Motory, snowboard i polityka

– Kiedyś bardziej interesowałam się motoryzacją. Jedną z moich pasji były motocykle. Jeździłam na skuterze, motocyklu enduro, później nawet na ścigaczach – mówi Jagna Marczułajtis-Walczak.

Jakub Ziębka: Rozpoczęło się już wielkie święto fanów piłki, czyli Euro 2012 (rozmowa odbyła się kilka dni po inauguracyjnym meczu Polaków). Imprezę poprzedziły kilkuletnie przygotowania, w tym realizacja dużych przedsięwzięć infrastrukturalnych. Kluczową kwestią była budowa i modernizacja istniejących już dróg. Polacy narzekają, że duża część inwestycji nie została zrealizowana. Co pani na to?

Jagna Marczułajtis-Walczak: – Cóż, wszystkiego nie da się zrobić od razu, potrzeba trochę czasu. Jednak chyba każdy stwierdzi, że w tej kwestii dokonał się w Polsce skok cywilizacyjny. Przyznaję, nie wszystkie inwestycje udało się zakończyć przed inauguracją mistrzostw, ale prace są dalej realizowane. Już niedługo kolejne odcinki dróg będą służyły Polakom. Trzeba się z tego cieszyć. Bardziej niepokoi mnie jednak nie ilość, ale jakość naszych dróg. Chodzi mi m.in. o nakładki bitumiczne. Pozostawiają one sporo do życzenia, szybko się zużywają. Efekty wykonania takich słabych jakościowo prac widać już wkrótce po oddaniu danego odcinka drogi do użytku. Potrzebne są w tej kwestii bardzo restrykcyjne kontrole. Musimy równać do państw, gdzie jeździ się najlepiej.

Jakie kraje ma pani na myśli?

– Przede wszystkim Szwajcarię. Tam drogi są tak gładkie, że jeździ się po nich, jak po stole. Nie ma żadnych kolein, dziur. Mogą po nich bez szwanku jeździć motocykle o twardym zawieszeniu, nawet bez amortyzatorów.

Pod koniec kwietnia wystosowała pani do ministra finansów interpelację poselską. Dotyczy ona kolekcjonerskich pojazdów zabytkowych, które są sprowadzane do Polski z innych krajów. Może pani przybliżyć, w czym leży problem?

– Sprowadzając samochód z zagranicy kolekcjoner może skorzystać z pewnych zwolnień w zakresie cła i akcyzy (w przypadku importu) oraz akcyzy (w przypadku nabycia wewnątrzwspólnotowego) pod warunkiem zakwalifikowania pojazdu jako kolekcjonerski. Pomimo że kryteria te nie zmieniły się, od końca 2009 r. zmianie uległa ich interpretacja przez urząd celny. W chwili obecnej mamy do czynienia ze zjawiskiem masowego wręcz wzywania osób, które sprowadziły pojazd zabytkowy (kolekcjonerski) w przeciągu ostatnich pięciu lat, do wniesienia należnego cła i akcyzy powiększonej o odsetki ustawowe z racji dopatrzenia się błędnej klasyfikacji pojazdu. Chciałabym, żeby na terenie całego kraju wykładania kwalifikowania tych pojazdów jako kolekcjonerskich była jednolita. Teraz niestety tak nie jest.

Interesuje się pani motoryzacją? Czy jazda samochodem to tylko przykry obowiązek?

– Teraz traktuję samochód czysto utylitarnie, po prostu nim jeżdżę. Kiedyś bardziej interesowałam się motoryzacją. Jedną z moich pasji były motocykle. Jeździłam na skuterze, motocyklu enduro, później nawet na ścigaczach. Jednak kiedy urodziłam pierwsze dziecko, przestałam. Jest to zabawa dająca dużo przyjemności, ale też niebezpieczna.

Większość użytkowników dróg twierdzi, że to właśnie motocykliści należą do osób najczęściej doprowadzających do wypadków na drodze.

– Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Chyba po prostu kierowcy samochodów nie zwracają na nich zbyt dużej uwagi, nie zachowują ostrożności. Jednak takie błędy najdotkliwiej uderzają w motocyklistów. Bo oni nie są tak dobrze osłonięci, jak kierujący samochodami. Oczywiście czasami zdarza się, że motocykliści szarżują. Ja jednak preferowałam jazdę bezpieczną i wolniejszą. Sporadycznie zdarzało mi się jechać z prędkością 220/230 km/h. Były to jednak małe odcinki autostrad w Austrii i Niemczech.

Długo ma pani prawo jazdy kategorii B?

– Miałam wtedy 17 lat. Egzamin zdałam za pierwszym razem. Sam kurs, który odbywał się w Nowym Sączu, wspominam bardzo miło. Instruktor był sympatyczny i bardzo kompetentny. Zresztą sam mówił, że jeździło się mu ze mną dobrze. Poza tym posiadam uprawnienia do kierowania samochodem z przyczepą. Były mi one potrzebne do transportu konia. Swego czasu często z nim podróżowałam. Zrobiłam te uprawnienia, żeby samodzielnie go wozić. Nie musiałam nikogo prosić o pomoc. Byłoby to kłopotliwe.

Czy przed rozpoczęciem kursu na prawo jazdy miała już pani jakieś doświadczenie?

– Niewielkie, w zasadzie prawie żadne. Jednak muszę przyznać, że raz pod okiem taty próbowałam wjechać do garażu. Nie była to jednak udana próba. Garaż był źle wyprofilowany, trzeba było wykonać kilka niezbyt łatwych manewrów. Niestety, auto nie wyszło podczas mojej próby wjazdu bez szwanku. Trochę je porysowałam.

Pierwszym swoim samochodem jeździła pani zaraz po zdaniu egzaminu?

– Tak, był to Fiat 125p, tylko trochę tak na sportowo stuningowany. Potem jeździłam już trochę lepszymi samochodami. Jednak nie miałam ich dużo, a pierwsze były oczywiście używane. Teraz jeżdżę samochodem marki Subaru. W pełni zaspokaja on moje potrzeby. Ma m.in. napęd na cztery koła.

Uważa się pani za dobrego kierowcę?

– Jak najbardziej. Jestem opanowana, mam na koncie sporą ilość przejechanych kilometrów, często w ciężkich warunkach atmosferycznych, zimą. Staram się też być cierpliwa. Choć czasami irytuje mnie nieprofesjonalne zachowanie tzw. niedzielnych kierowców. Na szczęście jest ich w Polsce nie tak znowu dużo. Generalnie uważam, że nie powinniśmy mieć kompleksów w stosunku do innych narodów. Uważam, że Polacy naprawdę potrafią dobrze i bezpiecznie jeździć.

 

Jagna Marczułajtis-Walczak urodziła się w 1978 r. w Zakopanem. Rodzice, zapaleni narciarze, sprawili jej na drugie urodziny parę malutkich nart. Pewnego dnia zastąpił je snowboard. Niedługo potem zdobyła swój pierwszy medal na mistrzostwach świata juniorów. Sportsmenka osiągała duże sukcesy także w sporcie seniorskim. Jest 14-krotną mistrzynią Polski, mistrzynią Europy oraz trzykrotną uczestniczką zimowych igrzysk olimpijskich. W 2002 r. w Salt Lake City uplasowała się tuż za podium, zajmując czwarte miejsce.

W 2008 r. Jagna Marczułajtis-Walczak postanowiła zakończyć karierę sportową. Zajęła się polityką. W 2010 r. została wybrana na radną Sejmiku Województwa Małopolskiego, rok później, startując z listy Platformy Obywatelskiej, dostała się do Sejmu. Jest członkiem Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki oraz delegacji parlamentarnej RP do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

Prywatnie matka dwóch córek – Jagody i Igi, żona Andrzeja.

 

Dodaj komentarz