Prawo jazdy okiem zdającego

WORD

Bardzo trudny sprawdzian teoretyczny i praktyczny, który można zakończyć po popełnieniu najmniejszego błędu. Kto nie słyszał takich opinii o egzaminie na prawo jazdy? Oliwy do ognia dolewają media, prezentujące raporty o niskiej zdawalności czy wywiady z kursantami wielokrotnie podchodzącymi do egzaminów. Sensacja jest w cenie i przekłada się na poczytność. Jak to wszystko ma się do rzeczywistości? Postanowiliśmy przekonać się na własnej skórze.

W materiale nie zamierzamy skupiać się na konkretnych szkołach jazdy czy WORD-ach. Ramy procesu nauczania czy egzaminowania zostały wyraźnie nakreślone, więc w każdym miejscu kraju kształcenie kierowców wygląda podobnie. Znaczący nie jest również rozstrzał cenowy między ofertami poszczególnych szkół – wynosi ok. 10 proc. W naszym przypadku wybór ośrodka nie był podyktowany ceną, internetowymi opiniami czy rankingami zdawalności. Zdaliśmy się na koleżeńską rekomendację.

Czas próby

Po otrzymaniu numeru PKK i uregulowaniu opłaty za kurs pozostało ustalić terminy zajęć teoretycznych. Poza wieczornymi godzinami w dniach roboczych dostępne były także lekcje w sobotę. To duże ułatwienie dla pracujących. Prowadzący wykłady starał się ubarwiać sztandarowe elementy kształcenia aspektami i anegdotami z życia wziętymi. Nawet w czasie przerw pozostawał do dyspozycji kursantów i omawiał pojawiające się wątpliwości, w razie potrzeby odwołując się do artykułów z kodeksu drogowego.

Po zdaniu wewnętrznego egzaminu teoretycznego szkoła potwierdziła swoją elastyczność. Umówienie się na jazdy w godzinach 18 – 22 nie było problemem. Instruktor zasygnalizował, że w razie potrzeby możliwe jest rozpoczynanie zajęć także przed godziną ósmą rano. Na przełomie stycznia i lutego okazało się to czasem niezłej próby. Szybko zapadający zmierzch, plucha i refleksy świetlne na nawierzchni znacznie ograniczały widoczność. Pozostało pocieszać się, że później będzie już tylko łatwiej.

Zarówno w trakcie ćwiczeń na placu manewrowym, jak i nauki na mieście mogliśmy liczyć na natychmiastowe informacje zwrotne o popełnionych błędach i propozycje zmiany taktyki jazdy, które pozwolą na uniknięcie ich w przyszłości. Nie było przy tym mowy o złośliwych komentarzach – doniesienia o tego typu zachowaniach raz po raz pojawiają się w mediach. Pogodzenie nauki jazdy z pracą czy przerwami urlopowymi nie zawsze jest łatwe. W gronie znajomych nierzadko słyszeliśmy o przeciągających się kursach. Przekonaliśmy się, że czas bardzo szybko płynie – wystarczyło kilka wyjazdów, przełożonych na naszą prośbę zajęć i tygodni z brakiem wolnych terminów na jazdę w interesujących nas godzinach, by ze stycznia, w którym zaczynaliśmy szkolenie, zrobił się… maj. Nie pozostało nic innego, jak zacisnąć zęby, szybko uporać się z ostatnimi godzinami kursu i przystąpić do egzaminu teoretycznego.

Mniej opcji, większa motywacja

Pobierający opłaty i zapisujący na egzamin pracownicy WORD przejawiali oznaki znużenia monotonią pracy. Fakt, zrobili, co do nich należało, jednak brakowało entuzjazmu i uśmiechu, które są podstawą w pracy z klientem. Prawdziwie zimnym prysznicem były zaproponowane godziny egzaminów interesującej nas kategorii – 9 lub 17. Alternatyw brak. Nie ma tego złego. Kiedy przystąpienie do egzaminu wiąże się z koniecznością wcześniejszego zwalniania się z pracy, rośnie motywacja do zaliczenia testu za pierwszym razem. Przeczytanie od deski do deski podręcznika oraz sumienne przerobienie testów pozwoliły na zdanie egzaminu z maksymalną liczbą punktów i opuszczenie sali przed czasem. Czy aktualnie obowiązujące testy są trudniejsze od wcześniej obowiązujących? Z perspektywy osoby dobrze do nich przygotowanej można pokusić się o stwierdzenie, że nie. Kto przyswoi wiedzę i nie podda się stresowi, nie powinien mieć problemów ze zdaniem.

Kilka tygodni później (jak ten czas płynie…) stawiliśmy się na egzaminie praktycznym. Egzaminator przyszedł na plac manewrowy, uśmiechnął się, przywitał, przedstawił i spytał o samopoczucie. To niby detale, jednak wystarczą do zbudowania pozytywnej atmosfery. Szybko omówił zasady, z zasygnalizowaniem, że po placu manewrowym jeździmy z włączonymi światłami i zapiętymi pasami. Pytania? Brak. Mogliśmy zaczynać.

