Jak zostałem instruktorem

nauka jazdy

Pewnego letniego wieczoru siedziałem u znajomych na grillu. Jak to zwykle bywa, po kilku piwach ludzie stają się bardziej wylewni… – pisze Marcin Zygmunt.

Jeden z uczestników biesiady rzucił w przestrzeń ogrodu stwierdzenie, że bycie instruktorem nauki jazdy to najlepsza praca na świecie, jednym tchem dodając, że instruktorskie dupsko wożą młode dziewczęta i jeszcze za to płacą. Puściłem tę wypowiedź mimo uszu, ale znajomy nie dawał za wygraną i namiętnie wygłaszał swoje poglądy na temat pracy instruktora nauki jazdy. Wyrobił je sobie na podstawie obserwacji pojazdów nauki jazdy poruszających się po Poznaniu. Mieszka w pobliżu WORD Poznań, więc obserwacji mógł dokonywać na bieżąco. Jak stwierdził, nie widział instruktora, który by uczył, tłumaczył, objaśniał kursantowi, jak się zachować, jak bezpiecznie przejechać przez skrzyżowanie. Widział tylko roześmianych kursantów, instruktorów trzymających kierownicę i ogólny chaos.

Wsłuchiwałem się w wypowiedź kolegi z powagą, udając, że nie rusza mnie takie podejście do pracy instruktora nauki jazdy. Jednocześnie w głowie głębiły mi się myśli, że sam na łamach „Szkoły Jazdy” pisałem, jacy to instruktorzy są beznadziejni, jak to traktują swoich klientów jak śmieci, jak oszukują kursantów na wszystkim, na czym się da. Jeżeli ja, człowiek z branży, opisuję patologię, jaka występuje w szkołach jazdy i wśród instruktorów, to dlaczego miałbym bronić ich teraz, gdy mój kolega wytyka takie rażące błędy, a ja wiem, że to prawda.

Następnego dnia zacząłem się zastanawiać, dlaczego zostałem instruktorem nauki jazdy. Był rok 2005, spotkałem na studenckiej imprezie Pana Instruktora (naprawdę instruktora z prawdziwego zdarzenia). Poznaliśmy się, porozmawialiśmy i jakoś tak naturalnie zostaliśmy kolegami. Opowiadał trochę o swojej pracy z takim błyskiem w oku i pasją, że pomyślałem o pracy instruktora nauki jazdy jako o fantastycznym sposobie na zmianę swojej drogi zawodowej. W roku 2006 zacząłem pracę jako instruktor nauki jazdy u tego kolegi. Zakończył pracę w OSK i stworzył od podstaw swoje, a ja miałem przyjemność dołączyć do zespołu. Standardy, jakie zostały wdrożone w dziedzinie obsługi klienta, prowadzenia zajęć teoretycznych, zajęć praktycznych to był kosmos. Żadna szkoła w Poznaniu nie dorastała do pięt temu ośrodkowi i nam, pracującym w nim instruktorom. Każdy z nas rozumiał i był przekonany, że dzięki naszym wysokim umiejętnościom i wyśrubowanym standardom kursanci nas cenią i lubią.

Zostałem instruktorem z chęci uczenia innych ludzi sztuki kierowania pojazdem. Do dzisiaj mnie to cieszy, sprawia mi to frajdę, jest moją pasją i częścią mnie. W 2013 roku poszedłem na swoje. Otwierałem własną szkołę w największym kryzysie w branży. Pamiętam, że po wprowadzeniu ustawy o kierujących ludzie z branży OSK zamykali szkoły, bo brak kursantów, bo strach w oczach. Odwiedzając starostwo powiatowe nie zapomnę min panów urzędników, gdy oznajmiłem, że otwieram szkołę jazdy. Proszę pana, wszyscy się zamykają, a pan się otwiera, gratulujemy odwagi i postaramy się pomóc. Naprawdę pomogli i za to jestem im wdzięczny. Tak powinni się zachowywać i działać urzędnicy. Służyć radą i pomocą oraz obdarzyć pewnym kapitałem zaufania.

Nie będę ukrywał, było bardzo ciężko, kryzys, nowa rzeczywistość w nauce jazdy, brak kursantów, którzy się wystraszyli nowych testów. Ale wierzyłem, że jestem bardzo dobrym instruktorem, że sam sobie wdrożyłem najwyższe standardy obsługi i nauczania kursantów, że nie idę na łatwiznę, tylko zaczynam z bardzo wysoką ceną kursu i jazd uzupełniających. W dniu, kiedy zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszałem kobiecy głos: dzień dobry, chciałabym zapisać się na kurs prawa jazdy, był jednym z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Dziś, po ponad roku działalności mojej szkoły jazdy, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że mi się udało, że mam kursantów, że uczę i nauczam naprawdę fajnych ludzi. Większość osób szkolonych mam z polecenia, więc nie przeraża ich wysoka cena, ale kuszą ich opowieści znajomych, że uczę rzetelnie.

