Trzecia strona szkolenia

Pierwsza lekcja, druga lekcja i też trzecia leci… Prawie rok temu pisałem o planie na początkowe godziny i dostałem kilka pytań z cyklu: a co dalej? Co dalej? Patrz niżej.

O ile pierwsza i druga lekcja miały być w ogromnym skrócie z założenia zachowawcze, wprowadzające, kształtujące odpowiedni tok myślenia na drodze, o tyle trzecia to koniec żartów. To powinna być mniej więcej piąta i szósta godzina lekcyjna, z zastrzeżeniem, że do tego następnego etapu możemy przejść tylko i wyłącznie, gdy kursant zgodnie z oczekiwaniami potrafi względnie (czyli na odpowiednim jak na ten etap poziomie) panować nad pojazdem, utrzymać się w swoim pasie ruchu i zmieniać biegi, a bezsprzecznie zna zasady rozwiązywania skrzyżowań jeszcze z zajęć teoretycznych. Jeżeli tak nie jest, trzeba wybrać indywidualny tok zajęć wyrównawczych i wrócić do jednej z poprzednich lekcji tak, aby poprawić to, co kursantowi najgorzej wychodzi, czyli np. wrócić na plac i przećwiczyć jeszcze raz ruszanie, zmianę biegów itp. Jeżeli jednak wszystko idzie zgodnie z planem, co zdarza się częściej, przechodzimy do tradycyjnej lekcji nr 3.

Zaczynamy od założeń. Jedna z ważniejszych rzeczy, którą dzisiaj utrwalimy raz na zawsze, to kwestia kierunkowskazów. Kiedy się ich używa? Odpowiedź prawidłowa: gdy skręcamy w prawo i w lewo. Ta banalna kwestia nie będzie za chwilę na drodze taka oczywista. Można nawet pokazać znaki w podręczniku i zapytać, przy których z nich używamy kierunkowskazów. W skrócie: włączamy je na rozjazdach dróg np. w kształcie litery „Y”, przy prawie wszystkich znakach nakazu, tu koniecznie trzeba zwrócić uwagę na różnicę między „nakazem skrętu przed znakiem”, a „z prawej strony znaku”. Dalej. Przy bardzo podobnej, nawet wizualnie, organizacji ruchu (z zastrzeżeniem, że „strzałka prosto” to prosto, czyli jedziemy bez kierunkowskazu, bez względu na tor drogi) oraz przy „krzywym pierwszeństwie” – jak się potocznie określa tabliczkę pod znakiem „droga z pierwszeństwem”, ustawioną, gdy ta przebiega w jakiś nieoczekiwany sposób.

Kiedy natomiast nie włączamy kierunkowskazów? Odpowiedź jest jeszcze łatwiejsza. Mianowicie gdy jedziemy prosto. A zatem bez względu na ukształtowanie drogi, kiedy organizacja ruchu, nakaz jazdy wskazują jazdę na wprost lub z boku znaku oraz gdy mamy tabliczkę T-18 „wskazującą nieoczekiwaną zmianę kierunku ruchu”, czyli filozoficznie „krzywo to prosto”, jak kiedyś słyszałem, co bardzo trafnie, obrazowo opisuje sens tego znaku. W ogóle warto przyjrzeć się tabliczkom np. z wpisaną odległością. Bez „strzałek” oznacza „za” powiedzmy 150 m, a ze „strzałkami” – na odcinku. Drobnostka, ale doskonale otwiera oczy kursantom, bo okazuje się, że rzeczywiście tak jak jest na znaku, tak potem jest na drodze. Do tego dochodzi jeszcze wiedza na temat prędkości i ciągła kontrola nad jej dozwoloną wielkością na zasadzie: jaki znak minęliśmy? Ograniczenie do 40 km/h. Dokąd obowiązuje? Do odwołania lub skrzyżowania. Minęliśmy skrzyżowanie. Z jaką prędkością teraz możemy jechać? 50 km/h. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy w obszarze zabudowanym. A po godzinie 23? To już 60 km/h. I tak w kółko.

Warto także przy wybieraniu trasy zaplanować ją tak, aby kursant trafił jeszcze na np. przejazdy kolejowe, znaki „stop”, które są przecież największą świętością na drodze i uczą dyscypliny, oraz małe, nazwijmy to „klasyczne” skrzyżowania, jeszcze bez skrętów w lewo przy sygnalizacji, na to przyjdzie czas. Na tej lekcji chodzi raczej o opanowanie wszystkiego po trochu, o spróbowanie jak się to robi. Oczywiście skoro mija dopiero 5-6 godzina szkolenia, zdarzają się jeszcze często problemy mechaniczne, głównie z ruszaniem, czasem utrzymaniem w pasie, skoordynowaniem kierunkowskazów, skręcania i ruszania, ale to dobry moment, żeby kursant zmierzył się ze swoim stresem w prawdziwym ruchu.

Dobrze również podczas tej jednej lekcji obrać cel podróży, np. „zwiedzanie” Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, aby pokazać jak wyglądają egzaminy, plac manewrowy, planowanie. Cel wyprawy pozwala też kursantowi skupić się bardziej na dotarciu do punktu B niż na swoich emocjach. Takie złapanie oddechu podczas właściwie pierwszej lekcji w prawdziwym ruchu miejskim jest jak najbardziej wskazane. Ważne tylko, żeby ta przerwa była konstruktywna, a nie na papierosa…

Potem wsiadamy z powrotem i wracamy tą samą trasą, ale nie oznacza to, że skoro mamy tę samą drogę, wszystko jest jasne. Nadal bombardujemy kursanta pytaniami o sens znaków, żeby ani przez moment nie pomyślał, że jakakolwiek lekcja jest po to, aby zapamiętać „jak się tu jeździ”. Nawet gdy będziemy jechać tą samą trasą na ostatniej lekcji, nadal konsekwentnie i z uśmiechem pytamy „dlaczego?”, czekając na tę samą dobrą odpowiedź. Ale żeby dojść do takiego stanu, trzeba ten proces kiedyś rozpocząć. I właśnie trzecia lekcja to najlepszy moment. Moment przełomowy, ponieważ to prawdziwe przejście od lekcji początkowych do zajęć na poważnie. Teraz dopiero się zaczyna! Iść dalej można jednak dopiero, mając dobrze ukształtowaną podstawę, w przeciwnym przypadku wiedza zaczyna się zlewać, mieszać, a kursanci często tworzą własne przepisy. To są bardzo ważne czynniki dydaktyczne, ponieważ utrwalają najważniejszą na tym etapie cechę, którą wprowadzamy od samego początku, a więc nawyk czytania drogi poprzez czytanie znaków – nigdy odwrotnie.

Grzegorz Lament, instruktor

 

6 komentarzy do “Trzecia strona szkolenia”

  1. Panie Grzegorzu, do czego ma się odwoływać pański tekst? W dobie szykujących się zmian w szkoleniu i szczegółowemu programowi tegoż szkolenia zamieszczonego (póki co) w projekcie rozporządzenia nie bardzo rozumiem pańskiego bełkotu. Są chyba ważniejsze sprawy godne poruszenia i dyskusji. Czytając pański artykuł straciłem tylko czas.

  2. Pingback: führerschein kaufen original

  3. Pingback: u31 com

  4. Pingback: https://caseberry.ru/bitrix/redirect.php?event1=click_to_call&event2=&event3=&goto=https://devs.ng/conor-mcgregor-is-going-to-fight-dustin-poirier/

  5. Pingback: บริการรับจด อย

Dodaj komentarz