Nauka jazdy czy pod egzamin

nauka jazdy

Istnieje dosyć zabawna teoria, która głosi, że jeżeli czegoś nie ma w internecie to nie istnieje, a jednak! Znalazłem ponad 16 000 stron w wyszukiwarce z określeniem „trasy egzaminacyjne kategoria B” (sic!). To czy może dziwić, że kursanci coraz częściej przychodzą na szkolenie wręcz z żądaniem – jak to określają – „nauki pod egzamin”? Tylko kto zaczął tę paranoję? Kursanci czy instruktorzy?

Wydawać by się mogło, że trasy egzaminacyjne obowiązują jedynie dla kategorii A i kropka. Ale egzaminy na kategorię B odbywają się przecież z punktu A do punktu… A, więc siłą rzeczy egzaminatorzy muszą sprawdzać umiejętności kursantów na ulicach w pobliżu Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. Przez pewnego rodzaju śmieszną grę w próbę odczytania intencji egzaminatora, tego w jaki sposób będzie chciał utrudnić egzamin kursantowi, czy przyjechał na to skrzyżowanie od tej, czy od innej strony, powstaje niepisana mapa „tras egzaminacyjnych”, które są niczym tajemnica poliszynela dla każdego instruktora. Na czym polega ta gra? Wystarczy w codziennej praktyce obserwować i zapamiętywać mimochodem, gdzie spotyka się pojazdy egzaminacyjne i jakie manewry wykonują. To też wiedza często przekazywana przez bardziej doświadczonych instruktorów tym, którzy dopiero zaczynają pracę w zawodzie. Jednym słowem trzeba wiedzieć, gdzie kursant może ewentualnie pojawić się na egzaminie. Dlaczego? Dla jego własnego dobra. Niby szlachetne podejście, ale ma to niestety daleko idące konsekwencje.

Już samo powielanie błędnej teorii o „trasach egzaminacyjnych” (mapki np. z trzema najbardziej popularnymi drukują nawet od czasu do czasu gazety codzienne) powoduje, że kursanci zaczynają w nią bezkrytycznie wierzyć. Wielokrotnie słyszałem o przypadkach, w których przyszli kierowcy szukali szkoły jazdy z siedzibą najbliżej Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, żeby „nie tracić czasu na dojazdy”. Dojazdy oczywiście do tras egzaminacyjnych. Idąc tym tropem, wyjazd z parkingu szkoły, czyli ćwiczenie włączania się do ruchu, jest bezsensownym manewrem, bo przecież na egzaminie kursant nie będzie wyjeżdżał akurat z tego jednego, konkretnego parkingu. Tym samym nauka jazdy po łuku powinna odbywać się tylko i wyłącznie na terenie WORD-u, ponieważ jak również wielokrotnie słyszałem od uczniów, „oni mają jakiś inny plac”. Pamiętam także, jak na szkoleniu dodatkowym kursant przy ograniczeniu prędkości do 50 km/h zaczął przyspieszać do 70. Na pytanie, co robi, odpowiedział: „no jak to, nie jestem na egzaminie”. Ręce opadają? To nie koniec. Do historii przeszły bowiem przypadki parkowania na egzaminie przez kursanta, który mimo braku polecenia egzaminatora wykonał manewr, ponieważ parkował tutaj zawsze w czasie kursu, albo jeszcze lepiej, odmówił parkowania, bo „kopertę to zawsze robił z drugiej strony”. Można by więc powiedzieć, że to kursanci sami są sobie winni, ponieważ to oni tworzą tzw. „rynek”, który zaczął wymuszać na instruktorach „nauczanie pod egzamin”.

Zastanówmy się jednak na spokojnie, co to określenie w ogóle może oznaczać. Musiałoby odnosić się do sytuacji, w której np. przejeżdżamy przez jakąś część skrzyżowań, traktując je jako „mniej ważne”, aby w końcu dojechać do tych „ważniejszych”, które mogą się zdarzyć na egzaminie. Przerażające jest to, że wielu instruktorów właśnie w ten sposób pojmuje naukę jazdy (na iluż to stronach internetowych szkół jazdy można znaleźć odnośnik „trasy egzaminacyjne”), choć w gruncie rzeczy nauczanie pod egzamin jest… niedorzeczne. Po pierwsze z założenia dzielenie skrzyżowań na łatwe i trudne, podczas gdy na każdym przecież obowiązuje ta sama, podkreślam ta sama zasada pierwszeństwa przejazdu, jest niezgodne z przepisami ruchu drogowego. Proszę zwrócić uwagę, że kiedy w czasie lekcji kursant porusza się po drogach, powiedzmy wylotowych z miasta, w pewien nadprzyrodzony sposób wie, że przez większość drogi ma pierwszeństwo przejazdu, nawet się nad tym nie zastanawiając (pisałem już kiedyś o rozwiązywaniu skrzyżowań „na oko”). Jednak kiedy pojawia się na wspomnianych „trasach egzaminacyjnych” w identycznej sytuacji, tzn. gdy także ma pierwszeństwo, już tego dostrzec nie potrafi. Proszę wtedy zadać kursantom magiczne pytanie – dlaczego? Włączenie myślenia gwarantowane.