Nie jedź na pamięć!

Poza jednym, nieudanym i poprawionym za drugim razem manewrem obyło się bez większych przygód. Aby sytuacja była całkowicie klarowna, egzaminator poprosił o opuszczenie pojazdu i wyjaśnił, w czym tkwił problem. W trakcie jazdy po mieście polecenia były wydawane z optymalnym wyprzedzeniem. Okazją do zapoznania się z obszarami egzaminowania były godziny wyjeżdżone podczas kursu. W ich trakcie wielu kursantów próbuje zautomatyzować swój sposób prowadzenia samochodu. Próby jazdy na pamięć są poważnym błędem. Sytuacja na drodze jest dynamiczna, a kierowca musi na bieżąco adaptować się do warunków. Chociażby dlatego, że siatka miejskich ulic ewoluuje, a droga, która podczas kursu była jednokierunkowa, może zamienić się w dwukierunkową. Znając topografię, jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy egzamin dobiega końca. Dotarciu do ostatniej prostej bez popełnienia błędów towarzyszy uczucie ulgi połączonej z rozluźnieniem całego ciała. Wolne od stresu podczas egzaminu nie są nawet osoby z kilkunastoletnim stażem za kierownicą. Zdenerwowanie może jednak mieć działanie mobilizujące – dzięki niemu jesteśmy w stanie skupić się na prowadzeniu auta, a nie setkach spraw pobocznych, chociażby zastanawianiem się nad zadaniami czekającymi nas następnego dnia. Pozostał wjazd na teren WORD-u i krótkie podsumowanie egzaminu. Wynik pozytywny.

Decydują detale

Czy egzamin jest trudny? Jeżeli kursant z rozmysłem wykonywał polecenia instruktora i analizował własne błędy, a na sprawdzian pojedzie z pozytywnym nastawieniem, ma większe szanse na odniesienie sukcesu. Podczas ostatnich godzin szkolenia warto zapytać instruktora, jak ocenia nasze przygotowanie do egzaminu. Wskazane jest też dokonanie samooceny. Jeżeli kilka razy z rzędu nie jesteśmy w stanie poprawnie wykonać zadań z placu manewrowego, istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie uda się to również na egzaminie, gdzie dochodzi stres. Praktyka musi być poparta wiedzą o obowiązujących przepisach. Niezatrzymanie samochodu przed sygnalizatorem ze strzałką pozwalającą na skręt warunkowy, niezwracanie uwagi, czy nie zgasła ona podczas rozpoczynania jazdy, wjeżdżanie na skrzyżowanie bez upewnienia się o możliwości jego opuszczenia i wiele innych błędów, notorycznie popełnianych przez kierujących z uprawnieniami, może zaważyć na wyniku egzaminu.

Kursanci często nie chcą przyznać się nawet przed sobą, że oblali przez własne błędy. Najczęściej to wina „złośliwego egzaminatora”, który „czepiał się o wszystko”. Zdarza się, że kończący egzamin z wynikiem negatywnym nie do końca zdają sobie sprawę, co zaważyło na ocenie. Równolegle zdająca osoba powtarzała manewr i za drugim razem wykonała go poprawnie. Jak się później okazało, podczas kolejnego zadania dotknęła tyczki lusterkiem pojazdu. Jeszcze przed rozpoczęciem jazdy egzaminator zaznaczył, że będzie to skutkowało przerwaniem egzaminu. Z pewnością zostało to powtórzone w chwili przerywania egzaminu. Zdający był jednak przekonany, że ocena negatywna jest następstwem popełnienia drugiego błędu, podczas gdy dyskwalifikujące jest dwukrotne nieprawidłowe wykonanie tego samego zadania bądź spowodowanie potencjalnego zagrożenia dla ruchu, przez które rozumie się przejechanie kołem przez linie wyznaczające krawędzie stanowisk czy wspomniane potrącenie tyczki bądź pachołka.

Łukasz Szewczyk

 

8 komentarzy do “Prawo jazdy okiem zdającego”

  1. 1) Teoria. Cytuję egzaminatora: „W pytaniach i odpowiedziach są błędy redakcyjne i nieścisłości, ale my nie mamy na to wpływu”. 2) Praktyczny. Podstawa to instruktor. Ostry, z ogromnym doświadczeniem; chodził do WORD, patrzył, pytał i wyciągał wnioski. Na egzaminie powtarzałam sobie po cichu jego stałe komendy i uwagi – czułam, że kontroluję sytuację, i spokój wracał. Egzaminatorzy OK, tylko robią łaskę, kiedy mają wyjaśnić błąd: część robi to dopiero po egzaminie.

  2. Pingback: upx1688.com

  3. Pingback: buy MDMA online

Dodaj komentarz