Instruktorskie dylematy, czyli przyjęcie mandatu nie zawsze popłaca

kontrola drogowa

Czy instruktor, którego sąd uznał za winnego spowodowania kolizji, traci prawo do wykonywania zawodu? Nie, bo wedle przepisów nie jest to przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Jednak część instruktorów o tym nie wie. Dlatego ze strachu przyjmuje od policji mandaty. Nawet wtedy, gdy jest przekonana o swojej niewinności.

Za dobry przykład może posłużyć zdarzenie, do którego doszło w listopadzie ubiegłego roku. Dorota Wawrzyniak, właścicielka OSK „OS – Car” z Witnicy, nadzorowała jazdę swojej kursantki. Kobiety dojechały do skrzyżowania ul. Grobla i Zielonej. Właśnie wtedy doszło do kolizji.

Kto jest winny?

Jadąc ul. Grobli przy palącym się sygnale zielonym wjechałam z kursantką na skrzyżowanie z zamiarem skrętu w lewo w ul. Zieloną – relacjonuje Dorota Wawrzyniak. – Kursantka zatrzymała się, żeby przepuścić pojazdy jadące na wprost i skręcające w prawo. Po zmianie wyświetlanego sygnału kierujący z prawej strony nie zwrócił uwagi na to, że samochód nauki jazdy nie opuścił skrzyżowania. Ruszył dynamicznie i doprowadził do kolizji. Kierowca nie miał prawa wjechać na skrzyżowanie, jeżeli nie miał miejsca do kontynuowania jazdy. Dodatkowo nie zachował szczególnej ostrożności wobec pojazdu oznaczonego literą „L”. Stanowi o tym kodeks drogowy.

Co się działo krótko po zderzeniu samochodów? Auta zjechały na pobliski parking, uczestnicy kolizji obejrzeli szkody. Właściciel pojazdu, który zderzył się z samochodem szkoleniowym, zadzwonił na policję.

– Po 15 minutach podjechał radiowóz – mówi Wawrzyniak. – Mundurowi zrobili zdjęcia i pojechali. Niebawem przyjechali inni funkcjonariusze. Spojrzeli na samochody i stwierdzili: pani wina. Doznałam szoku. Próbowałam funkcjonariuszowi całą sytuację wyjaśnić. Żeby wytłumaczyć mu, że mam rację, sięgnęłam nawet po kodeks drogowy. Policjant odpowiedział mi: „proszę się nie mądrzyć, bo nie będzie pani miała już uprawnień instruktorskich”. Zaproponował również, żebyśmy odbyli symulację zdarzenia. Tak się stało. Mimo to mundurowy cały czas stał na stanowisku, że jestem winna kolizji. Czułam się skrzywdzona. Przyjęłam proponowany przez niego mandat. Kosztowało mnie to 300 zł.

Odwołanie

Dorota Wawrzyniak bała się po prostu, że jeśli sąd ją ukarze, to straci prawo do wykonywania zawodu instruktora. Po konsultacji z doświadczonymi kolegami upewniła się, że policjant popełnił błąd w ocenie sytuacji. Postanowiła odwołać się od wystawionego niesłusznie mandatu do sądu.

Posiedzenie odbyło się pod koniec stycznia. Sędzia oświadczyła, że nie ma podstaw do rozpatrzenia kwestii winnego kolizji. Przedmiotem zainteresowania sądu mogła być wyłącznie zasadność wystawionego mandatu. Innymi słowy: czy jest on zgodny z kodeksem wykroczeń. Wniosek Doroty Wawrzyniak został oddalony. W uzasadnieniu swojej decyzji sędzia stwierdziła, że jeżeli instruktorka była pewna swojej racji, to powinna odmówić przyjęcia mandatu. Dodała także, że na podstawie zgromadzonych dowodów winnym kolizji był kierowca nadjeżdżający z prawej strony.

Mandat nie oznacza utraty uprawnień instruktorskich

Czy Dorota Wawrzyniak postąpiła słusznie? Czy instruktor może bać się utraty uprawnień w momencie, kiedy ma podejrzenie, że kolizja nastąpiła z jego winy, on nie przyjmie mandatu, a sąd uzna go za sprawcę stłuczki?

– Niestety, instruktorka nie zauważyła, że od 27 grudnia 2008 r. obowiązuje znowelizowany przepis w ustawie Prawo o ruchu drogowym – mówi Marek Konkolewski z biura ruchu drogowego Komendy Głównej Policji.

Dokładnie chodzi o art. 105, ust. 6, pkt. 2 tego aktu prawnego. Zacytujmy: „Instruktorem jest osoba, która nie była karana wyrokiem sądu za przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu w ruchu drogowym”. Chodzi o „sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach”, „sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym”, nieumyślne spowodowanie wypadku przez osobę choćby nieumyślnie naruszającą zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, w którym inna osoba odniosła obrażenia ciała oraz wszystkie wymienione wyżej przestępstwa spowodowane w stanie nietrzeźwości, pod wpływem środka odurzającego lub gdy sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia.

Łatwo z tego można wywnioskować, że nawet gdyby do przedstawionej kolizji drogowej doszło z winy Doroty Wawrzyniak, to nie straciłaby swoich uprawnień instruktorskich. Jednak przed nowelizacją ustawy Prawo o ruchu drogowym z 2008 r. artykuł dotyczący tego, kto może być instruktorem, brzmiał nieco inaczej. Jak? „Instruktorem jest osoba, która nie była karana wyrokiem sądu lub orzeczeniem kolegium do spraw wykroczeń za przestępstwo lub wykroczenie przeciwko bezpieczeństwu w ruchu drogowym”.

Co z niego wynika? Jeśli instruktor byłby winny kolizji drogowej i nie przyjąłby mandatu wystawionego przez policjanta, a sąd uznałby jego przewinienie, to tylko w takim przypadku straciłby swoje uprawnienia.

 

Jakub Ziębka

 

2 komentarze do “Instruktorskie dylematy, czyli przyjęcie mandatu nie zawsze popłaca”

  1. Pingback: my company

Dodaj komentarz