MMM: Materna, Mann i Maluch

Krzysztof Materna

Poróżniła nas sprawa temperatur. Jemu było za gorąco, a mnie było zimno. On wystawał z „malucha” w zimie, a ja miałem wszystkie wyloty powietrza nastawione na siebie, żeby mnie ogrzewało – wspomina Krzysztof Materna.

Mikołaj Radomski: Wpisując w Google Pana nazwisko oraz „samochód”, wyskakuje jedynie informacje w serwisie Pudelek o mandacie, który dostał Pan w 2008 r. za złe zaparkowanie Audi. To jedyna pana przygoda motoryzacyjna?

Krzysztof Materna: Nie znajdzie Pan opisu wielu moich przygód motoryzacyjnych, ponieważ nie jestem kojarzony z mężczyzną, dla którego samochód jest czymś nadzwyczajnym. Niestety mój kontakt z mandatami na skutek zainstalowania w Polsce sieci fotoradarów jest właściwie permanentny. Niesłychanie trudno jest zachować reżim 40 km/h w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Ja jestem absolutnie za kontrolą prędkości patrząc na szaleńców, którzy jeżdżą po polskich drogach, ale ograniczanie prędkości w sposób nadmierny jest groźne i niebezpieczne.

Zdjęć nie udaje się Panu uniknąć. Przynajmniej tych z fotoradarów.

Tak, straże gminne z różnych miejscowości czasami przesyłają mi zdjęcia. Staram się pilnować na drodze, ale czasami jest tak, że nie da się. Tak było z policją drogową, która zatrzymała mnie po przekroczeniu szybkości o 8 km/h przy znaku 70 km/h. Z filmu wynikało, że szybkość przekroczyłem, zanim zdążyłem zwolnić.

Czy pamięta pan skecz, który zrobiliście wspólnie z Wojciechem Mannem o kursie na prawo jazdy. Pan był kursantem, a Wojciech Mann instruktorem. Prowadził Pan „malucha” z Polskiego Związku Motorowego. Instruktor w miażdżących słowach krytykował Pana jazdę. Mówił, że jedzie Pan „żabką”, przeleciał na jednokierunkowej pod prąd, zgrzyta biegami. Umówiliście się na kolejną jazdę następnego dnia na 11.15 i… odjechał Pan czerwoną fiestą.

Coś sobie przypominam, ale całej treści nie pamiętam.

Czy robiliście jakieś inne skecze motoryzacyjne?

Dość dawno już nie pisaliśmy wspólnie skeczy. Niewątpliwie jest sporo materiału, by tym tematem się zająć. Jest wiele rzeczy, które mnie zadziwiają. Pewnego razu w nocy ustawiłem się za samochodem na skrzyżowaniu by skręcić w lewo. Dwa razy zdążyła zmienić się sygnalizacja świetlna, a samochód dalej stoi. Objechałem go i zobaczyłem, że pani w środku nie rusza dlatego, że je jogurt łyżeczką. A drugą panią nakryłem na rondzie, jak czyściła sobie zęby w lusterku wstecznym, tamując ruch. Wniosek jest taki, że zdarzają się zaskakujące są zdarzenia na drogach, na które warto czasami spojrzeć z przymrużeniem oka. Niestety zastraszające są statystyki podawane po weekendach. Liczba pijanych kierowców i wypadków jest porażająca. Z jednej strony ilość wypadków spowodowana jest stanem naszych dróg, a z drugiej niefrasobliwością kierowców, zwłaszcza młodych, którzy jeżdżą bez wyobraźni. Prawda jest taka, że nawet na najlepszym kursie prawa jazdy wyobraźni się nie nauczy, bo ona przychodzi z doświadczeniem. To jest bardzo skomplikowany problem. Coraz częściej przesiadam się tam gdzie mogę w pociąg lub samolot, by nie robić długich odległości autem.

Nie czuje się Pan bezpiecznie na polskich drogach?

Każda wyprawa to jest walka o to, by nic się nie stało. Trzeba przyznać, że stan dróg się poprawia, choć jesteśmy teraz w najgorszym okresie ich budowy. Na przykład trasa do Katowic jest, z uwagi na remont, dramatem.

Pamięta Pan swój kurs na prawo jazdy?

Prawo jazdy robiłem w ośrodku na Pradze, przy ul. Jagiellońskiej. Pamiętam każdy znak. To były lata 70. Kurs odbywał się tak, jak w skeczu, na maluchu. Egzamin zdałem za pierwszy razem, przy czym wtedy były jeszcze egzaminy ustne. Jedyna rzecz której się obawiałem to sprawy techniczne, takie jak na przykład elektryczność, bo technikiem samochodowym to ja nie jestem.

Czy w książce zatytułowanej „Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami”, którą napisał Pan wspólnie z Wojciechem Mannem, opisujecie jakieś przygody na drodze?

Tam jest opis konfliktu między mną a moim partnerem, kiedy jeździliśmy „maluchem”, w którym on nie bardzo się w mieścił. Poróżniła nas sprawa temperatur. Jemu było za gorąco, a mnie było zimno. On wystawał z „malucha” w zimie, a ja miałem wszystkie wyloty powietrza nastawione na siebie, żeby mnie ogrzewało. Jest tam też opis naszej wspólnej podróży z Katowic, która miała miejsce w szarudze. Okazało się, że nie tylko złapaliśmy „kapcia”, ale że nasze koło zapasowe też było „kapciem”. To była moja wina. We wstępnie Wojtek charakteryzuje mnie jako kierowcę dość ironicznie, ale ten problem już nie istnieje, od kiedy jeżdżę automatem.

Ma Pan ukochany samochód?

Traktuję samochód jako potrzebne narzędzie do życia. Przez bardzo wiele lat korzystałem z dużych SUV-ów. Najpierw jeździłem Toyotami terenowymi, a ostatnich sześć lat audi Q7, które tydzień temu dosłownie zamieniłem na pierwszy samochód w moim życiu, w którym nie interesowała mnie wielkość bagażnika. Po prostu mi się spodobał. Q7 zamieniłem na Range Rover Evoque. Nawet lepiej czuję się w mniejszym SUV-ie. Jak na razie jestem zachwycony tym autem.

 

 

 

Krzysztof Materna – ur. 28 października 1948 r. w Sosnowcu, polski konferansjer, satyryk, aktor, reżyser i producent telewizyjny. Karierę rozpoczynał jako pracownik Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych, był reżyserem oraz dyrektorem artystycznym koncertów na festiwalach opolskich i sopockich. Współtwórca programów radiowych i telewizyjnych Spotkania z balladą, 60 minut na godzinę. Razem z Wojciechem Mannem tworzył duet telewizyjny realizując takie popularne programy, jak: „Za chwilę dalszy ciąg programu”, „MdM”, „MdM po godzinach”.

 

3 komentarze do “MMM: Materna, Mann i Maluch”

  1. Pingback: ที่พักรายวัน แถวรามอินทรา

  2. Pingback: white cherry runtz strain

  3. Pingback: browning shotguns

Dodaj komentarz