować nasze racje i szukać możliwości rozwiązania problemów. Unikamy wkraczania w przynależne obu stronom kompetencje. Nie przypominam sobie ostrych konfliktów w historii toruńskiego WORD-u i współpracujących z nami partnerów z OSK, bo ich nie było albo zostały zawczasu skutecznie rozwiązane – podsumowuje Staszczyk.

Egzaminator wysiadający „na czterech” już nie wróci

Kilkunastu instruktorów nauki jazdy, z którymi rozmawialiśmy, pozytywne zmiany WORD-ów widzi przede wszystkim w kompetencjach i poziomie kultury egzaminatorów.

– To, co kiedyś kandydat na kierowcę mógł usłyszeć w samochodzie egzaminacyjnym, nie nadaje się do cytowania – opowiada właściciel dużego OSK w Warszawie. – Na własne oczy widziałem egzaminatora wysiadającego z samochodu „na czterech”… Taki był „zmęczony”. Dziś to nie do pomyślenia! Dyrektorzy WORD natychmiast reagują, nawet na drobniejsze grzeszki – mówi instruktor, który od ponad 30 lat jeździ po ulicach stolicy.

Jego obserwacje potwierdza przewodniczący Górnośląskiego Stowarzyszenia OSK.

– Egzaminatorzy robili, co chcieli. Legendy krążą, jak potrafili kierowcę załatwić. A kiedy egzamin zakończył się wynikiem pozytywnym, to mówili: No, niestety, zdał pan – wspomina Piotr Drapa. – Teraz są inne relacje, partnerskie. I większy profesjonalizm. Jakiś czas temu jeden z egzaminatorów na Śląsku został odsunięty, bo potwierdziły się – mówiąc dyplomatycznie – zastrzeżenia co do jego zachowania.

W każdym WORD-zie znajdzie się kilku ekspertów od obniżania statystyk zdawalności (nasi rozmówcy rzucają konkretnymi nazwiskami), lecz skarg na przebieg egzaminu jest coraz mniej.

– Egzaminatorzy, tak jak nauczyciele w szkole czy nasi sąsiedzi, są różni: wyrozumiali i bardzo surowi, przyjaźni i złośliwi. Jednak nie ma już takich WORD-ów, z których kursanci by masowo uciekali – komentuje Kamil Baran.

Instruktor z Jędrzejowa wspomina, że na jego terenie jeszcze kilka lat temu mówiono, że zamiast Kielc lub Częstochowy lepiej zdawać „prawko” w Piotrkowie.

– Raczej chodziło o wielkość miasta, jego układ komunikacyjny, a nie surowość osób egzaminujących – zastanawia się pan Kamil.

Statystyki dają jednak do myślenia. Skoro w małych miastach o prawo jazdy łatwiej (51 proc. w Ostrołęce, prawie 47 proc. w Łomży), to dlaczego w niedużym Koszalinie (105 tys. mieszkańców) zdawalność wynosi zaledwie 21 proc.? Dlaczego w Łodzi zdać trudniej niż w Warszawie?

– Zdawalność na poziomie 26 procent chluby naszemu miastu nie przynosi. Ale trudno obwiniać za to dyrektora WORD. I oczekiwać od niego, że w imię dobrych relacji z OSK będzie naciskał na egzaminatorów, by poprawili statystki – komentuje Popławski. – Dyrektor jest pracodawcą, lecz nie ma prawa ingerować w egzamin – przypomina.

Popławski zauważa, że stosunki między szkołami jazdy, kandydatami na kierowców a wojewódzkimi ośrodkami ruchu drogowego „oczyszczają” przede wszystkim zmiany w prawie. Na przykład możliwość uczestnictwa instruktora w egzaminie, kamery w samochodach WORD czy ostatnie ministerialne rozporządzenie, które daje egzaminatorom możliwość pełniejszej, bardziej elastycznej oceny umiejętności zdającego.

– Egzaminatorzy przestaną być egzekutorami, którzy sprawdzają kierowcę według formularza. I po prostu muszą zakończyć egzamin, kiedy zdarzy się najechanie na linię – tłumaczy obrazowo instruktor.

Tomasz Maciejewski

Dodaj komentarz