Dlaczego tak trudno uzyskać wynik pozytywny?

samochód szkoleniowy

Gdybym był egzaminatorem oczekiwałbym od kandydata na kierowcę przyzwoitej jazdy oraz myślenia.

W pierwszej części mojej analizy zdawalności egzaminów państwowych skupiłem się na podstawowych elementach z których buduje się podczas kursu kierowcę. Wymieniłem takie elementy jak: prawidłowe ruszanie i zmiana biegów, hamowanie pojazdem jako element kluczowy dla bezpiecznego poruszania się. Krótko scharakteryzowałem te elementy i uważam, że kursant po 30 godzinach jazdy powinien mieć opanowane podstawy. Jeżeli z różnych powodów kursant nie jest w stanie opanować podstawowych elementów sztuki kierowania pojazdem nie powinien w mojej ocenie otrzymać wyniku pozytywnego z egzaminu wewnętrznego. Jestem w stanie zrozumieć, że rynek nauki jazdy jest bardzo trudną i specyficzną gałęzią gospodarki i że ośrodki szkolenia kierowców walczą o klienta. Kursant nie przygotowany do egzaminu państwowego z reguły będzie narzekał i przeklinał ośrodek egzaminowania i samego egzaminatora, a nie szkołę jazdy, która go nie przygotowała. Rolą egzaminatora jest wyegzekwować od podchodzącego do egzaminu jego wiedzę i umiejętności. Egzamin państwowy w moim przekonaniu i zawsze powtarzam to swoim kursantom jest starciem tytanów. Z jednej strony egzaminator mający jako oręż program egzaminu do zrealizowania a z drugiej strony kursant, który jeżeli jest możliwie najlepiej przygotowany ma duże szanse na wyjście z tej wali z tarczą. Wielu egzaminatorów zwraca i przywiązuje olbrzymią wagę do pewnej strategii przejazdu trasy wyznaczonej przez siebie.

Gdybym był egzaminatorem oczekiwałbym od kandydata na kierowcę przyzwoitej jazdy oraz myślenia. Większość szkół prawie cały kurs jeździ z kursantem w tak zwanej „strefie egzaminowania”, co ma przygotować ucznia to jazdy egzaminacyjnej. Egzaminatorzy z racji usytuowania ośrodków egzaminowania w konkretnej lokalizacji również poruszają się po tych samych uliczkach po których uczył się kursant. Więc kursant powinien znać i mieć przećwiczone newralgiczne skrzyżowania. W Poznaniu w strefie egzaminacyjnej znajduje się kilka skrzyżowań o ruchu okrężnym, a większość szkół jeździ po jednym rondzie i tłumaczy, że na pozostałych jest tak samo! Oczywiście zasada jest ta sama, ale budowa, specyfika przejazdu, natężenie ruchu, pojazdy szynowe są zupełnie różne. Nie wiem, czy instruktorzy boją się jeździć na inne trudniejsze skrzyżowania, czy im się nie chce.

Wielu instruktorów uczy kursanta zwiedzania miasta a nie prawidłowej techniki jazdy, właściwej dynamiki, odpowiedniego do sytuacji drogowej wyboru przełożenia skrzyni biegów. Wielu kursantów boi się parkować lub modli się żeby nie pojechać na egzaminie na określone skrzyżowanie. Jakim problemem jest podczas kursu ćwiczyć z kursantem do bólu określone elementy obowiązkowe na egzaminie.

Wielu kursantów jest uczona mechanicznego bez refleksyjnego przejechania określonego skrzyżowania. Na drodze sytuacja jest dynamiczna i zmienna, dlatego należy zawsze wytłumaczyć dlaczego tak a nie inaczej pokonuje się dane skrzyżowanie. Jeżeli kursant cały kurs odbywał w godzinach późno wieczornych to na skrzyżowaniach z sygnalizatorem S1 mógł nie spotkać kolizyjnego przejazdu ponieważ z przeciwka nie było pojazdu. Może się tak zdarzyć, że egzamin będzie odbywał w godzinach szczytu komunikacyjnego i jeżeli nie ma przećwiczonych elementów przejazdu przez skrzyżowanie z dużym ruchem ulicznym nie poradzi sobie na egzaminie. Dla wielu instruktorów bezpieczniej i wygodniej jest poruszać się po pustych skrzyżowaniach niż uczyć walki ulicznej na pełnych ulicach złowieszczych kierowców.