Po drugie wreszcie nauka na egzamin dawałaby pewną gwarancję, że jeżeli nauczę się jeździć w określonym obszarze miasta, egzamin zakończy się pozytywnie. Tylko ze zgadywaniem przyszłości jest jak z prognozą pogody – czasem się trafi, a takie podejście może doprowadzić do sytuacji w której kursant powie: „nie zdałem egzaminu, bo tutaj wcześniej nie byłem”… Aż ciśnie się na usta pytanie, czy gdyby zdał, to by nie pojechał do innego miasta, w którym też jeszcze nigdy nie był?

Nauka pod egzamin jest faktycznym, ale bardzo dziwnym i bezpodstawnym zjawiskiem. A kto je wywołał? Niech nie zmylą nas przytoczone wypowiedzi kursantów, one są jedynie wynikiem błędów, jakie popełniają instruktorzy. Dla mnie nauka pod egzamin jest słabością instruktora, który nie wie, jakie elementy, w jakiej dydaktycznej kolejności przekazać uczniowi. Z tego powodu wpada na cwany pomysł, aby spróbować przechytrzyć egzaminatora i pokazać kursantowi nieznany dla niego teren na zasadzie: „tutaj skręcamy w prawo i proszę mieć włączony cały czas kierunkowskaz, bo tam jest zaraz nakaz jazdy w prawo”. Przy okazji kolejny kardynalny błąd. Wracanie w to samo miejsce, gdy tylko kursant popełni błąd. Jak odbiera to uczeń? Jak prosty komunikat, że żeby zostać kierowcą, należy zapamiętać pewne miejsca, co oznacza, że muszą istnieć również takie, których pamiętać nie trzeba… To może od razu do kursu teoretycznego dołączać mapę miasta, w którym kursant zdaje egzamin? Bez komentarza.

Właśnie jazda na pamięć to główny grzech „uczenia pod egzamin”. Nauka jazdy wówczas przestaje mieć wiele wspólnego z nauką, staje się tylko instruktażem zdobycia prawa jazdy, czyli jakby załatwienia sprawy w urzędzie, czyt. Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Co gorsza w trakcie egzaminu sam egzaminator nie ma zbyt wielu szans, żeby zorientować się, czy przyszły kierowca wie, czy tylko pamięta. Podam klasyczny przykład prawidłowego – bądź co bądź – ustawienia się kursanta do lewej krawędzi na drodze jednokierunkowej, który zachował się tak, ponieważ jechał właśnie przy charakterystycznym płocie! Przychodzą mi do głowy pytania z kultowego filmu „Miś” Stanisława Barei. A gdyby wspomniany płot w przyszłości już nie stał w tym miejscu albo, co gorsza, została zmieniona organizacja ruchu i droga jednokierunkowa stałaby się dwukierunkowa?!

Uczący „na płot” instruktorzy niestety psują opinię tym, którzy naprawdę wiedzą, na czym polega ten zawód. Tym, którzy zdają sobie sprawę, że egzamin jest jedynie etapem, dopiero początkiem drogi za kierownicą przyszłego kierowcy. Tylko ta metoda jest prostsza. Kursanci i instruktorzy myślą: „mniej się napracuję, a prawko i tak będę/będzie miał, bo po co (ma) znać te wszystkie przepisy, skoro i tak jakoś dobrze jadę/jedzie”. Dlaczego? Ponieważ parafrazując znaną łacińską sentencję: nie dla egzaminu lecz dla życia się uczymy i dopóki szkoły jazdy będą dawały „pisemną gwarancję zdania egzaminu”, dopóty będą kursanci wymagający wręcz nauki na pamięć skrzyżowań. Tylko potem nie miejmy pretensji do kierowców, że w ogóle nie patrzą na znaki i się do nich nie stosują. A czy nauczył ich ktoś tego, wytłumaczył po co? Nie. Lepiej zapamiętać jak się przejeżdża przez to skrzyżowanie, żeby egzaminator się – przepraszam za dosadne określenie – nie doczepił, jak mówią sami kursanci. Śmieszne i smutne zarazem jest, że żadna ze stron nie widzi, o ile jest to trudniejsze zdanie, przecież kombinacji na skrzyżowaniach w uproszczeniu może być dziewięć, a samych skrzyżowań – miliony. Co łatwiej zapamiętać?

 

Grzegorz Lament, instruktor

 

8 komentarzy do “Nauka jazdy czy pod egzamin”

  1. Na stronie ośrodka z Dąbrowy Górniczej jest zamieszczona Trasa egzaminacyjna na kat. A, A1, B1 ostatnio ma ona nowy dopisek : UWAGA!!! Nastąpiła korekta przebiegu trasy.
    Ja też jeździłam z instruktorem tylko po tych trasach.

  2. Pingback: cybin stock news​

  3. Pingback: buy Packman Berry Payton online

  4. Pingback: สมัครเน็ต ais

Dodaj komentarz