Cieszy mnie również fakt, że mam bardzo dobry kontakt z kolegami z poprzedniego OSK, w którym przepracowałem sześć lat. Mimo że jesteśmy konkurencją, wzajemnie się szanujemy.

Zostałem instruktorem nauki jazdy nie po to, żeby podrywać młode kursantki, nie po to, żeby się wyżywać na osobach, którym coś nie wychodzi, nie po to, żeby sobie dorabiać do emerytury. Jestem instruktorem nauki jazdy, ponieważ mam w sobie pasję uczenia, lubię to robić i sprawia mi to radość. Oczywiście nie robię tego charytatywnie, w mojej szkole nie ma zniżek, nie ma rabatów pieniężnych. W mojej szkole nie odwożę i nie podwożę innych kursantów, każda osoba ucząca się ma dla siebie czas na naukę. Zaczynam i kończę jazdy zawsze w tym samym miejscu. Szanuję czas i pieniądze swoich kursantów i dlatego udało mi się w czasie kryzysu w branży zaistnieć i odnieść mały sukces, jakim jest kalendarz zapisany od rana do wieczora.

Od 2006 roku poznałem wielu fantastycznych instruktorów jazdy, dla których ta praca jest fascynującą przygodą, i nigdy nie słyszałem narzekania. Spotkałem instruktorów, od których uczyłem się i nadal mam możliwość uczenia się od nich lub, co fajne, razem z nimi. Są w Polsce wysokiej klasy instruktorzy i oni walczą o prestiż tej branży w społeczeństwie. Niestety, przytłaczająca większość instruktorów nauki jazdy to matacze i krętacze. Dla nich ta praca to nie radość uczenia, a przykry obowiązek. Szkoda kursantów, których oni uczą. Szkoda branży, której psują opinię i szargają dobre imię instruktorów z powołania.

Instruktorem się jest, a nie bywa, dlatego życzę wszystkim instruktorom z prawdziwego zdarzenia samych przyjemności w pracy i sukcesów na lokalnych rynkach. Dobra szkoła jazdy i dobry instruktor nie pali się do wchodzenia w sieciowe szkoły jazdy, tak ostatnio promowane w mediach i forach poświęconych branży OSK. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że mój ośrodek, moje dziecko, oddaję w ramionach sieciowej szkoły, której standardy są o połowę niższe niż moje, a ona twierdzi, że jest najlepsza. Szanujmy się wzajemnie i wykonujmy swoją pracę godnie, a dla każdy dostanie swój kawałek tortu.

Marcin Zygmunt

 

11 komentarzy do “Jak zostałem instruktorem”

  1. Panie Marcinie!
    Gratuluję Panu z całego serca, za podjęcie trudnej decyzji w otwarciu OSK, a także sukcesów, z których
    Pan się cieszy. Proszę mnie uwierzyć, że to co Pan robi, będzie przynosiło radość i pieniądze. Proszę
    niech Pan się nie zraża tym, z czym może się Pan spotkać ze strony tych pseudo instruktorów i robić
    swoje utrzymując wysokie standardy prowadzenia OSK. Ludzie, to potrafią docenić.

      1. Czy ty Skała, już naprawdę całkowicie wyjałowiałeś w tym Krzyżu Wielkopolskim?
        Jesteś bezrobotnym w branży, bo robisz wszystko, żeby ludzie cię znienawidzili. Zobacz, co o tobie
        piszą na forach.

    1. „Kalendarz zapisany od rana do wieczora” to sukces? To właśnie myślenie typowego instruktora nauki jazdy. Gratulacje! Widać w tej branży można tylko w ten sposób zarobić na utrzymanie rodziny.. pracując od świtu do zmierzchu!

      1. Myślę że to „skrót myślówy ” – ja bym to przetłumaczył tak że autor na brak klientów mimo nie najniższej ceny nie narzeka. Znaczy to, że nawet w tej branży jakość potrafi się obronić.

    2. Ten instruktor nie wie chyba o czym pisze, jest nim zbyt krótko, nie zna się na ekonomii – niska cena kursu, ciekawe co powie jak trzeba będzie wymienić auto szkoleniowe…….. pewnie zamknie szkołę…….. i cały dzień zapisany w kalendarzu…… NIEWOLNIK

    3. Pingback: Online medicatie kopen zonder recept bij het beste Benu apotheek alternatief in Amsterdam Rotterdam Utrecht Den Haag Eindhoven Groningen Tilburg Almere Breda Nijmegen Noord-Holland Zuid-Holland Noord-Brabant Limburg Zeeland Online medicatie kopen zonder r

    4. Pingback: molly drug gif,

    5. Pingback: the kardasians

Dodaj komentarz