Opanowanie sytuacji nerwowych i kryzysowych to umiejętność prawdziwego kierowcy. Kursant ma dostać od instruktora informację jak należy przygotować się do pokonania trudności na drodze. Prosty przykład się nasuwa; proszę skręcić w prawo w ulicę. Wielu kursantów słysząc taką komendę nic nie robi i na ostatni moment sprzęgło, hamulec, kierunkowskaz, skręt, dohamowanie, panika i szaleństwo w oczach. Ewentualnie instruktor zrywa się z drzemki i hamuje i chwyta kierownicę i tak wygląda jazda. Można przecież kursantowi wytłumaczyć jak prawidłowo przygotować się do wykonania określonego manewru na drodze. Instruktor lub egzaminator wydaje polecenie proszę skręcić w prawo na skrzyżowaniu. Kursant jeżeli ma to wyćwiczone wykona manewr precyzyjnie. Odpowiednio wcześniej zdejmie nogę z pedału przyspieszenia, wyhamuje pojazd na prostej, dobierze odpowiedni bieg, włączy kierunkowskaz, skontroluje jak sytuacja na danym skrzyżowaniu wygląda, zajrzy w drogę w którą będzie skręcał i oceni, czy jest bezpiecznie, czy nie ma pieszych na przejściu, czy jest możliwości kontynuowania jazdy. Po kompleksowej ocenie stanu rzeczy wykona prawidłowo manewr skrętu i spokojnie pojedzie dalej. Egzaminator pewnie z radości rozpłynie się na prawym fotelu.

Spokój za kierownicą i myślenie o sytuacji na drodze oraz kierowanie wzroku jak najdalej jest to możliwe tak aby przygotować się na sytuacje, które się mogą wydarzyć daje kursantowi broń do wali o pozytywny wynik egzaminu.

Defensywna jazda jest w szkołach jazdy prawie nieobecna. Instruktorzy bronią się przed nowoczesnym sposobem nauczania. Defensywny kursant to mądry kursant na drodze i pewny swoich umiejętności na egzaminie. Zasady defensywnej jazdy są bardzo proste i nie wymagają dodatkowych predyspozycji od kursanta. Dają nawet mniej zdolnym kursantom szanse na pozytywny wynik egzaminu. Utrzymywanie bezpiecznego odstępu jest kluczowe a jeżeli nie do końca sobie radzisz utrzymuj większy odstęp wtedy będziesz miał więcej czasu na reakcję, pomyślenie, wykonanie i uniknięcie sytuacji niebezpiecznej. Jedź płynnie i spokojnie uważając na innych kierowców, obserwuj drogę możliwie jak najdalej i reaguj pewnie i spokojnie. Daleko patrzysz więcej widzisz masz więcej czasu.

Na sam koniec chciałbym napisać rzecz dla mnie bulwersującą. Na jednym z portali społecznościowych wywiązała się w grupie instruktorów dyskusja jak uczyć kursantów, czy wymagać od nich i od siebie. Większość z instruktorów była zgodna, że należy uczyć jak najwięcej, walczyć o kursanta, sprzedawać mu nowinki, pokazywać różne możliwe schematy i taktyki przejazdu. Rozmowa toczyła się dość ostro jak to w gronie samych profesjonalistów i jeden z instruktorów uczestniczących w tej dyskusji zabierając głos dokonał wpisu, że nie widzi sensu w podnoszeniu poziomu nauczania. Jak zaznaczył on uczy podstaw i głupie nowinki zostawia dla nawiedzonych instruktorów, którym się chce. Takich instruktorów środowisko powinno eliminować, bo takie podejście rzutuje na całe środowisko, które jest postrzegane jako pazerne na pieniądze kursantów.

Marcin Zygmunt

Dodaj komentarz