Trzy pasy i 40 km/h? To nie dla mnie!

zaparkowane samochody

Często jadąc zgodnie z maksymalną dozwoloną prędkością prawym pasem jesteśmy przyczyną nerwów pozostałych kierowców. Ale dlaczego denerwują się na kogoś, kto chce przestrzegać przepisów?

Nieładnie, po to jest przecież prawy pas. W ostatnim miesiącu dość często bywałem w Krakowie, gdzie przyszedł mi pomysł na dzisiejszy artykuł, więc czas zacząć opowiadanie. Jadąc ulicą Armii Krajowej w kierunku centrum zastanawiałem się nad sensownością oznaczeń na drogach. Dlaczego w tym miejscu jest 70 km/h zamiast 100, 50 zamiast 70. Owszem, bywają miejsca, gdzie oznaczenia nijak mają się do rzeczywistości, ale uwierzcie, to rzadkość. Dlaczego rzadkość? Otóż jeżeli jedziemy przez miasto prostą drogą, przy małym ruchu, jezdnią jednokierunkową, z dwoma pasami ruchu w jedną stronę, myślimy sobie: pięćdziesiątka, przecież tutaj stówka byłaby bezpieczna. W jednym właśnie macie rację, stówka byłaby bezpieczna, nawet 120, ale tylko dla kierowców. Teraz pomyślcie przez chwilę czytając ten artykuł, co by było, gdybyście byli pieszymi, np. takimi po sześćdziesiątce, którzy już nie potrafią szybko biegać, ale bardzo by chcieli przejść na drugą stronę ulicy… No ale jak tu przejść, skoro auta pędzą setką jeden za drugim i żadnemu ani się śni choćby zwolnić, a co dopiero się zatrzymać. Tak więc to ulubione 100 km/h na zabudowanym terenie jest bezpieczne, ale dla kierowcy, a nie dla pieszego. Ale wróćmy na ulicę Armii Krajowej w Krakowie. Otóż stałem sobie na czerwonym świetle (prawy pas), godziny szczytu, więc był korek. Nagle wszyscy ruszyli ze względu na upragnione zielone światełko, aż tu lewy pas jakby opustoszał po kilkuset metrach. W bocznym lusterku dostrzegłem dość fajne autko civic type R, które szybko zmieniło pas z prawego na lewy, kierowca dość mocno docisnął pedał gazu (no, z taką furą można, a nawet powinno się dociskać… ale na torze), nagle pojawił się jakieś 300 m przede mną, zniknął za zakrętem w lewo, gdzie, jak się okazało, zjechał do przymusowego pit stopu. Dlaczego przymusowego? O tym dowiedziałem się, kiedy przyszła moja kolej na pokonanie tego zakrętu. Otóż kierowca sportowej hondy ciut przesadził, stracił panowanie na autem i wpadł na krawężnik, zrobił obrót o 360 stopni, a chwilę potem zatrzymał się jakiś metr przed latarnią. Ale zaraz, zaraz, przecież jezdnia jednokierunkowa, dwa pasy ruchu w jedną stronę, więc o co chodzi? Nie o kasę, jak to zazwyczaj bywa, ale o brak wyobraźni. Dodam, że na szczęście kierowcy hondy nic się nie stało, autu raczej też. Być może odwiedzi znajomego wulkanizatora z powodu lekko skrzywionych felg, ale to i tak drobnostka, jeżeli się pomyśli, co mogło się stać. Gdzie jest błąd? Ano droga w tym miejscu jest źle wyprofilowana. Łatwiej było wstawić znak ograniczenia prędkości do 50 km/h, niż ją poprawić, co zresztą zostało zrobione. Przez kilka lat stały tam skrzynki fotoradarów (być może nawet atrapy). Dość często znajomi mówili, że po co, skoro bez problemu mogłoby być 70 km/h. Ostatnio w internecie znalazłem filmik, który podesłałem kilku z nich. Kiedy go obejrzeli, jeden po drugim odpowiadali: teraz już wiem, po co. Również was zachęcam do zapoznania się z filmikiem, dość ciekawie wyjaśnia, po co pięćdziesiątka na takiej dwupasmowej pięknej drodze. Z powodu tego źle wyprofilowanego zakrętu i źle dobranej prędkości (czyt. za dużej) doszło tam do wielu wypadków.

Kolejny przykład to wylot z Bielska-Białej na Katowice ? droga dwujezdniowa bez chodnika, nie jest to teren zabudowany. Do niedawna było tam kilka bardzo niebezpiecznych miejsc (w tej chwili zostało bodajże jedno), gdzie można było skręcić w lewo pomimo braku pasa do lewoskrętu. Samochody wyjeżdżały z Bielska, rozpędzały się, część kierowców ignorowała ograniczenie do 50 km/h, po czym często i gęsto dochodziło do gwałtownego hamowania (także wypadków), bo bywało, że samochód skręcający w lewo blokował lewy pas ruchu. Ukształtowanie terenu jest takie, że miejsca do skrętu były słabo widoczne. Nocą nie było ich widać w ogóle. Dwa razy widziałem tam niebezpieczną sytuację. Raz ktoś musiał gwałtowanie hamować, bo dał się zaskoczyć, drugi raz samochód uciekający z lewego pasa zajechał mi drogę (jechałem prawym pasem) i o mały włos, a wizyta u blacharza-lakiernika byłaby nieunikniona.

Kolejny przykład: nowe ograniczenie w Kielcach niedaleko dworca PKP. Do 40 km/h przy trzech pasach w jedną stronę? Żeby zrozumieć, jak trudno jest, zwłaszcza ludziom starszym, chcącym zdążyć na autobus, bus, pociąg, przejść w tamtym miejscu przez pasy, wystarczyło spróbować to zrobić kilka tygodni wcześniej. Na szczęście w odpowiednim czasie służby zareagowały wstawiając znak ograniczenia prędkości do 40 km/h i troszkę wcześniej znak informujący o możliwej kontroli fotoradarowej (zauważyliście, prawda?).

Oczywiście jest bardzo wiele miejsc, gdzie oznaczenia rzeczywiście są bez sensu, ale to nie powinno być usprawiedliwieniem, że można ograniczenia prędkości ignorować dla zasady. Bo może się zdarzyć, że przez to będziecie musieli swoje zaparkować w takim miejscu, jak to poniżej ? o, tam, za tym murem…

Albin Sieczkowski

Dodaj komentarz