Instruktorka skazana za wypadek śmiertelny

rozbita szyba w samochodzie

To była jedna z najbardziej dramatycznych w tym roku rozpraw w pilskim sądzie. Na ławie oskarżonych zasiadła Marcelina M., sprawczyni śmiertelnego wypadku; naprzeciwko niej rodzina 56-letniej pilanki, która zginęła w tym wypadku.

Tego feralnego dnia, 3 lutego, 28-letnia Marcelina M. z Wałcza, właścicielka szkoły jazdy i instruktorka, wiozła swoją kursantkę na egzamin do pilskiego WORD-u. Do godziny 8, o której rozpoczynał się egzamin, brakowało już tylko kilkunastu minut, a one były jeszcze przed Piłą.

– Oskarżona jechała z dozwoloną prędkością, ale jak na warunki ruchu, które panowały w tym dniu na drodze, była to niebezpieczna prędkość – uzasadniał wyrok sędzia Jerzy Paliwoda.

Ta właśnie prędkość doprowadziła do tragedii: Marcelina M. wpadła w poślizg i zjechała na lewy pas, gdzie czołowo zderzyła się z fiatem punto pilanki. 56-letnia kobieta zginęła na miejscu. Ucierpiała także kursantka. Marcelina M. odwołała na sali sądowej swoje zeznania, które składała w prokuraturze. Biały bus, który miał zajechać jej drogę i zmusić do zjechania na lewy pas, nigdy nie istniał. Przeprosiła też rodzinę pilanki. Dramat rodziny ofiary rozpoczął się, kiedy Marcelina M. poprosiła sąd o dobrowolne poddanie się karze. Jej obrońca zgodził się na karę, którą zaproponowała prokuratura – dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, odebranie na dwa lata prawa jazdy i prawa do wykonywania zawodu instruktora oraz 1000 złotych grzywny. Na taki wyrok musiała się również zgodzić rodzina ofiary.

– Czy jest odpowiednio wysoka kara za zabicie czyjejś żony, matki i babci, za zniszczenie życia jej rodzinie? – pytał retorycznie Marek Januszkiewicz, mąż tragicznie zmarłej pilanki. -Samochód jest takim samym narzędziem zbrodni jak nóż czy pistolet, jeżeli znajdzie się w rękach nieodpowiedzialnej osoby.

Marek Januszkiewicz miał przy sobie wycinek z gazety z wyrokiem Sądu Okręgowego w Lublinie, który w maju skazał instruktora nauki jazdy na 2,5 roku więzienia za spowodowanie przez kursanta wypadku i śmierć dwóch osób. Dlaczego Marcelina M. nie trafi za kratki?

– Każda sprawa jest inna – przekonywał go sędzia Jerzy Paliwoda. – Wypadek to przestępstwo nieumyślne. To może zdarzyć się każdemu z nas. Cała wina oskarżonej do niedostosowanie prędkości do warunków ruchu. Nie była pod wpływem alkoholu, nie uciekła też z miejsca wypadku. Dwa lata w zawieszeniu na pięć lat to najwyższa kara, jaką można zawiesić.

Czy zgoda na taką karę nie jest zdradą wobec ofiary? Czy dążenie jednak do przeprowadzenia procesu ma jakikolwiek sens? Prokurator nie zmieni swojego wniosku, a sąd zawsze może wydać niższy wyrok. Na te pytania mąż i córka tragicznie zmarłej pilanki sami musieli znaleźć odpowiedź. Znaleźli. Zgodzili się, by wymierzyć oskarżonej karę już na pierwszej rozprawie: – Zgadzamy się tylko dlatego, żeby zmniejszyć nasz ból.

Instruktorem nauki jazdy nie może być osoba skazana za przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Dlatego kara dwóch lat zakazu szkolenia przez Marcelinę M. kandydatów na kierowców ma jedynie symboliczny wymiar. Już nigdy nie będzie mogła wsiąść do „elki”. Jeżeli to zrobi, złamie prawo.

Źródło: Głos Wielkopolski

 

Dodaj komentarz